Fobie przybierają różne oblicza. Niektórzy panicznie boją się owadów (entomofobia), inni odczuwają lęk przed brudem i zarazkami (mizofobia), jeszcze inni nie mogą zapanować nad strachem na samą myśl o ciemności (nyktofobia). Czego boją się osoby cierpiące na tafefobię? Pogrzebania żywcem. 

Geneza i objawy tafefobii

Trudno jednoznacznie wskazać, kiedy na świecie pojawiły się pierwsze przypadki tego schorzenia. O lęku przed pogrzebaniem za życia pisano już w XVI stuleciu. Tafefobia przybrała na sile w epoce oświecenia, trwającej od końca XVII do początku XIX wieku. Wówczas chrześcijańskie dogmaty zaczęły być poddawane w wątpliwość, a o śmierci coraz częściej mówiono jako ostatecznym końcu życia. To dodatkowo podsyciło strach.

XIX wiek to z kolei czas, w którym panika osiągnęła apogeum i przybrała formę masowego zjawiska. Dlaczego? Właśnie wtedy Europę nawiedzały kolejne epidemie cholery. Ciała zmarłych grzebano w pośpiechu. Należy podkreślić, że wówczas zgon stwierdzano na podstawie braku wyczuwalnego tętna i oddechu. Pośpiech połączony z raczkującą (w porównaniu z dzisiejszą) wiedzą medyczną prowadził do sytuacji, w których w grobach składano wciąż żyjące osoby. Zdarzało się, że medycy stwierdzali zgon na podstawie mylących dowodów, podczas gdy diagnozowany człowiek znajdował się w stanie śpiączki, letargu, katatonii lub nawet omdlenia. Można więc powiedzieć, że u podstaw tafefobii leży brak zaufania do lekarzy i innych przedstawicieli służb medycznych.

Jak objawia się to zaburzenie? Symptomy tefefobii są zbliżone do tych, które pojawiają się w przebiegu innych zaburzeń nerwicowych. Należą do nich:

  • drżenie rąk,
  • nadmierna potliwość,
  • kołatanie serca,
  • bezsenność,
  • powtarzające się ataki paniki,
  • epizody depresyjne o różnym nasileniu.

Wiele osób cierpiących na tefefobię omija wszelkie miejsca, które wzbudzają skojarzenie ze śmiercią. Mowa o cmentarzach, szpitalach czy hospicjach.

Skąd wzięła się tafefobia? Historyczne przypadki pogrzebania żywcem

Współcześnie, opowieści o przypadkach pogrzebania za życia brzmią na tyle nieprawdopodobnie, że mogą wydawać się legendami powtarzanymi tak często, że ludzie zaczęli w nie wierzyć. Nic bardziej mylnego. Historia zna wiele przypadków błędnego stwierdzenia zgonu i złożenia w grobie wciąż żyjącego człowieka. 

Jednym z najgłośniejszych jest pochówek Mary Hart z 16 października 1872 roku. Sierota, którą opiekowała się jej ciotka, Sarah Hart, wykonywała prace domowe, gdy nagle padła bezwładnie na ziemię. Pogrzeb dziewczyny odbył się jeszcze tego samego dnia. Jej opiekunkę przez całą noc nawiedzały koszmary. Następnego dnia poprosiła duchownego, który odprawił ceremonię, o zgodę na odkopanie grobu. Po otwarciu wieka trumny jej oczom ukazał się przerażający widok. Na deskach widoczne były głębokie ślady zadrapań. Palce Mary były zdarte aż do kości, a jej twarz zastygła z grymasem paniki.

Cofnijmy się do XVI wieku. Andreas Vesalius, flamandzki uczony, twórca nowoczesnej anatomii, potajemnie wykonywał sekcję zwłok. Gdy naciął badanego szlachcica, ten nagle ożył, a raczej odzyskał przytomność. 

Przedwczesny pochówek miał spotkał także Mikołaja Gogola, rosyjskiego pisarza i dramaturga (4 marca 1852 roku). Kilka lat po pogrzebie przeprowadzono ekshumację jego grobu. Okazało się, że ciało zmarłego było ułożone w nienaturalnej pozycji. W tej historii najbardziej przerażający jest fakt, że Gogol cierpiał na tafefobię. Jeżeli więc ułożenie jego ciała rzeczywiście wynikało z tego, że obudził się w trumnie, ziścił się jego największy lęk.

To tylko kilka przykładów pochówków za życia. Czy są prawdziwe? Trudno to stwierdzić. Historia nie zawsze jest jednoznaczna, o czym świadczy choćby tzw. czarna legenda o pogrzebie ks. Piotra Skargi. Polski jezuita miał być pochowany w stanie letargu. Nigdy jednak nie zostało to jednoznacznie potwierdzone, a wielu wskazuje, że pogłoski te rozpuszczono specjalnie, by uniemożliwić proces beatyfikacji duchownego. 

Nie każdy przedwczesny pogrzeb można potwierdzić, jednak historycy nie mają wątpliwości, że do takich przypadków dochodziło. Wskazują przy tym, że nie były one tak powszechne, jak sądzono. Nie ulega wątpliwości, że panikę podsycała XIX-wieczna prasa, dla której sensacyjne historie były motorem napędzającym sprzedaż. Swoje „trzy grosze” dołożyli także pisarze specjalizujący się w literaturze grozy. Temat przedwczesnego pogrzebu w swoich dziełach poruszał choćby Edgar Allan Poe.

Tafefobia – rytuały i praktyki stosowane w leczeniu lęku

Doniesienia prasowe i mroczne opowiadania tworzyły atmosferę strachu. Ludzie panicznie bojący się pogrzebania żywcem zaczęli szukać rozwiązań, dzięki którym mogliby uniknąć strasznego losu. Zapobiec temu miał rytuał kilkudniowego czuwania nad zwłokami. Choć ta tradycja ma inne korzenie, to w okresie powszechnego strachu przed pogrzebaniem za życia, zaczęła służyć potwierdzeniu, że osoba zmarła rzeczywiście jest martwa.

Stosowano też inne metody, z których wiele ocierało się o makabrę. W celu potwierdzenia zgonu, lekarze wcierali w dziąsła zmarłego tabakę. Zdarzało się też, że ciało nakłuwano igłami, wylewano na nie roztopiony wosk lub przypalano metalem. Drastyczne? Bez wątpienia. Najstraszniejszą praktyką było jednak obcinanie palców nieboszczykom.

Dziś wiemy, że brak reakcji na bodźce bólowe nie jest dowodem zgonu. Jednak w czasach, w których wiedza medyczna nie mogła równać się z dzisiejszą, mylne diagnozy wciąż doprowadzały do występowania przypadków przedwczesnego pochówku. Zaczęto więc szukać innych, bardziej praktycznych rozwiązań. Jakich?

Żeby pochowani mogli skontaktować się ze światem zewnętrznym, do trumien zaczęto doprowadzać sznurek połączony z dzwonkiem zawieszonym na powierzchni. Taką samą funkcję miały spełniać gwizdki. Instalowano też kanały zapewniające dopływ powietrza. Mauzolea były budowane w sposób umożliwiający wydostanie się na zewnątrz.

Takie rozwiązania cieszyły się ogromną popularnością w Anglii i Stanach Zjednoczonych, ale nie tylko. Patenty na tzw. trumny ratunkowe mieli także Polacy. W 1892 roku taki wynalazek zgłosił poznaniak Wojciech Kwiatkowski. Jego trumna była wyposażona w rurkę, z której pogrzebany za życia człowiek mógł za pomocą sprężyny wystrzelić pęk kolorowych piór. 5 lat później swój wynalazek przedstawił Michał Karnice-Karnicki. Wyposażył trumnę w dopływ powietrza oraz w system sygnalizacyjny: chorągiewkę i dzwonek. 

Projekt trumny ratunkowej Wojciecha KwiatkowskiegoProjekt trumny ratunkowej Wojciecha Kwiatkowskiego / ryc. Wojciech Kwiatkowski, Wikimedia Commons, public domain

1 stycznia 1848 roku na poznańskim Wzgórzu Świętego Wojciecha zakończono budowę przysionka śmierci. Inicjatorem inwestycji i fundatorem obiektu był hrabia Edward Raczyński (budowę dokończył jego syn, Roger, po samobójczej śmierci ojca). Niewielki budynek był miejscem, w którym przed pochówkiem przetrzymywano ciała zmarłych. Do ich palców przywiązywano dzwonek, którego dźwięku nasłuchiwał dozorca.

Znane osoby cierpiące na tafefobię

Tafefobia dotykała przedstawicieli wszystkich klas społecznych. Na paniczny lęk przed pogrzebaniem żywcem cierpieli prości chłopi i znane osobistości. Choroba ta dotknęła choćby Hansa Christiana Andersena. Duński bajkopisarz bał się, że jego bliscy mogą pomylić głęboki sen ze śmiercią. Kierowany lękiem, obok łóżka zostawiał liścik, w którym wyjaśniał, że wciąż żyje. Gdy zbliżał się kres jego dni, w swojej ostatniej woli poprosił o otwarcie mu żył. Podobną wolę i z tej samej przyczyny wyraził przed śmiercią Alfred Nobel.

Innym wielkim tego świata, który cierpiał na Tafefobię, był Fryderyk Chopin. Największy polski kompozytor na łożu śmierci nakazał zgromadzonym otworzyć swoje ciało i wyjąć z niego serce. Inne znane osoby dręczone przez paniczny lęk przed pochowaniem żywcem to między innymi George Washington, Fiodor Dostojewski i Artur Schopenhauer.

Tafefobia we współczesnym społeczeństwie

Czy wciąż boimy się pogrzebania za życia? Tak, tafefobia nie odeszła w zapomnienie. Choć raz na jakiś czas zdarza się, że osoba uznana za zmarłą „budzi się do życia”, to do takich przypadków dochodzi bardzo rzadko. Obowiązujące prawo zabrania pochówku przed upływem 24 godzin od stwierdzenia zgonu (z pewnymi wyjątkami). Mimo to wciąż odczuwamy lęk, a świadczy o tym choćby fakt, że w Irlandii nadal istnieje zwyczaj doprowadzania do trumien sznurków z dzwonkami. Na całym świecie zdarza się, że zmarli są grzebani z telefonami komórkowymi.  

O tym, że strach jest wciąż aktualny, świadczy choćby zainteresowanie, które temat przedwczesnego pogrzebu wzbudza u prozaików i filmowców. Z fikcyjną historią człowieka, który za życia został uznany za zmarłego zmierzył się choćby Stephen King. W opowiadaniu „Prosektorium numer cztery” (opublikowanym w zbiorze „Wszystko jest względne”) mistrz grozy opisuje mroczny i budzący  przerażenie przypadek mężczyzny, który trafił na stół sekcyjny po ukąszeniu przez pająka. Można zastanawiać się, czy kultura popularna rzeczywiście sięga do naszych lęków, czy raczej sama kreuje strach. Tak czy inaczej, mroczna wizja pochówku za życia nadal wzbudza silne emocje.