Spędziłam grudniowy weekend w Skandynawii – zimowe SPA, magiczne jarmarki i… jedzenie robaków
Weekend w Skandynawii zimą to pomysł, który może wydawać się nieoczywisty. A jednak grudniowa wyprawa do Kopenhagi i Malmö przyniosła więcej niespodzianek niż letnie podróże.

- Katarzyna Świerczyńska
Spis treści:
- Co warto zobaczyć w Kopenhadze zimą?
- Czy warto odwiedzić Tivoli zimą?
- Relaks po skandynawsku – gdzie się odprężyć?
- Co zobaczyć z kartą kopenhaską?
- Malmö – hygge zamień na fikę
- Najdziwniejsze muzeum w Malmö?
- Jak wygląda podróż powrotna promem?
- Gdzie spać i gdzie zjeść – praktyczny przewodnik
A gdyby tak wsiąść na prom i popłynąć na północ? Zima, choć nie rozpieszcza pogodą, nie przeszkadza ani Szwedom, ani Duńczykom, aby bardzo przyjemnie spędzać czas. Postanowiłam dać ponieść się grudniowemu klimatowi Malmö i Kopenhagi, być z jednej strony turystką, ale też zobaczyć, co w wolnym czasie lubią robić mieszkańcy tych miast. Skoro jest grudzień, to obowiązkowo chciałam odwiedzić świąteczne jarmarki. I chociaż ostatecznie to nie one okazały się największym hitem wyjazdu, to dzięki nim grudniowa Kopenhaga obłędnie pachnie glöggiem pełnym rodzynek i migdałów, a Malmö słodkimi bułeczkami z kardamonem. Wiem jedno: zima to idealny czas na taką wyprawę. Ale od początku.
Co warto zobaczyć w Kopenhadze zimą?
Podróż zaczynam w czwartkowy wieczór w Świnoujściu. Tu wjeżdżam na prom Finnlines, aby wcześnie rano być już w Malmö. Dzięki temu będę miała trzy pełne dni na zwiedzanie. Na promie na pasażerów czeka kolacja, po posiłku chwilę podziwiam rozgwieżdżone niebo nad nocnym Bałtykiem i idę spać do wygodnej kajuty. Jeszcze na promie jem śniadanie i ruszam zamglonymi i o tej porze ciemnymi ulicami Malmö.
Postanawiam zostawić samochód na parkingu przy dworcu centralnym i do Kopenhagi jadę pociągiem przez most nad Sundem. Po drodze ściągam na swój telefon aplikację CPH Card: karta kopenhaska (Copenhagen Card) ma kilka wariantów czasowych (najtańsza kosztuje ok. 300 złotych), pozwala jeździć bez limitów miejską komunikacją i daje wstęp do ponad 80 atrakcji. To duża wygoda podczas zwiedzania.
Pierwszego dnia chcę przede wszystkim poczuć świąteczny klimat Kopenhagi. Po mieście poruszam się głównie metrem i pieszo, ale – na to warto zwrócić uwagę – nawet deszczowa, chłodna pogoda nie przeszkadza kopenhażanom przemieszczać się rowerami (to także w Malmö najpopularniejszy i najbardziej ekonomiczny środek transportu).
Jeśli kochasz zakupy i święta, to wizyta na ponadkilometrowym deptaku Strøget jest wręcz obowiązkowa. Można powiedzieć, że każdy znajdzie tu coś dla siebie, bo na Strøget są i sklepy luksusowych marek, i sieciówki, i domy towarowe i nieraz zaskakujące sklepiki z nieoczywistym asortymentem. Nie mogę się powstrzymać i wchodzę do niewielkiego sklepu z… gumowymi kaczuszkami (Duck Haven). Półki wypełnione są kaczkami o różnych kolorach, kształtach, profesjach (kaczki lekarze, kaczki piloci czy kaczki muzycy), ale też nawiązujące do znanych postaci ze świata polityki.

Dużo czasu spędzam we flagowym sklepie duńskiej marki Hay – miłośnicy designu doskonale to zrozumieją. Kilkupoziomowy sklep z oldschoolową windą to raj dla tych, którzy lubią piękne przedmioty i skandynawskie wzornictwo. Święta w Hay to między innymi gigantyczny wybór bombek o wszystkich możliwych kształtach: np. precelków, orzechów, kości dla psa, serów, ptaków, sopelków czy grzybów.
Idąc Strøget nie sposób pominąć niewielkich, klimatycznych jarmarków bożonarodzeniowych, które znajdują się na pobliskich placach. Zaglądam m.in. na Højbro Plads.
Tutejszy jarmark był jednym z pierwszych w stolicy Danii i mówi się o nim „Københavns hyggeligste julemarked” czyli, można powiedzieć, najbardziej przytulny jarmark bożonarodzeniowy w Kopenhadze. Od razu uderza mnie zapach świątecznych przysmaków.
Tutejszy jarmark był jednym z pierwszych w stolicy Danii i mówi się o nim „Københavns hyggeligste julemarked” czyli, można powiedzieć, najbardziej przytulny jarmark bożonarodzeniowy w Kopenhadze. Od razu uderza mnie zapach świątecznych przysmaków. Na tym i na wszystkich innych jarmarkach króluje aromatyczny glögg i obowiązkowe dla Duńczyków w przedświątecznym czasie Æbleskiver, czyli niewielkie pączuszki, smażone na specjalnych patelniach. Ceny na wszystkich jarmarkach są podobne: kubek grzańca kosztuje 60-65 koron duńskich, a tacka pączków ok. 45 koron. Hitem tegorocznych jarmarków w Kopenhadze są ręcznie robione szklane ozdoby świąteczne: urocze zawieszki w różnych kształtach i kolorach można kupić na każdym jarmarku.
Czy warto odwiedzić Tivoli zimą?
Korzystając z kopenhaskiej karty postanawiam zajrzeć do Tivoli – jednego z najbardziej znanych parków rozrywki w Europie. Przyznam, że nigdy nie było to moje ulubione miejsce w Kopenhadze (nie jestem fanką parków rozrywki), jednak zimowej wersji Tivoli dałam szansę. I szczerze – ma swój klimat. Do końca grudnia zaprasza w świątecznej odsłonie: z mnóstwem świateł i jarmarkowych stosik, w tym tych z pysznym jedzeniem i rozgrzewającymi napojami.
Dzień kończę w Nyhavn – to turystyczna ikona Kopenhagi – historyczny port i miejsce, w którym mieszkał Hans Christian Andersen. Po drodze mijam Kongens Nytorv, centralny plac w mieście, na którym teraz urządzono ogromne lodowisko.
Kolorowe kamienice Nyhavn i malownicze nabrzeże już same w sobie tworzą bajkowy, świąteczny klimat. Mimo coraz mocniej padającego deszczu ogródki gastronomiczne tętnią życiem. Nie bez powodu nazywa się czasem Nyhavn najdłuższym barem w tej części świata. Siadam w jednym z ogródków, zamawiam grzańca i patrzę na spacerujących wśród świątecznych stoisk ludzi.

Relaks po skandynawsku – gdzie się odprężyć?
Kolejny dzień w Kopenhadze mam ochotę spędzić z dala od największego zgiełku. Zaczynam od spaceru najdłuższą plażą w Kopenhadze – Amager Strandpark. To miejsce z urokliwą promenadą i widokiem na most nad Sundem. Zimą idealne na spokojny spacer, przejażdżkę rowerem, bieganie, ale też… zimną kąpiel. Amatorów morsowania spotykam co chwilę, a winter bathing połączony z relaksem w saunach jest tu wręcz pasją narodową. Amager Helgoland, kąpielisko położone na północnym krańcu plaży nawet teraz jest pełne ludzi, którzy wizytę w saunie przeplatają korzystaniem z dobrodziejstw lodowatej wody.
I ja postanawiam spędzić czas tak, jak robią to Duńczycy. Wsiadam w autobus i jadę na Refshaleøen. To postindustrialna wyspa, która jest dziś swoistym centrum kultury, ulicznego jedzenia i dobrego spędzania czasu. Spacer zaczynam od Reffen, słynnej uliczki z jedzeniem ulicznym z całego świata. Zamawiam gorącego naleśnika z jabłkami i cynamonem, a potem idę w miejsce, które okazało się jednym z hitów mojej wycieczki do Kopenhagi. To Copenhot – zimowe, plenerowe spa, które w nietypowej przestrzeni Refshaleøen robi jeszcze większe wrażenie. Najbliższe półtorej godziny to czysty relaks i regeneracja dla ciała i głowy: choć to środek grudnia to zakładam strój kąpielowy, siadam w wielkiej balii wypełnionej gorącą wodą, korzystam z sauny i chłodzę się w niewielkim basenie lub balii z lodowatą wodą.
Copenhot jest pełne Duńczyków: w balii obok świetnie bawi się grupa koleżanek, z innej rozbrzmiewa głośne „Happy Birthday”, bo kto powiedział, że nie można świętować urodzin w takim miejscu? Dopełnieniem tego klimatu bez wątpienia jest widok na Copenhill – elektrociepłownię i spalarnię odpadów, na której mieści się całoroczny stok narciarski. Siedzę w gorącej balii i patrzę na szusujących w oddali po igielicie ludzi (a Copenhill wpisuję na listę miejsc, które koniecznie muszę odwiedzić przy następnej wizycie w stolicy Danii).
Co zobaczyć z kartą kopenhaską?
Wypoczęta i zrelaksowana postanawiam zostać jeszcze chwilę na Refshaleøen. Również tu mieści się wyjątkowe centrum sztuki współczesnej: Copenhagen Contemporary (CC). Aby wejść, korzystam znowu z karty kopenhaskiej.
W środku miła niespodzianka: na czasowej wystawie Soft Robots (jest czynna do 19 kwietnia 2026) znajduje się praca polskiej artystki Martyny Marciniak. Dodam, że w muzeum mieści się kreatywna przestrzeń zabaw dla najmłodszych, jest też miejsce, gdzie można stworzyć własny rysunek (oczywiście z tego korzystam i dokładam do galerii odwiedzających swoją pracę).
Zrobiło się późno, patrzę na zegarek i wiem jedno: jeśli wsiądę w autobus zdążę jeszcze dziś odwiedzić jedno z kopenhaskich muzeów. Stawiam na Muzeum Designu (Designmuseum Danmark) – tu również wchodzę na wspomnianą kartę. Ta przestrzeń to prawdziwy hołd nie tylko dla duńskiego designu (i takich projektantów jak Arne Jacobsen, Hans J. Wegner czy Finn Juhl), ale też miejsce ciekawe z historycznego punktu widzenia. Muzeum mieści się w części dawnego szpitala – osiemnastowiecznego Frederiks Hospital zbudowanego według projektu Nicolai Eigtveda. Podziwiam piękne przedmioty wyeksponowane dziś w muzeum, ale myślę też o tym, że to tu, na łóżku szpitalnym, ostatnie dni życia spędził najbardziej znany duński filozof Søren Kierkegaard.
Malmö – hygge zamień na fikę
W niedzielny poranek wracam pociągiem do Malmö. Duńskie hygge zamieniam na szwedzką fikę. To zgrabne słowo oznacza nie tylko przerwę na kawę i coś słodkiego, ale wręcz rytuał celebrowania tej chwili z bliskimi osobami.
Spacerując urokliwymi uliczkami tutejszej starówki, czyli Gamla Staden. Trafiam do Lilla Kafferoseriet, lokalnej kawiarni i niewielkiej palarni kawy. Trzeba tu nieco postać w kolejce, ale to dla mnie dobry znak – kawiarnia tętni życiem, ja zamawiam małą kawę i przepyszną bułeczkę z kardamonem. Czuję, że fika to słowo, które wejdzie na stałe do mojego słownika i rytuałów, które warto pielęgnować.
Nie mam ochoty na pośpiech. Chłonę atmosferę starego miasta i zastanawiam się, jak mogło tu wyglądać kiedyś życie. Urokliwe domy przy brukowanej ulicy Jakob Nilsgatan działają na wyobraźnię.
Zaglądam jeszcze na Gustaf Adolfs Torg – świąteczny jarmark pełen rękodzieła i świątecznych przysmaków. Szwedzi chętnie kupują grzańce, ale też gorące kiełbaski, które są świetną przekąską na chłodny dzień.
Wracając ulicą Södergatan zwracam uwagę na niewielki sklepik: Relove & More. To klimatyczny second hand z rzeczami z drugiej ręki: ubraniami, biżuterią i przedmiotami do domu. Jeśli chcesz kupić skandynawskie upominki z duszą, to adres obowiązkowy.
Malmö to miasto doskonałe do zwiedzania rowerem lub pieszo (przy dworcu centralnym można wypożyczyć rower). Mimo niesprzyjającej postanawiam zobaczyć jeszcze Sibbarp – najbliższy punt widokowy na most nad Sundem. Niknąca w morzu mgły konstrukcja mostu robi wrażenie. Po drodze spotykam, a jakże, morsujących Szwedów.
Najdziwniejsze muzeum w Malmö?
Kiedy patrzę na listę miejscowych muzeów, natychmiast zwracam uwagę na Disgusting Food Museum. Ryzykuję i okazuje się to strzałem w dziesiątkę. Muzeum to z jednej strony ekspozycja pokazująca najdziwniejsze i uznawane za najbardziej obrzydliwe potrawy świata, ale też bar degustacyjny. Zamiast biletu zwiedzający dostają woreczek na wymioty. Zastanawiam się, czy to faktycznie niezbędne, ale tablica z licznikiem na wejściu rozwiewa wątpliwości: ostatni raz ktoś zrobił użytek z woreczka 5 dni temu. W sumie do tej pory zdarzyło się to 633 razy.
Ostrzegam, może być ciężko, ale zabawa jest przednia, co jest ogromną zasługą załogi muzeum – która strach przed próbowaniem rozładowuje zabawnymi opowieściami. I w ten oto sposób jadłam kwaśne mrówki, chrupiące robaki bambusowe i świerszcze. I najgorsze wizualnie dla mnie – tajlandzkie pływaki, czyli czarne, duże chrząszcze.
Bar degustacyjny to także napój z Polski: sok z kiszonej kapusty. Jestem zdziwiona. – Dla Amerykanów i Brytyjczyków jest to wyzwanie – tłumaczy Erik, który stoi za tym osobliwym barem. Pytam go, przy czym goście muzeum najczęściej nie wytrzymują. Okazuje się, że to intensywnie pachnące sery.

Skoro jesteśmy w Szwecji – nie może zabraknąć słynnych Surströmming, czyli sfermetowanych śledzi (które okazują się być całkiem smaczne) i salmiaków, czyli słonych cukierków z lukrecją. Erik daje wskazówkę: – Rozgryź cukierka szybko, dzięki temu wszystkie smaki poczujesz naraz – to rzeczywiście działa. Osobliwa degustacja kończy się próbowaniem najostrzejszych rzeczy. Mogę odetchnąć z ulgą: nie powiększyłam niechlubnej statystyki na muzealnej tablicy.
Jak wygląda podróż powrotna promem?
Do Polski wracam w poniedziałek. Na podróż chcę przeznaczyć tym razem nie noc, a dzień. Niedługo po wyjściu z Malmo prom Finnlines przepływa pod mostem nad Sundem, który oglądałam z obu brzegów cieśniny, a teraz mam go niemal na wyciągnięcie ręki.
Podróż promem jest wygodna, bo pasażerowie mają do dyspozycji kajuty, ale też szereg atrakcji, w tym – nie mogło być inaczej – dostępnej dla wszystkich sauny. Jest też bar, sala zabaw dla dzieci i promowy sklep, na którym można kupić m.in. słodycze czy perfumy w dobrych cenach.
Po promie oprowadza mnie Birgitta Rosander, która odpowiada za to, aby pasażerom niczego nie brakowało. Zwracam uwagę na drobiazgi, które tworzą świąteczny klimat w tym choinkę koło baru. To wszystko zasługa Birgitty. Dzięki niej mogę chwilę spędzić na kapitańskim mostku i wyjść na część pokładu dostępną tylko dla załogi: Morze Bałtyckie wygląda zjawiskowo, ale jest zimny wiatr, więc szybko wracamy do przytulnego wnętrza.

Nim dobijemy do portu w Świnoujściu na promie jem jeszcze posiłek i robię ostatnie zakupy. Po godzinie 19.00 jestem już na lądzie i wiem jedno: do Kopenhagi i Malmö w zimowej odsłonie jeszcze kiedyś na pewno chcę wrócić.
Gdzie spać i gdzie zjeść – praktyczny przewodnik
Kopenhaga
- Hotel Frihavnen (Århusgade 124B) – przytulny, blisko metra i centrum.
- Nordhus (Aarhusgade 124A) – wspólne posiłki, świeże pieczywo, communal dining.
- Vækst (Sankt Peders Stræde 34) – szklarniowy klimat, nowoczesne menu.
- Vinhanen (Baggesensgade 13) – modna winiarnia z prostym menu.
Malmö
- Hotel Savoy (Norra Vallgatan 62) – klasyka naprzeciw dworca.
- Malmö Saluhall (Gibraltargatan 6) – hala pełna światowych smaków.
- Grand Italian (Dag Hammarskjölds torg 2) – 25 piętro i widok na port.
Źródło: National Geographic Traveler
Nasza ekspertka
Katarzyna Świerczyńska
Reporterka zakochana w swojej pracy. Po godzinach prowadzi podróżniczego bloga „Podróże z psem” i jest współautorką projektu „Nad portem noc” pokazującego nocne życie Szczecina. Najczęściej podróżuje blisko, najlepiej na własnych nogach lub rowerem. Uwielbia Puszczę Bukową, nadodrzańskie szlaki i Bałtyk o każdej porze roku.


