Po wielogodzinnej pracy Paimin uzyskuje małą grudkę rtęci i złota, którą zabiera do kuchni na końcu domu. W pomieszczeniu podłoga jest brudna, ściany są z plecionego bambusa a skromny drewniany piec nie ma komina. Dwa duże garnki z zupą gotują się na ogniu wczesnym popołudniem. 
 

Paimin przynosi kawałek rury o długości 18 centymetrów z zatopionym jednym końcem. Wrzuca do niej amalgamat ze złota i rtęci i kładzie rurkę na ogniu. Druga, otwarta końcówka rurki wychodzi na małe postawione na podłodze naczynie z wodą. Jego 33-letnia córka Yuni oraz 9-letni wnuk Galang kucają w pobliżu, by popatrzeć. 
 

Pod wpływem ogrzewania się rurki rtęć topi się i większość spływa do naczynia. Jednak część też zamienia się w parę, a opary wydostają się z pokoju.  
 

Krishna Zaki z organizacji BaliFokus przynosi do kuchni przenośny analizator pary i testuje powietrze. Wykrywa około 4000 nanogramów rtęci na metr sześcienny, czyli cztery razy więcej niż bezpieczny próg 1000 nanogramów ustalony przez WHO. 
 

Ismawati od razu informuje członków rodziny, że powietrze w kuchni nie jest bezpieczne i że wszyscy powinni wyjść na zewnątrz. Ale nikt z nich – nawet dziecko – nie bierze tej rady pod uwagę. 
 

Kiedy proces dobiega końca Paimin otrzymuje gorącą dwugramową kulkę złota, którą może sprzedać za mniej więcej 75 dolarów. 
 

Przed domem żona Paimina, 55-letnia Dinah, skarży się na bóle głowy i trudności z oddychaniem. Ismawati robi jej proste testy na koordynację, takie jak dotknięcie nosa palcem i równoczesne ruszanie nadgarstkami. Testy nie wypadają dobrze, więc Ismawati zaleca badanie na zatrucie rtęcią. Dinah jest zszokowana. Ani ona ani jej mąż nie mieli pojęcia o tym, że rtęć może być szkodliwa. 
 

- Teraz już wiem - ubolewa Paimin. - Ale jeszcze wczoraj nie wiedziałem, a przecież gotowałem rtęć w kuchni - dodaje.
 

- Od czasów starożytnego Rzymu, kiedy niewolnicy pracowali przy kopalniach z siarczanem rtęci, uważano, że rtęć wywołuje wiele problemów zdrowotnych, takich jak bóle głowy, drgawki, ślinienie się, trudności z chodzeniem, a nawet i śmierć. Jednak zatrucie rtęcią nie jest łatwe do zdiagnozowania, bo wiele jego objawów występuje też przy innych chorobach. 
 

W Indonezji skala problemów zdrowotnych związanych z ekspozycją na rtęć dopiero teraz wychodzi na światło dzienne, kiedy BaliFokus, lekarze ochotnicy i kilkoro przedstawicieli rządu poszukują ofiar i badają powietrze, jedzenie, domy i wodę na obecność rtęci. 
 

Erick Gunawan, lekarz w służbie zdrowia publicznego w Sekotong na wyspie Lombok, z pomocą BaliFokus przeprowadził dwie kontrole wśród społeczności wydobywców i odkrył dziesiątki potencjalnych ofiar zakażenia rtęcią. Wierzy, że jest ich o wiele więcej i ma nadzieję na dalsze badania kontrolne. 
 

- To jest jak góra lodowa - komentuje. - Widać tylko czubek, nie widać całej reszty, która jest niżej. 
 

Skargi i wymuszenia 
 

Powoli nadciągająca klęska ekologiczna zaczęła przyciągać uwagę czołowych polityków w administracji prezydenta Joko Widodo.
 

Minister odpowiedzialny za bezpieczeństwo kraju, Luhut Pandjaitan, w zeszłym roku wymienił nielegalne górnictwo jako jeden z problemów kraju. Jego doradca Sumarkidjo twierdzi, że minister po części miał na myśli nielegalnych wydobywców, którzy niszczą środowisko i zwiększają obecność rtęci w swoich społecznościach. 
 

Jego zdaniem ministra w szczególności zaniepokoiła szybka destrukcja i powszechne użycie rtęci przez wydobywców na odległej wyspie Buru w archipelagu Moluki – miejscu, które kiedyś mieściło więzienie, a od 2012 roku gorączka złota przyciąga tam dziesiątki tysięcy wydobywców. 
 

- Przykład wyspy Buru pokazuje, że nie mamy do czynienia z problemem na małą skalę - dodaje. - Oczyszczanie z rtęci zajmie nam wiele lat. 
 

Gatot Sugiharto, założyciel związku zawodowego górników w Indonezji, twierdzi, że górnicy są zmuszani do oddawania połowy swoich zarobków skorumpowanym policjantom i żołnierzom, którzy kontrolują dostęp do kopalni i domagają się zapłaty. Utrzymuje, że miliardy dolarów trafiają do portfeli urzędników, którzy przecież powinni dążyć do zakazu używania rtęci. 
 

- Górnicy tracą około 50 procent zysków na haraczach - opowiada. - Czasami policja zgarnia wszystko. 
 

Sumarkidjo zgadza się, że nielegalny status górników sprawia, że padają ofiarą wyłudzeń i przyznaje, że policja i wojsko mają w tym swój udział. 
 

- Nie mamy dowodów na to, ile biorą - twierdzi doradca ministra.  - Ale nie można działać nielegalnie bez pozwolenia władz - policji i lokalnego wojska. Każdy korzysta z okazji, by wziąć coś dla siebie - tłumaczy. 
 

Sugiharto, były górnik, opowiada się za legalizacją wydobywców na małą skalę, bo to jego zdaniem jedyna droga do zaprzestania używania rtęci. Działanie poza prawem oznacza brak podatków dla górników, a państwo pozbawiane jest potrzebnych dochodów. Gdyby ich praca była legalna, rząd mógłby im pokazać metody, które nie wymagają użycia rtęci, kontrolować ich działalność i ściągać podatki, by opłacić służbę zdrowia, oczyścić środowisko z rtęci i przywrócić mu stan naturalny.