Zarówno koronawirus jak i HIV potrzebują do atakowania komórek enzymów zwanych proteazami (w tym przypadku 3CL). Leki lopinavir oraz ritonavir stosowane na wywołujący AIDS patogen skutecznie go zatrzymują. Wielu naukowców wpadło na pomysł, by użyć ich kombinacji do walki z nowym koronawirusem.

Reklama

18 stycznia tego roku, kilka dni po skutecznym dokonaniu sekwencji SARS-CoV-2, lekarze z Wuhan podjęli się skomplikowanego randomizowanego testu klinicznego w warunkach polowych. Raport ze swoich doświadczeń opublikowali w czasopiśmie ”New England Journal of Medicine”.

Kierujący projektem Bin Cao zaczął ściągać do niego pacjentów ciężko chorych i wymagających najczęściej pomocy respiratora. O ich stanie świadczy choćby fakt, że 25 proc. grupy kontrolnej zmarło.

Planowano pozyskać 160 chorych, zgłosiło się 199. Połowie zaczęto podawać przez 14 dni kombinację lopinavir–ritonavir. Pozostałym udzielano dostępnej pomocy medycznej. Efekty okazały się mało zachęcające. W obu grupach czas powrotu do zdrowia trwał średnio (mediana) 16 dni. W grupie kontrolnej śmiertelność była nico większa. Dwie rzeczy mogły zdecydować o niskiej skuteczności terapii.

Po pierwsze, dr Cao przeprowadził swoją próbę kliniczną na szczególnie obciążonej grupie pacjentów. Osoby, które próbował leczyć zostały zainfekowane dość dawno i miały już poważne uszkodzenia tkanki płucnej. Nawet najlepsze środki na bakteryjne zapalenie płuc nie zawsze pomagają w takich sytuacjach.

Po drugie, lopinavir sam w sobie nie jest szczególnie silnym przeciwnikiem dla SARS-CoV-2. Koncentracja tego środka potrzebna do wstrzymania replikacji wirusa jest znacznie większa niż odkryty poziom serum w krwi pacjentów poddanych terapii lopinavir–ritonavir.

Dr Cao przyznaje, że brak jeszcze wiedzy na temat odpowiednich koncentracji leku w tkankach zajętych infekcją koronawirusem. Poza tym, próbę przeprowadzono zaledwie w kilka dni po identyfikacji patogenu.

Niemniej, z tych pierwszych testów klinicznych płynie ważna lekcja dla wszystkich badaczy pracujących nad lekami i przygotowującymi swoje próby na pacjentach. Co więcej, chińscy lekarze udowodnili, że szybkie przeprowadzenie randomizowanych testów wysokiej jakości jest możliwe nawet w samym sercu epidemii.

Nadal trwają testy z istniejącymi już lekami, jak np. remdesivir, który powstrzymuje replikację RNA czy przeciwmalaryczną chlorochiną. Ta druga substancja wywołuje jednak groźne skutki uboczne, jak problemy z sercem, obniża cukier we krwi, zaburza widzenie, osłabia mięśnie i wywołuje zawroty głowy. Mniej toksyczna wersja, hydroksychlorochina podana małpom w laboratorium zdołała powstrzymać infekcję SARS-CoV-2.

Inne obiecujące badanie na małpach ma związek tzw. terapią plazmową. Przeciwciała zawarte w plazmie z krwi wyleczonych z COVID-19 pacjentów podawane są ciężko chorym z nadzieją, że powstrzyma się namnażanie wirusa.

Doświadczenia na makakach królewskich opisał Chuan Qin, patolog z Instytutu Nauk Laboratoryjnych o Zwierzętach działającego w ramach Chińskiej Akademii Nauk Medycznych. Raport trafił na serwis bioRxiv z badaniami nie poddanymi jeszcze weryfikacji środowiska naukowego (ang. peer review).

Miesiąc od pierwszej infekcji lekarze nie zdołali ponownie zainfekować trzech małp. Wystawili je na działanie wirusa SARS-CoV-2, ale ten nie namnożył się. Może to wskazywać na zdolność naczelnych do wytwarzania skutecznych przeciwciał, czyniących je odpornymi na patogen - nawet jeżeli tylko na krótki okres.

Dr Qin i jego koledzy odnoszą się w swoim raporcie do informacji o pojedynczych przypadkach powtórnej infekcji wirusem u ludzi (np. z Japonii czy Chin). Ich zdaniem u tych konkretnych pacjentów nie tyle nie wytworzyła się odporność, co ktoś popełnił błąd przeprowadzając nieodpowiednio test.

Reklama

Jan Sochaczewski

Reklama
Reklama
Reklama