Południowa Turcja smakuje pistacjową baklawą, pachnie kardamonem i żyje na gwarnych bazarach
Mozaika kultur na południu Turcji tworzy niesamowity efekt. Bazary i kawiarnie mieszają się tu z unikatowymi zabytkami.

Spis treści:
- Odmiany baklawy
- Historia Gaziantep
- Bazar Bakırcılar Çarşısı
- Muzeum Zeugma
- Göbekli Tepe i Şanlıurfa
- Mardin
- Południowa Turcja – informacje praktyczne
Wizytę w Turcji lubię zaczynać przy stole. A tym bardziej w Gaziantepie na południu kraju, które słynie z pistacjowych sadów. A jeśli pistacje, to i baklawa. Mówiąc między nami, dla niej tu przyjechałam. – Czy to prawda, że wasza baklawa jest słodsza od cukru? – zagajam kelnera, który na lewej piersi dumnie nosi tabliczkę z imieniem Mustafa i stawia przede mną talerzyki z różnymi rodzajami najsłynniejszego tureckiego deseru oraz kawę z dziko rosnących pistacji menengiç (to dopiero wynalazek).
Odmiany baklawy
– Proszę nie żartować z naszej baklawy – Mustafie najwyraźniej nie do śmiechu. – Sam kiedyś ją piekłem, kilka dobrych lat uczyłem się ręcznie rozciągać ciasto filo, odpowiednio nasączać je wodą z cukrem i cytryną oraz wodą różaną. Potem układać kolejne warstwy, smarować je masłem. I oczywiście przekładać dojrzewającymi na naszej ziemi drobno zmielonymi pistacjami. Mój dziadek mawiał, że dobra baklawa działa na wszystkie zmysły.
Słucham tego krótkiego wykładu z uwagą, na wszelki wypadek studzę ciekawość i nie zadaję więcej pytań, tylko zabieram się do jedzenia. Midye w kształcie muszli jest bardzo puszysta, leciutka, jak trzeba – wilgotna i idealnie chrupiąca, a kiedy ją nagryzam, słyszę subtelny szelest. Wersja z orzechami włoskimi (cevizli) okazuje się nieco bardziej cierpka, trochę mniej słodka, ale najbardziej smakuje mi krojona w małe kwadraty özel kare – to najpopularniejsza i najdelikatniejsza z baklaw. Zastanawiam się, czy to ona jest najbardziej podobna to pierwszej wersji deseru, o której można poczytać w „Księgach kuchennych pałacu Topkapi” z 1473 r. Między kęsami popijam menengiç, która ma konsystencję gęstego mleka i smak słodkiego napoju orzechowego. Jak po takim ucztowaniu odejść od stołu?
Historia Gaziantep
Nie opuszczam więc restauracji Tahmis, tylko gapię się na miejscowych. Kilku mężczyzn wróciło właśnie z popołudniowej modlitwy w pobliskim XVI-wiecznym meczcie Alaüddevle, zamawiają czaj i odpalają papieroski (siedzimy w ogródku na zewnątrz), trzy kobiety ubrane w długie chusty przyszły na kawę – podawaną w małych metalowych filiżankach. Wpadła też grupka młodych – sądząc po niedbałych strojach – rzemieślników z sąsiedniego bazaru Bakırcılar Çarşısı. Zamówili ajran dla ochłody. Patrzę na te grupki i myślę o historii – bo Gaziantep to nie tylko raj dla łasuchów, ale też dla tych, którzy interesują się przeszłością.

Wyobrażam sobie, że oto siedzę w miejscu, gdzie ludzie żyli już 4 tys. lat p.n.e. Przez miasto w tym czasie zdążyły się przewinąć wielkie cywilizacje i kultury m.in.: Hetytów, Babilończyków, Persów, a także Rzymian i Bizantyjczyków – ci ostatni ufortyfikowali Gaziantep, a Arabowie wprowadzili tutaj islamską architekturę. Miasto było też świadkiem krucjat czy wielkości imperium osmańskiego.
Bazar Bakırcılar Çarşısı
Kiedy przechodzę przez gwarny, pachnący szafranem i kardamonem bazar Bakırcılar Çarşısı, na którym stoły uginają się od słoi z miętą, kminem rzymskim, cynamonem, sproszkowaną papryką, sumakiem czy pieprzem, to wiem, że bogactwo przypraw, które mnie otacza, ma związek z położeniem Gaziantepu na historycznym Jedwabnym Szlaku oraz Szlaku Przypraw. Stragany z nabrzmiałymi granatami, dorodnymi melonami i brzoskwiniami przeplatają się z warsztatami, w których wykuwa się naczynia, szyje skórzane buty i tka dywany, sklepikami z miedzianymi naczyniami, biżuterią i oliwkowym mydłem.
Dochodzę do stoiska z lnianymi sukniami, zza których wygląda trzech uśmiechniętych mężczyzn – siedzą na drewnianych rozpadających się krzesłach i ni stąd, ni zowąd zaczynają grać lokalną pieśń. Gość z bujnymi wąsiskami – na skrzypcach, drugi w koszuli w kratę – na bębenku, trzeci w turkusowej tunice – na cümbüş. Cóż, kiedy płynie orientalna muzyka, od razu robi się weselej. Mój uśmiech sprytnie wykorzystuje handlarka i podbiega do mnie tanecznym pląsem:
– Ten będzie do ciebie pasował – podsuwa mi pod nos czarny flakonik perfum. Wyczuwam drzewo sandałowe, wanilię i oud. Świetne! I kosztują tylko 1,2 tys. lir. Biorę. A teraz natychmiast muszę opuścić bazar Bakırcılar Çarşısı, bo zaraz jeszcze na coś się skuszę – a mam już w plecaku kilogram pistacji, dwa pudełka baklawy, no i perfumy. Skręcam więc w boczną uliczkę, by powłóczyć się po okolicy. Widzę kilka opuszczonych willi, odrapanych kamienic – między którymi suszy się pranie – ale też urodziwe tradycyjne, drewniano-kamienne domy osmańskie z kwietnymi dziedzińcami.
Muzeum Zeugma
Zanim wyruszę dalej – do Şanlıurfy mam 2 godz. jazdy autem – chcę jeszcze zajrzeć do nowoczesnej, monumentalnej bryły muzeum Zeugma, gdzie mozaiki, freski i wapienne rzeźby opowiadają dzieje miasta. We wnętrzu panuje półmrok, co potęguje moją ciekawość. Chodzę wśród starożytnych kolumn i sarkofagów, robię zdjęcia mozaikom, które przedstawiają bóstwa, niektóre z płytek datowane są na II w. p.n.e. i zdobiły wnętrza domostw. Większość eksponatów pochodzi z terenów antycznego miasta Zeugma położonego nieopodal dzisiejszego Gaziantepu.

Na deser zostawiam sobie mały ciemny pokój, w którym staję oko w oko ze słynną „Cyganką”, czyli fragmentem mozaiki prezentującym twarz dziewczyny. Ma przeszywające spojrzenie, które bez względu na to, z której strony na nią patrzę, wbija we mnie wzrok. Pochodzi najpewniej z III w. i jest tak intrygująca, że stała się symbolem miasta widniejącym m.in. na pamiątkowych magnesach.
Göbekli Tepe i Şanlıurfa
– To najstarsze na świecie miejsce kultu, na które teraz patrzycie, zrewolucjonizowało myślenie o naszej cywilizacji – słyszę z ust podekscytowanego przewodnika stojącego nad stanowiskiem archeologicznym Göbekli Tepe, do którego przyjechałam w drodze do Şanlıurfy. Jego powstanie jest datowane na ok. 12 tys. lat p.n.e. Wykopaliska ruszyły tu w latach 90. XX w. i dotychczas odkryto m.in. kamienne słupy w kształcie litery T, na których przed wiekami wykuto zwierzęta, m.in. lisy, węże i dzikie kaczki. Co ciekawe, archeolodzy szacują, że obiekty są starsze niż koło, pismo czy hutnictwo, czyli zostały zbudowane przed pojawieniem się hodowli zwierząt i rolnictwa. – Pierścienie kamiennych słupów sugerują, że odbywały się tu złożone praktyki społeczne i religijne – ciągnie dalej przewodnik.
Kolejne znaleziska z Göbekli Tepe, a dokładnie rzeźby przedstawiające ludzkie postaci, odnajduję w Muzeum Archeologicznym w Şanlıurfie. Jego bryła jest równie monumentalna jak Muzeum Mozaiki Zeugma, więc wizyta i obejście poszczególnych sekcji może zająć nawet cały dzień. Ja na dłużej zatrzymuję się przy posągu Człowieka z Urfy z ok. 9000 r. p.n.e. – to jedna z najstarszych na świecie rzeźb tego typu. Jest tak demoniczna, że aż piękna.

Następnym razem zabawię tu dłużej i jeszcze lepiej się jej przyjrzę. Tymczasem jestem ciekawa miasta – do jego najstarszej części prowadzi z muzeum wyłożony kamieniem deptak. Ciągnie się przez spory park, w którym w najlepsze piknikują mieszkańcy. Już z daleka widzę wzgórze Damlacık, na którym stoi górujący nad miastem zamek Şanlıurfa z IX w. Widzę też mury obronne wzniesione w 812 r., w czasach Abbasydów.
Między twierdzą a fortyfikacjami znajduję chyba najbardziej instagramowe miejsce w Şanlıurfie, czyli Balıklıgöl zwany Sadzawką Abrahama. Legenda głosi, że Balıklıgöl powstało w wyniku walki proroka z tyranem Nimrodem, który rządził miastem. Abraham, nie godząc się na te rządy, zniszczył bożki Nimroda, a w odwecie tyran wrzucił Abrahama do dołu z ogniem. Jednak płomienie cudownie zamieniły się w wodę, a drewno użyte do podtrzymania ognia – w karpie. I stoję teraz nad zarybioną turkusową wodą tegoż jeziora, okalają je pokaźne kolumny XIII-wiecznego meczetu Halil-Ur Rahman, pod którymi wylegują się bezpańskie psy.
Wieczór w Şanlıurfie spędzam w miejscu, do którego trafiałam całkiem przypadkiem, kręcąc się po tutejszym bazarze (a jakże!). Gümrük Han to schowany między sklepikami budynek z XVI w. Jego dziedziniec był niegdyś ważnym handlowym punktem miasta. W 2001 r. budowlę starannie odrestaurowano i dziś mieszczą się tu restauracje. W jednej z nich zajadam kebab z pitą, popijam ajranem i znów podglądam życie miejscowych, którzy przychodzą tu, by omówić sprawy bieżące i wspólnie biesiadować do późnych godzin nad szklaneczkami czaju.
Mardin
Wjeżdżając do malowniczo położonego na zboczu Mardinu, czuję się jak w pierwszej scenie musicalu „La La Land”. Sznur samochodów przypomina wesoły karawan – w niemal każdym pojeździe dudni wesoła muzyka, z pootwieranych szyb powiewają granatowo-czerwone flagi. Brakuje tylko, by rozbawieni kierowcy zaczęli tańczyć na maskach. Wszystko dlatego, że lokalna drużyna piłki nożnej Mardin 1969 Spor przed chwilą wygrała 4:2 z klubem Orduspor 1967. A teraz wiwatuje całe miasto.
By spojrzeć z góry na jego zachwycającą kamienną architekturę, która odbija artukidzkie, syryjskie i osmańskie wpływy, wdrapuję się na taras kawiarni Reyhan. Zamawiam kawę i patrzę na wąskie uliczki, pokaźną cytadelę, górujący nad okolicą Wielki Meczet z XII w. czy wreszcie zjawiskową Medresę Sułtana Isy, gdzieś w oddali widać już Syrię. Gwarnie tu i kolorowo. Główna ulica prowadząca wzdłuż cytadeli usiana jest sklepikami wszelkiej maści. Minęłam sporo butików ze srebrem. Muszę do nich wrócić, przecież biżuterii nigdy dość, prawda?
Południowa Turcja – informacje praktyczne
Wiza, dojazd i waluta
- Wiza do Turcji nie jest potrzebna.
- Do Gaziantepu najwygodniej polecieć przez Stambuł z Turkish Airlines (ok. 3 tys. zł w obie strony). Do Stambułu latają też LOT i Wizz Air. Z powrotem leciałam z Mardinu również przez Stambuł.
- Między Gaziantepem, Şanlıurfą a Mardinem najlepiej poruszać się wynajętym autem. Ok. 200 zł za dzień.
- Walutą jest lira turecka; 1 TRY = 0,090 zł. Najlepiej mieć gotówkę, na bazarach raczej nie zapłacicie kartą.
Nocleg
- Gaziantep: nowoczesny hotel Divan z tradycyjnymi tureckimi śniadaniami, blisko do Muzeum Mozaiki Zeugma, ok. 500 zł za pokój 2-osobowy.
- Şanlıurfa: komfortowy DoubleTree by Hilton, blisko centrum, ok. 400 zł za pokój 2-osobowy.
- Mardin: Ramada Plaza by Wyndham, nie tylko kuchnia turecka, wygodny basen, ok. 400 zł za pokój 2-osobowy.
Jedzenie
- Na śniadanie w Gaziantepie polecam restaurację Omaç Mutfağı. Najlepiej zjeść tu tradycyjny menemen. A pyszna zupa jogurtowa ayran aşı – w Yesemek Gaziantep Mutfağı.
- W Şanlıurfie warto zjeść kebab z pistacjami w Dedecan Grill.
- W Mardinie – lunch w prowadzonej przez kobiety Cercis Murat Konağı, a wieczór można spędzić w Han Restaurant, gdzie często gra lokalny zespół.
Zakupy
- W Gaziantepie warto kupić baklawę w sklepie Koçak (jest kilka w mieście), ok. 100 zł kosztuje kilogramowa paczka. Tylko dobrze to zrobić tuż przed wyjazdem, bo baklawa się szybko psuje. Pyszne są także ciasteczka pistacjowe. Oczywiście na bazarze należy kupić pistacje (ok. 70 zł/kg).
- W Mardinie jest spory wybór tureckich herbat, jest też biżuteria w dobrej cenie oraz ciastka sezamowe Kana.
Źródło: archiwum NG
Nasza autorka
Agnieszka Michalak
Dziennikarka i redaktorka „National Geographic Traveler" oraz magazynu pokładowego LOT-u „Kaleidoscope". Pisze przede wszystkim o podróżowaniu, interesuje się też dyplomacją. Na wyprawy zawsze zabiera książkę i buty do biegania – bo lubi poznawać nowe miejsca joggingując.

