Reklama

Spis treści:

Reklama
  1. Najpiękniejsze kino świata
  2. Świt nad wydmami Sossusvlei
  3. Swakopmund – niemiecki kurort z mroczną przeszłością
  4. W Księżycowym Ogrodzie
  5. Kanion Sesriem – pustynna niespodzianka
  6. Kalahari – kraina Wielkiego Pragnienia
  7. Najlepsza szarlotka w Afryce
  8. George i Lady Gaga – celebryci z portu
  9. Gdzie wydmy schodzą do wody

Namibia to nie tylko najstarsza pustynia świata i nocne niebo jak z bajki. To kraj pełen kontrastów, który zaskakuje zarówno przyrodą, jak i historią. Zobacz, co może Cię tam spotkać – od czerwonych wydm po zimny Atlantyk.

Wizytówką tego kraju są surrealistyczne pejzaże i najpiękniejsze na ziemi nocne niebo. Cienie tańczą po falujących grzbietach piasku, a wschód słońca maluje krajobraz kolorami rdzy, pomarańczy, czerwieni i złota. Wśród tych surrealistycznych pejzaży wyróżnia się Big Daddy (325 m n.p.m.), druga pod względem wysokości wydma Namibii i jedna z najwyższych na świecie, duma Parku Narodowego Namib-Naukluft i jednocześnie wyzwanie dla każdego, kto w podróży szuka wrażeń. Mój cel.

Najpiękniejsze kino świata

Noc znów była piękna, rozświetlona srebrzystą wstęgą Drogi Mlecznej i milionami mrugających gwiazd z wiszącym nisko nad linią horyzontu sierpowatym Księżycem. Afrykańskie niebo to coś, czego najbardziej mieszkańcom tej części świata zazdroszczę.

Od kiedy tu przyleciałam z grupą znajomych, cztery dni wcześniej, wieczory lubimy spędzać z aplikacją, która pomaga nam lokalizować poszczególne galaktyki, planety i inne kosmiczne obiekty. Można tu zobaczyć gołym okiem Saturna i Jowisza, słynny widziany tylko na tej półkuli Krzyż Południa czy Wielki i Mały Obłok Magellana, galaktyki oddalone od nas o setki lat świetlnych. Zanieczyszczenie światłem właściwie tu nie występuje, dlatego Namibia jest jednym z najlepszych miejsc do obserwacji Wszechświata.

Świt nad wydmami Sossusvlei

Wstaliśmy o 4.30 rano, żeby z naszej lodży Desert Grace położonej na pustyni Namib ruszyć w kierunku Sossusvlei, które jest częścią Parku Narodowego Namib-Naukluft i chroni jego największe atrakcje. Są nimi spektakularne pomarańczowe wydmy, których kolor wraz z wiekiem i utlenianiem się żelaza staje się coraz bardziej intensywny, a wysokość często przekracza 200 m. – Musimy być tam jak najwcześniej, zanim upał stanie się nieznośny i zniechęci was do wspinaczki – zaordynowała Aneta, nasza opiekunka i przewodniczka z Gondwany, lokalnego biura, z którego usług korzystamy.

Na teren parku wjeżdżamy przez bramę Sesriem, która jest otwierana o 6 rano – stąd do parkingu, gdzie zaczyna się nasz trekking, mamy jeszcze jakieś 15 min. Z każdym mijanym kilometrem otaczające nas góry piachu coraz bardziej się do siebie zbliżają, jakby chciały nas połknąć. Wreszcie wyrasta przed nami majestatyczny Big Daddy, po którego zboczu już drepczą mozolnie pierwsi turyści, a nad nimi niczym kibicująca i zagrzewająca do wysiłku widownia unoszą się ogromne czasze balonów. Patrząc na nie, czuję, że i mnie wkrótce przyda się doping.

Swakopmund – niemiecki kurort z mroczną przeszłością

Do spowitego mgłą Swakopmundu dojeżdżamy po kilku godzinach jazdy przez pustkowia – mijamy zwrotnik Koziorożca, kanion Gaub i Moon Valley. Miasto wita nas niemiecką architekturą i spokojem, które kontrastują z jego dramatyczną historią.Pod koniec XIX wieku niemieccy koloniści założyli tu główny port Niemieckiej Afryki Południowo-Zachodniej. Wkrótce potem w Swakopmundu powstały pierwsze obozy koncentracyjne, w których przetrzymywano i wykorzystywano do niewolniczej pracy członków plemion Herero i Nama.

Plaża Swakopmund w Namibii
Plaża Swakopmund w Namibii Plaża Swakopmund w Namibii/ Elizabeth Beard/Gettyimages

Szacuje się, że zginęło ponad 80% przedstawicieli tych ludów, co uznaje się za pierwsze ludobójstwo XX wieku. Dziś miasto przyciąga turystów nadmorskim klimatem i kolonialną zabudową, ale jego przeszłość wciąż budzi refleksję.

W Księżycowym Ogrodzie

Pokonać kilkaset metrów piasku to czysta adrenalina. Na początku próbuję kontrolować swój szaleńczy bieg w dół, jednak szybko przestaję walczyć z grawitacją, rozkładam ramiona, a miękki piasek amortyzuje kroki. Wokół piszczą dzieciaki, które są dużo bardziej odważne. Przepełnia mnie radość, poczucie wolności, zatracam się w tej zabawie. Potem, nie zakładając butów, wędruję przez Dolinę Śmierci, chyba najbardziej instagramowe miejsce Namibii.

Spękana niczym stare płótno biała glina wyścielająca nieckę po dawnej oazie kontrastuje z czarnymi kikutami martwych akacji, które uschły setki lat temu. Zmienił się wówczas bieg płynącej tędy rzeki Tsauchab, a to oznaczało wyrok śmierci dla lokalnych drzew, które dziś wydają się uwięzionymi w czasie duchami. Cisza w tym miejscu jest niemal namacalna, jak na cmentarzu, gdzie w skupieniu rozmyślamy nad ulotnością i nieprzewidywalnością naszej egzystencji. Czarne pnie drzew na tle Drogi Mlecznej stały się ulubionym motywem astrofotografów, dlatego Dolina Śmierci nazywana też bywa Księżycowym Ogrodem.

Kanion Sesriem – pustynna niespodzianka

W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy kolejnym sekrecie pustyni Namib, ukrytym głęboko w ziemi kanionie Sesriem. Woda to dość niezwykły widok w miejscu z definicji jej pozbawionym. Już z daleka słyszymy jej szept. Aby się do niej dostać, musimy zejść po kamiennych stopniach na dno wąwozu. Panuje tu bardzo przyjemny chłód, dlatego wcale nie śpieszy się nam do powrotu.

Rzeka Tsauchab wyrzeźbiła ten ponadkilometrowy labirynt z naturalnymi basenami zalanymi teraz wodą o kolorze płynnego złota. Część z nas odpoczywa na piaszczystych plażach, inni zażywają orzeźwiającej kąpieli. – To jedno z niewielu miejsc w tym kraju, gdzie woda może się utrzymywać nawet przez cały rok, choć sama rzeka na pozostałej długości wysycha – opowiada Aneta.

Kalahari – kraina Wielkiego Pragnienia

Zaraz po przylocie ruszyłyśmy w stronę Kalahari, by zamieszkać w Kalahari Anib Lodge i poczuć ciszę oraz ogrom tej pustynnej kotliny. Jej nazwa, „Wielkie Pragnienie”, idealnie oddaje trudne warunki życia bez wody. Tym razem jednak wszystko zaskakuje – po deszczach krajobraz tętni zielenią, pojawiają się trawy, krzewy i żółte łąki przypominające nasze pola rzepaku. Natura korzysta z rzadkiej okazji obfitości.

Baobab w liściach podczas pory deszczowej. Kalahari, Botswana.
Baobab w liściach podczas pory deszczowej. Kalahari, Botswana. Baobab w liściach podczas pory deszczowej. Kalahari, Botswana./Jami Tarris/Gettyimages

Naszą uwagę przyciągają tkacze – ptaki, które budują gniazda ważące nawet tonę. – W jednym może żyć nawet 500 osobników – tłumaczy przewodnik Mojżesz. Ptaki te nie piją wody – czerpią wilgoć z pożywienia, np. z termitów. Czerwone kopce termitów przypominają piaskowe zamki, ale Mojżesz ostrzega nas, by się do nich nie zbliżać – w opuszczonych często kryją się kobry. I rzeczywiście – po chwili dostrzegamy żółtą kobrę wspinającą się na ptasie gniazdo.

Najlepsza szarlotka w Afryce

Jabłka nie są typowym owocem na Czarnym Lądzie, tym bardziej byłam jej ciekawa. Na kultowe ciasto zatrzymujemy się w drodze z Parku Narodowego Namib-Naukluft do położonego nad oceanem Swakapmundu. I choć to w tym drugim kręcono sceny do „Mad Maxa”, miejsce, do którego właśnie docieramy, wpisuje się idealnie w klimat tego postapokaliptycznego filmu.

Solitaire to osada pośrodku niczego: stacja benzynowa, restauracja, sklep, kościół, pensjonat, warsztat i cmentarzysko rdzewiejących samochodów. Uśmiechnięty kelner podaje mi ogromną porcję szarlotki i równie dużą kawę. Jej smak, muszę przyznać bardzo oryginalny, jest zasługą nieżyjącego już piekarza Percy’ego Crossa McGregora. Mistrz został tu pochowany i dziś mnóstwo turystów przyjeżdża tu specjalnie dla atmosfery, którą udało mu się stworzyć na końcu świata.

George i Lady Gaga – celebryci z portu

George’a poznaję w nietypowych okolicznościach. Wypływamy z portu w Walvis Bay, a na pokład wskakuje nielegalnie... uchatka. George jest lokalną maskotką, która robi, co chce. Ociera się o nas, robi słodkie oczy i wymusza ryby. Kiedy się kończą – odpływa do innego statku, by powtórzyć występ. Płyniemy wzdłuż wybrzeża, otuleni w koce, częstowani ostrygami i opowieściami.

Kolonia uchatki na plaży w Cape Cross, Namibia.
Kolonia uchatki na plaży w Cape Cross, Namibia. Kolonia uchatki na plaży w Cape Cross, Namibia./VisualStories/Gettyimages

Po dwóch godzinach docieramy do Cape Cross – największej kolonii kotików afrykańskich na świecie. Hałas jest nie do opisania – setki tysięcy fok warczy, beczy i przepycha się nawzajem. W drodze powrotnej towarzyszą nam delfiny i... Lady Gaga – pelikan, który ląduje na pokładzie jak gwiazda. Pożera ryby łapczywie, waży kilka kilo więcej i ma trudności z oderwaniem się od pokładu.

Gdzie wydmy schodzą do wody

Po południu czeka nas Sandwich Harbour – i afrykański masaż, czyli kilka godzin jazdy terenówką przez wydmy. Sam, nasz 24-letni kierowca, mknie jak zawodowiec. Mijamy solniska, lagunę flamingów, kolonie kormoranów i wkraczamy w świat złotych wydm. Kiedy docieramy do miejsca, gdzie wydmy dosłownie schodzą do oceanu, wiatr jest tak silny, że prawie nie pozwala zejść z klifu. Walczę, żeby zamoczyć stopy w Atlantyku – zimne fale dają mi orzeźwienie i spokój.

Reklama

źródło: National Geographic Traveler

Reklama
Reklama
Reklama