Na innej planecie

Nie ma chyba osoby, na której widok Pamukkale nie robiłby wrażenia. To trochę tak, jakby z zielonej krainy wysadzanej piaskowymi wysokimi górami nagle znaleźć się na innej planecie. Białe tarasy z wapienia zagarniają całą przestrzeń i kiedy przymknęłam na chwilę oczy, zobaczyłam w tym miejscu lodowiec. Pamukkale znajduje się na linii pęknięcia skorupy ziemskiej i będąc tam, właściwie cały czas miałam wrażenie, że jeszcze chwila, jeszcze moment, i półka, na której stoję, zaraz się zapadnie i cała grecka (oraz moja) przeszłość przepadnie na wieki. I to dopiero będzie prawdziwa antyczna tragedia. Ot, choćby taka jak w Troi.

Powszechnie znana jest opowieść o wprowadzeniu ciemną nocą budowli w kształcie konia pod mury miasta. W środku mieli się tłoczyć greccy żołnierze gotowi, by zdobyć osadę króla Priama. I zdobyli, ale już bez największego greckiego herosa Achillesa trafionego strzałą w piętę, jedyne miejsce niedające mu nieśmiertelności przypisanej bogom. Opisaną w VIII w. p.n.e. przez Homera bitwę trudno było mi sobie wyobrazić, patrząc na to, co zostało ze starożytnego miasta. Dziś to zaledwie wynurzające się pośród wysokich traw pozostałości po murach budynków i leżące pokotem kolumny pałacu. Dobrze zachowany jest natomiast teatr.

By docenić ogrom i piękno miasta założonego przez samych bogów – Posejdona i Apolla – musiałam wejść na niedalekie wzgórze. Nawet teraz, gdyby istniało, uznano by je za ogromne. I kiedy tak chodziłam między nieistniejącymi już uliczkami Troi, przypomniałam sobie o Pergamonie. To tu stała słynna biblioteka, druga co do wielkości po Aleksandryjskiej, z 200 tysiącami zwojów. To tu miał się uczyć m.in. słynny filozof Krates z Mallos. Tutaj także wynaleziono materiał do zapisywania owych złotych myśli, który miał przetrwać wieki i rozsławić miasto – dziś znamy go jako pergamin. Niestety biblioteka nie przetrwała. Zostały po niej jedynie czterokolumnowe, wysokie sklepienia.

Znacznie lepiej zachowany jest teatr na 10 tys. miejsc, usytuowany tak, że nawet współcześnie najlepszym architektom trudno byłoby go zaprojektować i wymyślić lepsze dla niego miejsce. Kamienne siedziska w półokręgach wbudowano w twarde skalne zbocze z widokiem nie tylko na scenę poniżej, ale i całą dolinę rozciągającą się kilometry po horyzont. Wracając do Izmiru, mijałam po drodze wiele porozrzucanych kamieni, które brałam za skały. Dopiero po dłuższej chwili zorientowałam się, że to powalone kolumny. Gdyby je wszystkie złożyć w całość, być może powstałoby z tego kilka greckich świątyń.

I chwała Turkom za to, że ich nie sprzątnęli, lecz pozostawili samopas. Dzięki temu przed nami otwiera się kawał historii, o której wciąż niewiele wiemy.