Albumy, do których ktoś kiedyś włożył fotografie, zostały znalezione na poboczu drogi w Rikuzentakata – mieście w prefekturze Iwate zniszczonym przez tsunami 11 marca 2011 r. Według obliczeń fala miała wysokość nawet 18 m. Nie zdołały jej zatrzymać ani specjalny wał ziemny, ani sosnowy las oddzielające miasto od Oceanu Spokojnego. Las istniał w tym miejscu od 1667 r., posadzono go specjalnie dla ochrony przed powodziami (Rikuzentakata leży na wysokości zaledwie około 1 m n.p.m.). Tsunami zrównało miasto z ziemią. Z około 70 tys. sosen ocalała jedna. Zginęły niemal dwa tysiące mieszkańców. Większość domów przestała istnieć, pozostały szkielety stalowych konstrukcji oraz zwały gruzu i odpadków. Przedmioty, których nie zabrała woda, wystawiono w plastikowych koszach i pudłach na rogach ulic oraz w publicznych budynkach w celu zbiórki pieniędzy. Były tam wybrudzone dziecięce przytulanki, telefony komórkowe, okulary, japońskie lalki, połamane sportowe trofea i albumy z rodzinnymi zdjęciami. Na zmianę pokrywał je śnieg, moczył deszcz, nagrzewały promienie słońca. Niektóre z albumów ułożono w plastikowych tackach na dokumenty, w których gromadziła się wilgoć. Woda powoli dokonywała kolejnego dzieła destrukcji, tym razem w rodzinnych wspomnieniach mieszkańców Rikuzentakata. Fotografie zamazywały się, rozpływały, traciły barwy lub przeciwnie – zyskiwały przedziwne desenie niczym z innego świata. Tak jakby uwiecznione kiedyś osoby przechodziły w inny wymiar. Jakby wszystkie te wydarzenia zatrzymane w kadrze nigdy nie miały miejsca.