W kwietniu 2022 roku ukraińskie władze umieściły w mediach społecznościowych film, w których pokazały sylwetki krwawych XX-wiecznych dyktatorów i przypomniały, czym skończyło się folgowanie ich żądzy władzy. Obok Stalina, Hitlera i Mussoliniego w filmie tym znalazł się także japoński cesarz Hirohito, zasiadający na tronie od 1926 do 1989 roku. Zestawienie to wzbudziło gniew w Kraju Kwitnącej Wiśni i Ukraińcy natychmiast się z niego wycofali, przepraszając Japończyków.

Władze w Kijowie posypały głowę popiołem z przyczyn czysto dyplomatycznych, nie chcąc tracić wsparcia silnego azjatyckiego sojusznika. A może zestawienie Hirohito z Hitlerem, Stalinem i Mussolinim rzeczywiście nie miało sensu i było policzkiem dla Japończyków? Był Hirohito dyktatorem czy nie? A jeśli istotnie odpowiadał za zbrodnie wojenne, to jakim cudem zasiadał na tronie aż do śmierci w 1989 roku?

Władza cesarska w Japonii

Wedle tradycji japoński ród cesarski panuje już od ponad 2,5 tysiąca lat – od 660 r. p.n.e. Czyli od czasów nieco tylko młodszych od legendarnego założenia Rzymu czy pierwszych starożytnych igrzysk olimpijskich. Cesarz Hirohito byłby wedle tej rachuby 124. władcą zasiadającym na Chryzantemowym Tronie.

Nawet jeśli przyjąć, że jego ród trwa krócej, bo pierwsi monarchowie niekoniecznie byli ze sobą spokrewnieni, to i tak źródła wskazują na ciągłość dynastii od 1500 lat. Dodajmy do tego, że dla Japończyków cesarz przez wieki był bóstwem, a oprócz funkcji politycznych pełnił też kapłańskie (w ramach tradycyjnego kultu szintoistycznego). Nic więc dziwnego, że Japończycy traktowali monarchę jak świętość.

Hirohito objął władzę w 1926 roku jako 25-latek. Był wnukiem słynnego cesarza Mutsuhito, który obalił trwający od wieków prymat szogunów – wodzów naczelnych, de facto mających większą władzę od cesarzy – i proklamował tzw. konstytucję Meiji (1889). Oparta na wzorcach niemieckich i brytyjskich, stworzyła w państwie mieszankę monarchii konstytucyjnej i absolutnej. W jej myśl to cesarz był naczelnym dowódcą sił zbrojnych, decydował o wojnie i pokoju. Zatwierdzał też uchwalane przez parlament ustawy i przedstawiał do rozpatrzenia własne dekrety.

Cesarz Hirohito – nietykalny i niedostępny władca

W praktyce był głową państwa, boskim pierwiastkiem. Krajem kierował natomiast rząd z premierem na czele. Wybierała go Tajna Rada, złożona z zaufanych ludzi cesarza. I to premier z ministrami ponosili odpowiedzialność za podjęte działania, władca pozostawał w swej boskości całkowicie nietykalny.

Jak wskazują politolodzy i historycy, spotkań z udziałem cesarza nie protokołowano. Do sierpnia 1945 roku nie wystąpił też nigdy z przemówieniem do narodu. Trudno więc ocenić jego poglądy i realny wpływ na wydarzenia.

Przeciętny obywatel japoński nie widzi nigdy cesarza. Nie wolno go prywatnie fotografować ani pokazywać w kinie, tak jak europejskich monarchów. Uważałoby się to tu za profanację” – pisała Zofia Romer, żona polskiego ambasadora w Tokio przed II wojną światową – „W rzadkich wypadkach, gdy cesarz przejeżdża przez miasto, udając się do świątyni lub do swojej letniej rezydencji, ruch na ulicach zostaje zatrzymany, w oknach spuszczają się zasłony, bowiem spoglądanie z góry na cesarza uważane jest za ciężką obrazę majestatu, a tłumy pochylają się i spuszczają oczy, w obawie, że blask majestatu je oślepi”.

Hirohito: Nieśmiały biolog, który musiał być politykiem

Sam Hirohito, znany też jako Cesarz Shōwa, szanował tradycję, choć nie miał raczej przeświadczenia o własnej niesamowitości. Dobrze znał historię Japonii i jej wcześniejszych władców. W młodości nie postrzegano go jako szczególnie utalentowanego. Wychował się z dala od dworu cesarskiego, w rodzinie szanowanego emerytowanego admirała, co miało ochronić młodzieńca przed intrygami.

Wyglądał niepozornie. „Trudno sobie wyobrazić osobę bardziej nieśmiałą, niezgrabną, nieatrakcyjną, pozbawioną wszelkich cech siły decyzji i postawy” – wspominał polski dyplomata ppłk Wacław Jędrzejewicz. Hirohito nie pił, nie palił, był wierny żonie i nie miał kochanek, nawet nie polował. Z zapałem natomiast zajmował się biologią.

Początki rządów Hirohito

Żył jednak w niespokojnych czasach, w których nie mógł poprzestać na czynnościach czysto reprezentacyjnych i religijnych, a potem zajmować się własnym hobby lub podróżować po świecie. Wizytę w Wielkiej Brytanii, którą odbył jeszcze przed wstąpieniem na tron, uznał potem za „najbardziej beztroskie sześć miesięcy życia”.

Po wyjściu z izolacji i po szybkiej modernizacji, Japonia marzyła o podbojach. Za rządów Hirohito, Japończycy byli już lata po zwycięskiej wojnie z carską Rosją oraz sukcesach podczas I wojny światowej. Nacjonaliści, militaryści i totalitaryści chcieli więcej. Z obaw przed komunistyczną Rosją, z chęci dorównania zachodnim potęgom i korzystając z osłabienia Chin, podgrzewali wojenne nastroje i napędzali wydatki na zbrojenia.

W 1936 roku Japonia podpisała z Niemcami – ponoć mimo niechęci cesarza – pakt antykominternowski, mający zapobiec rozprzestrzenianiu się komunizmu. Do umowy dołączyły potem Włochy i stała się ona swoistym wstępem do późniejszego stworzenia Osi przeciw państwom alianckim podczas II wojny światowej.

Zbrodnie w imieniu, czy za wiedzą cesarza Hirohito?

Dla Polaków oczywiste jest, że II wojna światowa rozpoczęła się 1 września 1939 roku. Jednak z perspektywy Chin, trwała już wtedy od 2 lat. Wojna chińsko-japońska (1937–1945) przyniosła milionowe straty i nieopisane okrucieństwa. Jej symbolem była masakra Nankinu na przełomie 1937 i 1938 roku. „Zwycięzcy, zgwałciwszy osiemdziesiąt tysięcy kobiet, wznosili piramidy z odciętych głów, zakopywali żywcem, wieszali na hakach, nadziewali na bagnety niemowlęta. Liczbę ofiar sadystycznej orgii szacuje się dziś rozmaicie: mówi się o dwustu, a nawet o trzystu tysiącach” – pisze polski historyk prof. dr hab. Jakub Polit w monumentalnej biografii „Hirohito. Tajemnica cesarza Showa 1901–1989”.

Czy to możliwe, by cesarz nie wiedział o zbrodniach dokonywanych w jego imieniu? Czy jego dwór oddzielono od świata aż tak grubym murem? A przecież rzeź Nankinu to był dopiero początek. Przyszły po nim kolejne wojenne masakry w krajach okupowanych, katowanie alianckich jeńców, pseudonaukowe eksperymenty na więźniach... Czy cesarz nie słyszał o tym ani słowa? Czy też był tak mało empatyczny?

Po pierwszej bojowej akcji kamikadze powiedział ponoć: „Czy konieczne było posuwać się aż tak daleko? Ale żołnierze ci dokonali wspaniałego czynu”. Jako z zamiłowania biolog nie mógł raczej traktować poważnie nacjonalistycznych bredni. Np. że skoro sam jest bóstwem, to przez jego ród Japończycy mają w sobie cząstkę boskiej krwi, są więc lepsi od innych i przeznaczeni do panowania nad światem.

Zbrodnie japońskie potrzebowały jakiejś twarzy. Do czasu dymisji w 1944 roku był nią na Zachodzie premier Hideki Tōjō, zagorzały zwolennik wojny. On na pewno wiedział o ludobójstwie i okrucieństwach, które kosztowały życie nawet kilkunastu milionów osób. Gdy ustąpił ze stanowiska, aliantom pozostał na celowniku jeden oczywisty wróg: cesarz Hirohito. Gdy wojna jeszcze trwała, w sondażu przeprowadzonym latem 1945 roku jedna trzecia Amerykanów domagała się stracenia Hirohito, a kolejne tyle – osądzenia, uwięzienia lub wygnania.

Dlaczego cesarz Japonii nie został osądzony

Tymczasem po zrzuceniu przez USA bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki oraz w perspektywie ataku Armii Czerwonej, cesarz zrozumiał, że nie ma czasu do stracenia. Wbrew niektórym fanatycznym wojskowym, postanowił skapitulować. Dla zwykłych Japończyków było szokiem, gdy 15 sierpnia 1945 roku usłyszeli po raz pierwszy w życiu cesarza przemawiającego w radio i – na dodatek – nie wzywającego do oporu, lecz do zaprzestania walki. „Kontynuowanie w tych warunkach wojny oznaczałoby nie tylko unicestwienie naszego ludu, ale także mogłoby doprowadzić do zagłady całej ludzkiej cywilizacji” – mówił.

Hirohito nie wiedział jeszcze, czy Amerykanie nie zmuszą go do abdykacji. Pewnie wtedy popełniłby samobójstwo. W rozmowie z gen. Douglasem MacArthurem, głównodowodzącym sojuszniczych wojsk okupacyjnych w Japonii, stwierdził: „Przyszedłem do pana, panie generale, aby poddać się osądowi mocarstw, które pan reprezentuje, gdyż jestem jedynym, na którym spoczywa odpowiedzialność za wszystkie militarne i polityczne decyzje podjęte przez mój lud w sprawie wojny”.

MacArthur był pod wrażeniem. Zrozumiał też i przekonał Waszyngton, że cesarz może ogromnie przydać się w tworzeniu nowej, powojennej, demokratycznej Japonii. Hirohito nie został więc postawiony przed trybunałem i osądzony, jak Tōjō i wielu innych. „Gdybyśmy oskarżyli cesarza, stanęlibyśmy natychmiast w obliczu 70 milionów wrogich, a nie skłonnych do współpracy Japończyków” – wyjaśnił jeden z brytyjskich dyplomatów.

Ze strony Hirohito zabrakło słowa „przepraszam”

Za sprawą Hirohito Japonia przyjęła nową, pacyfistyczną konstytucję. Cesarz był w niej już tylko „symbolem Państwa i jedności narodu”, praktycznie pozbawionym realnej władzy. W kraju zapanowała demokracja. Reformy przyniosły niespotykany rozwój gospodarczy i dobrobyt. Zabrakło tylko, mimo upływu lat, słowa przeprosin ze strony monarchy.

Jak wskazuje prof. Polit, cesarz gotów był na taką deklarację. W dokumentach po Hirohito znaleziono bowiem notatkę: „Stało się to, ponieważ brakowało nam siły charakteru, wobec tego z głębokim wstydem przepraszamy wszystko pod niebem [cały świat]”. Mogła powstać z myślą o mowie abdykacyjnej Hirohito. Nigdy jednak do niej nie doszło, a nowa japońska konstytucja zabroniła cesarzowi wypowiadać się w kwestiach politycznych.