Sonda jest wynikiem współpracy Europejskiej Agencji Kosmicznej (ESA) oraz Japońskiej Agencji Eksploracji Aerokosmicznej (JAXA). W czwartek 23 czerwca zbliżyła się do Merkurego na odległość zaledwie 200 km. Tak duże zbliżenie trwało wyjątkowo krótko ze względu na prędkość, z jaką przemieszcza się BepiColombo. Manewr był wykonywany przy prędkości 7,5 km/s (27 tys. km/godz.). Sonda powinna teraz zwolnić o 1,3 km/s.

BepiColombo fotografuje Merkurego z bliska

BepiColombo musi lecieć wolniej, aby wejść na orbitę Merkurego. Aby tego dokonać, przeleci w pobliżu Merkurego jeszcze cztery razy. Manewr taki określany jest mianem „flyby”. W trakcie wszystkich przelotów BepiColombo będzie zbierał dane, choć większość instrumentów sondy pozostanie w stanie uśpienia.

Pierwsze zdjęcie, jakie trafiło do mediów zaledwie cztery godziny po udanym przelocie, pokazuje spaloną, skalistą planetę usianą kraterami uderzeniowymi. Fotografię wykonała kamera pomocnicza Mercury Transfer Module's Monitoring Camera 2. W chwili, gdy sonda znajdowała się w odległości około 920 km od powierzchni Merkurego.

Podczas tego przelotu BepiColombo podleciał do Merkurego od strony nocnej. Dlatego zdjęcie można było wykonać dopiero cztery minuty po największym zbliżeniu, kiedy planeta była już wystarczająco oświetlona.

Co widać na zdjęciu BepiColombo?

Kamery pomocnicze wykonują czarno-białe zdjęcie o niskiej rozdzielczości, wynoszącej 1024 x 1024 pikseli. Obraz został jednak wzmocniony do 2048 x 2048 pikseli, aby wyostrzyć szczegóły. Dzięki temu dość dokładnie możemy się przyjrzeć podziurawionej kraterami powierzchni.

Można również zobaczyć części instrumentów orbitera o nazwie Mercury Planetary Orbiter. A konkretnie:

  • wysięgnik magnetometru biegnący od lewego dolnego do prawego górnego rogu,
  • niewielką część anteny sondy, którą można znaleźć na zdjęciu w prawym dolnym rogu.

Znaczna część z 16 instrumentów zamontowanych na sondach – bo BepiColombo przenosi dwa orbitery – była wyłączona. Włączono jednak magnetometry i detektory cząstek. Wiele wskazuje na to, że wygenerują one cenne dane naukowe na temat wiatru słonecznego w pobliżu Merkurego.

– Wszystkie dane, również te zebrane podczas przelotów, są bardzo cenne. Możemy latać naszym światowej klasy laboratorium naukowym przez różnorodne i niezbadane części środowiska Merkurego. Obserwujemy regiony, do których nie będziemy mieli dostępu po wejściu na orbitę. Jednocześnie przygotujemy się do rozpoczęcia głównej, naukowej części misji – powiedział Johannes Bernhoff, związany z misją naukowiec ESA.

W grudniu BepiColombo wejdzie na orbitę Merkurego

A ta rozpocznie się 25 grudnia 2025 roku. Wtedy statek wejdzie na orbitę Merkurego i wypuści dwa orbitery: Mercury Planetary Orbiter (MPO) i Mercury Magnetospheric Orbiter (MMO). Na pierwszym z nich umieszczono 11 instrumentów skonstruowanych w Europie. Jednym z nich jest radiometr i spektrometr IR MERTIS (Mercury Radiometer and Thermal Infrared Spectrometer). Dla tego urządzenia inżynierowie Centrum Badań Kosmicznych PAN opracowali i wykonali głowicę skanującą, czyli MPOI.  

– Misja BepiColombo stwarzała duże wymagania dotyczące miniaturyzacji aparatury. Stąd konieczność miniaturyzacji spektrometru, a także jego głowicy skanującej. Dla przykładu: opracowana w CBK PAN głowica skanująca dla spektrometru marsjańskiego ważyła około 2 kg. Tymczasem głowica MERTIS ważyła zaledwie 200 gramów – wyjaśnia dr hab. inż. Piotr Orleański z CBK PAN.

Misję BepiColombo nazwano na cześć włoskiego naukowca

BepiColombo jest dopiero drugą sondą w historii mającą wejść na orbitę Merkurego. Pierwsza była misja Messenger NASA, która badała maleńką skalistą planetę w latach 2011–2015. Jednak pierwsze zdjęcia Merkurego przesłał na Ziemię w 1970 roku Mariner 10, który wykonał trzy przeloty w pobliżu planety.

Nazwa misji jest hołdem dla włoskiego matematyka i inżyniera, Giuseppe „Bepi” Colombo. To on wynalazł manewr asysty grawitacyjnej, co sprawiło, że mogliśmy zacząć myśleć o misjach do odległych światów bez konieczności spalania bardzo dużych ilości paliwa. Najgłośniejszą misją wykorzystującą ten manewr była New Horizons, która badała niegdyś ostatnią planetę Układu Słonecznego, czyli Plutona. Obecnie jest on zaliczany do planet karłowatych.