Na trzech szczytach andyjskich wulkanów w Chile i Argentynie odnaleziono zmumifikowane gryzonie z gatunku Phyllotis vaccarum. Ssaki te należą do rodzaju liściouchów, znanych również jako nadbrzeżniki. Znajdowały się na wysokości ponad 6000 m n.p.m. To niezwykle surowy region gór, w którym brakuje roślinności i wody.

Skąd gryzonie wzięły się na szczytach wulkanów?

Do tej pory uważano, że ssaki, w szczególności tak małe, nie zamieszkują tak wysokich partii Andów. Dotychczas dominowało przekonanie, że martwe już zwierzęta zostały zabrane w te miejsca przez Inków. To w ramach rytuału Capacocha, podczas którego składano ofiary z dzieci.

– Nie można winić archeologów za takie myślenie, bo jakie jest inne wytłumaczenie? – powiedział Jay Storz, profesor nauk biologicznych na Uniwersytecie Nebraska–Lincoln. – Nic nie miało prawa tam żyć, więc uznano, że ktoś musiał je tam przenieść – dodaje.

Najnowsze badania opublikowane na łamach „Current Biology” zaprzeczają tej hipotezie. Na podstawie sekwencjonowania genomu gryzoni i datowania radiowęglowego naukowcy ustalili, że najstarsza zwierzęca mumia ma zaledwie kilkaset lat. Uczeni uważają zatem, że chomikowate znalazły się na szczytach płaskowyżu Puna de Atacama wiele lat po upadku Państwa Inków w 1572 roku.

Gryzonie wspinały się na wysokość powyżej 6000 m

– Nasze zrozumienie granic życia zwierząt jest stale weryfikowane w wyniku badań ekstremalnych środowisk – piszą naukowcy w swoim artykule. – Odkrycia wzmacniają dowody na istnienie populacji liściouchów (Phyllotis) zamieszkujących wysokości powyżej 6000 m n.p.m. Podważa to założenia dotyczące środowiskowych ograniczeń życia kręgowców i fizjologicznej tolerancji małych ssaków – twierdzą badacze.

Naukowcy sugerują zatem, że gryzonie samodzielnie wspięły się na olbrzymie wulkany w Argentynie i Chile. Zdecydowały się na wymagającą wędrówkę do miejsca jałowego, gdzie temperatury nie przekraczają 0 stopni Celsjusza i jest znacznie mniej tlenu niż w niższych partach gór.

Zespół naukowców pod kierunkiem Jaya Storza postanowił wyjaśnić tę tajemnicę. Powtórne badania nad zmumifikowanymi gryzoniami rozpoczęli w 2020 roku po tym, jak wraz ze swoim przyjacielem i alpinistą Mario Pérezem Mamanim schwytali żywego przedstawiciela żywego okazu Phyllotis vaccarum. Gryzonia znaleźli na szczycie Llullaillaco. To najwyższy na Ziemi czynny wulkan. Jest położony na wysokości ponad 6700 m n.p.m., na granicy Chile i Argentyny.

Wyniki analizy DNA

Wkrótce się okazało, że żywy okaz nie był przypadkiem odosobnionym. Storz i Pérez Mamani odnaleźli podczas swojej ekspedycji 13 martwych osobników tego gatunku. Zmumifikowane szczątki znaleźli na trzech sąsiednich wulkanach – Salín, Púlar i Copiapó.

Analiza tych zwierzęcych mumii wykazała, że te niewielkie istoty musiały wspiąć się tak wysoko bez żadnej pomocy Inków. Datowanie radiowęglowe wykazały, że osiem osobników Phyllotis vaccarum z Salín zmarło nie później, niż zaledwie kilkadziesiąt lat temu, prawdopodobnie po 1955 roku. Tak samo było w przypadku jednego gryzonia z Copiapó. Z kolei cztery drobne ssaki z Púlar zginęły maksymalnie 350 lat temu.

– Teraz wydaje się coraz bardziej jasne, że te chomikowate dostały się tam z własnej woli – przyznał Storz. Naukowcy przeprowadzili również sekwencjonowanie DNA tych zmumifikowanych szczątków. Okazało się, że należały do tego samego gatunku, który zamieszkuje podnóża wulkanów.

– Dane, które uzyskaliśmy wskazują, że zarówno gryzonie ze szczytów wulkanicznych, jak i te z niższych warstw wulkanów to jedna wielka i szczęśliwa rodzina – dodał badacz. – To dowód na to, że te stworzenia nie były „autostopowiczami” ani ofiarami, lecz swoistymi alpinistami – twierdzi autor badania.

Środowisko porównywane do innej planety

– To zdumiewające, biorąc pod uwagę, że Puna de Atacama należy do najbardziej niegościnnych miejsc na naszej planecie. Warunki tam są tak ekstremalne, zimne i ubogie w tlen, że NASA ćwiczyła tam poszukiwania życia na Marsie – zwrócił uwagę Storz. – Nawet podnóża wulkanów przypominają iście marsjańskie środowisko, a żyją tam gryzonie Phyllotis vaccarum. Co dopiero na szczytach wulkanów, gdzie jest jeszcze gorzej. Muszą czuć się tam jak w kosmosie – wyjaśnia badacz.

Uczeni przyznają, że to zadziwiające, iż jakiekolwiek zwierzę, nie mówiąc już o stałocieplnym ssaku, może przeżyć i funkcjonować w takim środowisku. Naukowcy nie wiedzą jeszcze, jak te małe zwierzęta przystosowały się do życia w takich warunkach. To będzie przedmiotem kolejnych badań. Uczeni mają również nadzieję, że uda im się odpowiedzieć na pytanie, dlaczego właściwie stworzenia te weszły tak wysoko. Być może była to pewnego rodzaju próba przetrwania i ucieczka przed groźnymi drapieżnikami, które żyją na płaskowyżu.

– Czy niemal zupełny brak wody, prawie całkowity brak pożywienia, ryzyko zamarznięcia są warte ucieczki przed drapieżnikami? Z pewnością wulkan o wysokości ponad 6000 metrów to dobra kryjówka. Tylko wówczas na głowie masz inne zagrożenia – podsumowuje Storz.

Źródło: Current Biology.