W 1217 roku Abbott Burchard, mnich z opactwa Ursberg, zauważył na niebie niezwykły obiekt. Gwiazda, która normalnie świeciła bardzo słabo, gwałtownie pojaśniała. Burchard opisał to w prowadzonej przez siebie kronice. „Widziano cudowny znak” – odnotował. Dodał, że tajemniczy obiekt znajdował się w gwiazdozbiorze Korony Północnej. I że świecił z wielką siłą „przez wiele dni”.

Co to było? Zdaniem Bradleya E. Schaefera z Uniwersytetu Stanowego Luizjany, średniowieczny kronikarz zauważył gwiazdę T Coronae Borealis. To rzadki rodzaj słońca: tak zwana nowa powrotna, która regularnie jaśnieje na krótki okres. Jednak gwiazdę tę widziano dotychczas tylko dwa razy – w 1866 i 1946 roku. Jeśli zapiski Burcharda dotyczą właśnie T Coronae Borealis, byłaby to pierwsza wzmianka o tej gwieździe, jaką dotychczas odkryto.

Nowe, czyli gwiazdy wybuchowe

Istnieje pewien rodzaj gwiazd, które mogą gwałtownie jaśnieć – to nowe. Są to tak naprawdę układy podwójne. Czyli nie jedna gwiazda, ale dwie, związane ze sobą przyciąganiem grawitacyjnym. Nowa składa się z białego karła i gwiazdy ciągu głównego, poruszających się po ciasnej orbicie. Jest niewidoczna albo słabo widoczna – jednak do czasu.

Ponieważ gwiazdy składające się na nową krążą blisko siebie, materia z gwiazdy głównego ciągu spada na powierzchnię białego karła. Jest to głównie wodór i hel. Warstwa tej materii stopniowo staje się coraz grubsza, a temperatura – wyższa.

W pewnym momencie – przy określonym tempie powiększania się tej warstwy – w otoczce może rozpocząć się reakcja termojądrowa. Spalanie wodoru zachodzi wybuchowo, otoczka białego karła gwałtownie rozszerza się, a gwiazda jaśnieje. Jednak trwa to bardzo krótko, bo zaledwie kilkadziesiąt dni.

Tajemnicza nowa powrotna

Niekiedy zdarza się, że opisany wyżej proces cyklicznie się powtarza. Wówczas mówimy o nowych powrotnych. Czyli gwiazdach wybuchowych, które regularnie jaśnieją co pewien czas. T Coronae Borealis, widziana już dwa razy, najprawdopodobniej jest właśnie nową powrotną.

Czy faktycznie widziano ją w 1217 roku? Opis Burcharda jest dość ogólnikowy. Może dotyczyć innego zjawiska np. supernowej. Jednak Bradley E. Schaefer uważa, że to niemożliwe. Gdyby 800 lat temu mnich zobaczył supernową, pozostałość po niej dałoby się zaobserwować również współcześnie.

Supernowe, czyli wybuchy umierających masywnych gwiazd, pozostawiają po sobie rozszerzające się mgławice. Mogą być one widoczne nawet przez tysiące lat. Jednak w gwiazdozbiorze Korony Północnej nie zauważono żadnej pozostałości po supernowej.

A może to kometa?

Istnieje też możliwość, że Burchard widział na początku XIII wieku kometę. Nie jest to niemożliwe, jednak – zdaniem Schaefera – mało prawdopodobne. Mnisi średniowieczni uznawali komety za zwiastuny nieszczęść. Burchard raczej nie nazwałby jej więc „cudowną”. No i wspomniałby o jej ogonie.

W swoim artykule, opublikowanym w serwisie preprintów naukowych arxiv.org, Schaefer wspomina również o obserwacjach z 1787 roku. Wykonał je Francis Wollaston, angielski duchowny i astronom, używając dużego i małego teleskopu.

Wollaston zobaczył gwiazdę, którą uznał za jedno ze słońc znajdujących się w katalogu Williama Herschela (opublikowanym rok wcześniej). Jednak jej położenie prawie idealnie odpowiada położeniu na niebie T Coronae Borealis. Dlatego Schaefer uważa, że to była właśnie ta gwiazda – nowa powrotna, która znowu wybuchła.

Jeśli byłaby to prawda, następny wybuch nastąpiłby 79 lat później (1866 rok). A kolejny – 80 lat później (1946 rok). Co wskazuje, że T Coronae Borealis może mieć ok. 80-letni cykl. Astronomowie uważają więc, że ta nowa może pojawić się na niebie już pod koniec przyszłego roku. Na pewno będziemy jej tam wypatrywać.


Źródła: Live Science, arxiv.org.