Za podróżnikiem pierwsze trudności. Pogoda zmienia się jak w kalejdoskopie, a do tego doszło zatrucie wodą z potoku. Ostatni tydzień Mateusz Waligóra tydzień spędził głównie po dwóch stronach grani, którą prowadzi Orla Perć. A więc w rejonie Hali Gąsienicowej i w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Tym razem jego bazą było schronisko Murowaniec.

Mateusz Waligóra w Dolinie Pięciu Stawów i na Orlej Parci

W środę, w towarzystwie filmowca Damiana Ochtabińskiego, Waligóra wyruszył na Orlą Perć.

– Uwielbiam Orlą Perć, wędruję po niej już od piętnastu lat. Pamiętam pierwszy raz, kiedy używałem tu lonży i sprzętu asekuracyjnego. Wtedy ludzie patrzyli na mnie jak na raroga – mówi – Teraz też byłem podobnie zabezpieczony, na głowie miałem kask, ale już nikt nie spoglądał na mnie z podejrzliwością. Mało tego, nie byłem jedyny. Oznacza to, chyba że świadomość zagrożeń, jakie czyhają na turystów na tym szlaku, z roku na rok rośnie. Bardzo mnie to cieszy.

Mateusz i Damian wyszli z Murorwańca na Zawrat, stamtąd przeszli do Koziej Przełęczy, następnie zaś skierowali się żółtym szlakiem do Doliny Pięciu Stawów Polskich.

– W tamtejszym schronisku mieliśmy przyjemność porozmawiać z jedną z sióstr, które je prowadzą, z Marychną Krzeptowską – opowiada Waligóra. – Zapytałem ją, czy wyobraża sobie, że miałaby przeżyć życie w inny sposób niż teraz, mieszkając gdzieś w mieście czy na wsi, ale nie tutaj, w samym sercu Tatr. „Absolutnie nie – odpowiedziała. – Gdybym wiedziała, że zostały mi trzy ostatnie miesiące życia, to chciałabym je przeżyć dokładnie w taki sposób, w jaki zamierzam przeżyć trzy najbliższe. Tutaj”.

Z Doliny Pięciu Stawów Mateusz Waligóra wrócił do Murowańca, pokonując przy okazji największą jak na razie sumę przewyższeń jednego dnia: z „Piątki” na Zawrat, dalej na Świnicę, ze Świnickiej Przełęczy w dół czarnym szlakiem, potem w górę – żółtym szlakiem na Kasprowy Wierch, z Kasprowego czerwonym do Przełęczy Liliowe i drugi raz tego dnia (choć z przeciwnej strony) do Przełęczy Świnickiej, w tył zwrot, znowu Liliowe, a stamtąd już w dół najpierw zielonym, a potem żółtym szlakiem do Murowańca.

Gdzie w Tatrach nie ma tłumów?

W trakcie swojej wprawy podróżnik przygląda się Tatrom z bliska. Ich kondycji, relacjom turystów ze zwierzętami i innymi piechurami. W ostatnich latach polskie góry wydają się cieszyć jeszcze większą popularnością, przez co na niektórych szlakach można zastać prawdziwe tłumy. I na to jest jednak sposób.

– Oczywiście, na szlakach na Giewont, na Kasprowy, właśnie na Świnicy czy na dojściach do schronisk ludzi jest sporo, ale kiedy ruszymy gdzieś indziej/wyżej, tłumów już nie ma. A kiedy uda nam się przy tym zebrać i wyjść na szlak wcześnie rano, Tatry są po prostu puste – mówi Waligóra.

#TatrzańskieOpowieści Mateusza Waligóry

Mateuszowi w górach towarzyszy fotografka Karolina Krasińska, a w snuciu #TatrzańskichOpowieści na Facebooku i nie tylko pomagają filmowiec Damian Ochtabiński, dziennikarz Dariusz Jaroń i redaktor Piotr Tomza. Codzienne relacje można śledzić na oficjalnym profilu podróżnika na Facebooku.