Jeszcze kilka tygodni temu Donald Trump zapowiadał, że zakaże sprzedaży wszystkich wkładów do wapowania. Od tego rozwiązania odwiedli go jego doradcy podkreślając, że zniechęci do siebie wyborców lubujących się w e-papierosach.

Oficjalnie jednak urzędnicy twierdzą, że nie zdecydowano się na całkowity zakaz, żeby nie ograniczać osób, którym elektroniczne palenie pomaga rzucić nałóg. Drastyczne ograniczenia oznaczałyby także upadek dla wielu firm sektora e-papierosów oraz likwidację setek miejsc pracy.

Ostatecznie zakazano sprzedaży wkładów smakowych, najbardziej popularnych wśród najmłodszych palaczy. Wsród nich także owocowych, deserowych (np. creme brulee, tiramisu) oraz miętowego w małych wkładach. Na rynku wciąż dostępne będą tradycyjne wkłady tytoniowe oraz duże miętowe.

– Będziemy chronić nasze rodziny, będziemy chronić nasze dzieci i będziemy chronić przemysł – mówił Trump we wtorek, zapowiadając nowe regulacje.

Prezydent podkreśla, że wycofanie produktów z rynku ma na celu umożliwienie producentom oraz FDA (Amerykańskiej Agencji Żywności i Leków) dalsze badania nad vapingiem i jego negatywnymi konsekwencjami.

Niektóre organizacje medyczne apelują do Trumpa o powrót do wcześniejszych obietnic i wprowadzenie bardziej rygorystycznych przepisów.

Od momentu wejścia w życie nowych przepisów producenci smakowych wkładów do vapingu mają 30 dni na wycofanie produktów ze sprzedaży. Smakowe wkłady będą mogły wrócić na rynek, jeśli po uprzednim zarejestrowaniu przez producenta, otrzymają pozytywną opinię FDA.

 

Śmiertelnie groźna moda

Wapowanie (z ang. vaping), czyli palenie e-papierosów, z których zamiast dymu wydziela się para wodna, wciąż zyskuje fanów. Szczególnie popularne okazuje się wśród młodzieży. Może to zasługa marketingu, który e-papierosy przedstawia jako zdrowszą, a do tego bardziej ekologiczną (nie zaśmiecamy ulic niedopałkami) alternatywę dla tradycyjnych papierosów. A może kwestia tego, że rodzice nie wyczują dymu.

W ostatnich miesiącach coraz więcej mówi się o zagrożeniach, jakie niesie za sobą vaping. Wiele osób doznało obrażeń płuc, niejednokrotnie niemożliwych do wyleczenia, gdzie jedyną szansą jest przeszczep płuc. Telewizja CNN podaje, że wskutek wapowania zmarło już 13 osób. A część środowisk medycznych uważa, że vaping odpowiada za 55 zgonów spowodowanych przez niezidentyfikowaną chorobę płuc.

W związku z faktem, że duża liczba przypadków dotyczy młodych osób – co piąty Amerykanin w wieku 19-28 lat pali co najmniej raz w tygodniu – sprawą żywo zainteresowane są media i opinia publiczna. Amerykański rząd musiał więc podjąć działania.

 

Katarzyna Grzelak