Thesallos, syn słynnego Hipokratesa z Kos, określił królową Halikarnasu Artemizję jako tchórzliwą piratkę. Nic dziwnego, skoro podczas wojen grecko-perskich stanęła po stronie najeźdźców i gnębiła mieszkańców jego rodzinnej wyspy. Inni Grecy mieli jednak o niej lepsze zdanie.

Podziwiał ją Herodot, znany z opisującego wojnę grecko-perską dzieła z V w. p.n.e., bo „jako niewiasta wzięła udział w wyprawie przeciw Helladzie”. Relacjonował, że „po śmierci swego męża sama rządziła i choć miała młodego syna, szła na wojnę z wrodzonej odwagi i dzielności, nie będąc do tego wcale zmuszana”.

Jego słowa wiele mówią zarówno o samej Artemizji, jak i o postrzeganiu jej działań przez ówczesne wybitnie patriarchalne społeczeństwo greckie. Była przecież kobietą dowodzącą osobiście armią w wielkiej bitwie morskiej pod Salaminą, w czasach skrajnego patriarchalizmu.

Prawa kobiet w starożytności

Dziś większość współczesnego świata ma dawno za sobą ruch emancypacyjny i działalność sufrażystek, a równouprawnienie obu płci uważa za niepodlegające dyskusji. Wciąż na świecie są jednak miejsca, gdzie nadal panuje ściśle patriarchalny porządek społeczny, a rola kobiety ogranicza się do wykonywania obowiązków domowych.

Często bywa tak w krajach muzułmańskich, aczkolwiek występują znaczne rozbieżności w tej kwestii podyktowane cywilnymi prawami poszczególnych państw czy też nauką odłamów religijnych. Często też mimo teoretycznego braku praw kobiety potrafią tam zbudować sobie pozycję wykraczającą poza klasycznie narzucone im normy, dzięki uporowi i sile charakteru. Można to do pewnego stopnia porównać z antycznym spojrzeniem na rolę „słabej płci”. Prawa kobiet w starożytnej Grecji były bardzo ograniczone, a ich rola sprowadzała się głównie do opieki nad domem. Jak pisał Platon: „kobieta powinna dobrze gospodarować, dbać o wszystko w domu i być poddaną mężowi”. 

Lidia Winniczuk – autorka wnikliwych „Kobiet świata antycznego” (1973) – zwraca co prawda uwagę na zmiany w tym podejściu na przestrzeni wieków, jednak Hellada V w. p.n.e., kiedy żyła Artemizja, była szczególnie konserwatywna w tym temacie.

Pierwsza feministka w antycznej historii

Postać władczyni Halikarnasu zapisała się na kartach historii właśnie dzięki wyłamaniu z ram przyjętych powszechnie w społeczeństwach antyku. W czasach niekwestionowanej dominacji mężczyzn w każdej dziedzinie życia politycznego i wojskowego, ta wyjątkowa kobieta zdołała nie tylko przejąć władzę w swym kraju, ale też na równych prawach z mężczyznami stanąć na czele swej morskiej floty w bitwie pod Salaminą u boku perskiego „Króla królów” Kserksesa I.

Trzeba przy tym zauważyć, że Halikarnas, mimo swego azjatyckiego położenia (dzisiejsza zachodnia Turcja), stanowił element świata greckiego i zeń czerpał wzorce postępowania. Nie zmienił tego fakt, że niedługo przed pojawieniem się na arenie dziejów Artemizji kraj ten dostał się pod panowanie lidyjskie, a następnie perskie. Jak zatem władczyni Halikarnasu zdołała pokonać te przeszkody?

Kim była Artemizja?

Większość tego, co wiemy o Artemizji, pochodzi z opisu „ojca historii” Herodota. On sam też wywodził się z Halikarnasu, prawdopodobnie osobiście znał królową. 

Artemizja była córką tyrana Karii Lygdamisa i nieznanej z imienia matki, pochodzącej z Krety. Władzę nad Halikarnasem, będącym perską satrapią Karii, przejęła po śmierci swego męża, którego imię również pozostaje tajemnicą. Wiemy, że z tego związku narodził się syn imieniem Pisindelis.

Jako małoletni nie przejął władzy po zmarłym ojcu. Ponadto sam fakt, iż imię króla pozostało nieznane, może świadczyć o jego nikłym znaczeniu, a zarazem zdominowaniu przez ambitną małżonkę. To ona sprawowała rządy, być może rządy w formie swoistej regencji, do czasu dojrzałości syna. W starożytności nie było to jednak zbyt często praktykowane, nie mówiąc już o tym, że chodziło o kobietę! Decydująca musiała więc być silna i ugruntowana pozycja królowej.

Gdy we wrześniu roku 480 p.n.e. Kserkses zorganizował wyprawę morską przeciwko Grekom, Artemizja – występująca jako władczyni Halikarnasu, Kos, Nisyros i Kaldyny – osobiście stanęła na czele swych okrętów. „Z wrodzonej odwagi i dzielności, nie będąc do tego wcale zmuszana”, jak podkreślał Herodot.

Na samodzielną decyzję królowej o wyruszeniu na wojnę zwracał także uwagę kilkaset lat później antyczny geograf i podróżnik Pauzaniasz, pisząc: „podobno z dobrej woli pociągnęła razem z Kserksesem przeciw Helladzie”. Perska flota liczyła kilkaset okrętów i zaledwie pięć należało do Artemizji. Mimo to uchodziły za najsłynniejsze, zaraz po okrętach sydońskich. A wielka bitwa miała zaważyć o przyszłości Hellady. 

Ta zniewaga krwi wymaga

Warto zauważyć, że już sam udział kobiety w wyprawie był dla Greków tak wielką zniewagą, że Ateńczycy wyznaczyli nagrodę dziesięciu tysięcy drachm za pojmanie władczyni żywej. Była to suma niebotyczna, bo dziennie przeciętny Grek zarabiał jedną drachmę. 

Ostatecznie nikt tej fortuny nie zdobył, choć jeden z greckich dowódców imieniem Amejnias był tego bliski. Z przekazu Herodota dowiadujemy się, że w trakcie zaciekłej walki okręt królowej został zaatakowany przez jego trierę. Artemizja zaczęła uciekać. 

Ilustracja Artemizji z czasopisma Teatro Universale, nr 529, 31 sierpnia 1844 r.

Nie widząc szans na ratunek, podjęła niezwykłą i okrutną decyzję. By zmylić Amejniasa, z rozpędem wpadła na okręt swego sojusznika króla Kalyndyjczyków Damasitymosa. Sojuszniczy statek poszedł na dno, a załoga zginęła. Ateńczyk dał się jednak nabrać: uznał, że ścigany przez niego statek jest po stronie Greków i zrezygnował z dalszego pościgu. Tak przynajmniej można wywnioskować z przekazu Herodota. Jednak znawca morskich potyczek antyku dr Waldemar Pasiut twierdzi, iż był to zapewne tylko wypadek.

Jak było naprawdę? Herodot sugeruje, że atak Artemizji akurat na Damasitymosa mógł nie być przypadkowy, bo królowa była z nim skonfliktowana. Rzymski autor „Podstępów wojennych” Poliajnos dodaje jeszcze jedną ciekawostkę do tego opisu. Twierdzi mianowicie, że Artemizja miała na okręcie zarówno własne „barbarzyńskie” barwy i oznaczenia, jak też greckie (niczym piraci pływający dla zmylenia przeciwnika pod różnymi banderami), i właśnie te drugie podniosła w chwili pościgu, by Hellenowie wzięli jej okręt za swój. 

Największe osiągnięcia Artemizji

Także przyglądający się potyczce z oddali „Król królów” Kserkses zauważył opisane starcie okrętów. Po oznaczeniach żagli (w ferworze walki to jedynie odróżniało wrogów od przyjaciół) Persowie rozpoznali okręt Artemizji. Więc nie mogły to być barwy greckie. Nikt jednak nie rozpoznał z daleka, jaki okręt został zniszczony – założono, że skoro zniszczeń dokonali Halikarnasyjczycy, to na dno poszła triera grecka.

W ten sposób czyn Artemizji został uznany za sukces zarówno jednej, jak i drugiej strony. Nieświadomy prawdy Kserkses miał wtedy wypowiedzieć słynne słowa: „mężowie stali się u mnie kobietami, a kobiety mężami”, wyrażając swój zachwyt nad czynami królowej.

Zdobyła zresztą jego uznanie jeszcze jednym czynem. Jak opisał potem Plutarch w „Żywocie Temistoklesa” (greckiego wodza spod Salaminy), gdy doszło do starcia ateńskiego przywódcy z bratem Kserksesa Ariamenesem i ten drugi poniósł śmierć, to właśnie władczyni Halikarnasu rozpoznała dryfujące ciało i kazała odwieźć je do króla.

Kserkses był tak dalece zachwycony dokonaniami swej sojuszniczki, jak i jej mądrością, że po przegranej, właśnie Artemizję poprosił o radę odnośnie dalszych posunięć. Dowódca perski Mardoniusz namawiał bowiem władcę, by po klęsce morskiej wydał Grekom bitwę na lądzie, korzystając z ogromnej przewagi liczebnej. Według antycznego przekazu król posłuchał jednak zaleceń królowej: postanowił  wrócić do Persji i pozostawił Mardoniusza z częścią wojsk, które notabene uległy Hellenom pod Platejami.

„Król królów” obdarował Artemizję jeszcze jednym zaszczytem i zarazem daleko idącym zaufaniem, powierzając jej swych synów, by odtransportowała ich bezpiecznie do Efezu. 

Co się stało z Artemizją?

Co było dalej, starożytni autorzy nie przekazali.  Dopiero żyjący w IX w. patriarcha Konstantynopola Focjusz w swym obszernym dziele „Biblioteka” wspomina okoliczności śmierci królowej. Pisał na podstawie bardzo licznych źródeł z wieków minionych, jakimi dysponował, a które często nie przetrwały do dzisiaj.

Nie można więc jego przekazu lekceważyć. Według słów Focjusza Artemizja u schyłku swego życia zakochała się nieszczęśliwie w niejakim Dardanie z Abydos. Gdy ten odtrącił jej awanse, wyłupała mu oczy we śnie. Rozgniewani bogowie sprawili jednak, że jej miłość tylko wzrosła. Nie potrafiąc poradzić sobie z siłą uczucia, za radą wyroczni Artemizja rzuciła się ze skały na wyspie Leukada i zginęła. 

Zgoła inna opowieść żyje do dziś w tradycji irańskiej, przytacza ją autorka wydanej niedawno książki „Kobiety wojowniczki” Iwona Kienzler. Zgodnie z nią Artemizja tak dalece zachwyciła perskiego władcę, że ten uczynił ją swą kochanką, a nawet odprawił poślubioną mu Esterę. To jednak wersja niemająca poparcia w zapisach źródłowych.

Jakkolwiek było, starożytni uznawali Artemizję za postać nietuzinkową. Jak pisze Pauzaniasz, na spartańskiej agorze wykuto w białym kamieniu jej postać w towarzystwie innych dowódców perskich. Nawet Plutarch, otwarcie krytykujący Herodota za poświęcenie zbyt wielkiej uwagi królowej, nie neguje jej dokonań. 

Współcześnie Artemizja stała się bohaterką w Iranie, kraju uznającym się za dziedzica Imperium Perskiego. W latach 60. nadano jej imię niszczycielowi.