Norweski raj zagrożony. Turystyka wymyka się spod kontroli
Lofoty są symbolem niezwykłego piękna północnej Norwegii, ale ich popularność rodzi pytanie, jak pogodzić ochronę środowiska z rozwojem turystyki. Erozja szlaków, zanieczyszczenie wód, niepokojenie dzikiej przyrody – to realne skutki nadmiernego ruchu turystycznego.

Spis treści:
- Turystyka i historyczna przeszłość Lofotów
- Reakcje mieszkańców na nadmiar odwiedzających
- Władze reagują na boom turystyczny
Norwegia zachwyca krajobrazami, w których majestatyczne góry spotykają się z krystalicznie czystymi wodami i malowniczymi rybackimi wioskami. Nic dziwnego, że co roku przyciąga miliony turystów marzących o tym, by choć na chwilę zanurzyć się w skandynawskim raju. W czasie, gdy w popularnych południowych destynacjach – od Hiszpanii po Grecję – upały stają się coraz bardziej uciążliwe, wielu podróżnych wybiera północ, by spędzić urlop w chłodniejszym klimacie.
Z tego względu jednym z miejsc, które w ostatnich latach przeżywają prawdziwy boom, są Lofoty – archipelag nazywany przez wielu „najpiękniejszymi wyspami świata”. Surowy krajobraz, niekończące się dni polarnego lata i bliskość dzikiej przyrody przyciągają wielu odwiedzających, którzy odkrywają te tereny zarówno z perspektywy kajaków, jak i górskich szlaków.
Turystyka i historyczna przeszłość Lofotów
Lofoty były zamieszkiwane i odwiedzane już w czasach Wikingów, ponieważ właśnie tutaj znajdowały się jedne z najstarszych północnych osad tej kultury. Co więcej, zimą przypływali tu z Islandii kupcy, by handlować dorszem arktycznym, co sprawiło, że rybołówstwo przez stulecia było fundamentem lokalnej gospodarki. Dzisiejsze rorbuer, czyli tradycyjne domki rybackie, są bezpośrednim świadectwem tej historii: niegdyś dawały schronienie marynarzom, a dziś goszczą odwiedzających z całego świata.
Dynamiczny rozwój turystyki rozpoczął się dopiero w ostatnich dwóch dekadach. Modernizacja połączeń drogowych i promowych umożliwiła łatwiejszy dostęp do archipelagu, a popularyzacja mediów społecznościowych sprawiła, że jego niezwykłe krajobrazy stały się rozpoznawalne na całym świecie. W efekcie tylko w 2023 roku Lofoty odwiedziło około miliona turystów – to aż czterdzieści razy więcej niż liczba mieszkańców, których jest zaledwie około 25 tysięcy. Tak gwałtowny napływ odwiedzających znacząco obciążył lokalną infrastrukturę, a drogi, parkingi i systemy sanitarne coraz częściej działają na granicy wydolności.
Korzyści ekonomiczne są jednak niepodważalne. Turystyka generuje tam ponad 19% miejsc pracy, wspierając lokalne firmy, ale równocześnie jej skala budzi rosnący niepokój wśród mieszkańców, którzy coraz częściej zwracają uwagę na problemy wynikające z nadmiernego ruchu turystycznego.
Reakcje mieszkańców na nadmiar odwiedzających
Choć turystyka jest dla Lofotów szansą na rozwój, wielu mieszkańców podkreśla, że ich codzienny spokój stopniowo zanika. – Kiedyś, gdy mówiłam, że pochodzę z Lofotów, ludzie pytali: „A gdzie to w ogóle jest?”. Teraz każdy widział zdjęcia w mediach społecznościowych i nie może uwierzyć, że to jest mój codzienny widok – wyznała w rozmowie z BBC Astrid Haugen. Z kolei jej koleżanka, Frida Berg, dodała, że „to nasz dom, a nie sceneria do zdjęć. Kiedy turyści blokują drogi albo zostawiają śmieci, to naprawdę frustruje”.
Wypowiedzi mieszkanek znajdują potwierdzenie w relacjach z lokalnych forów internetowych, gdzie mieszkańcy podkreślają, że w szczycie sezonu populacja archipelagu potrafi wzrosnąć nawet czterokrotnie. W niektórych miejscowościach, jak Nussfjord, pojawia się nawet 50 autokarów dziennie, co powoduje korki i utrudnia codzienne życie. „Mamy 25 tys. mieszkańców, ale latem wygląda to tak, jakby nagle mieszkało tu prawie 100 tys. osób” – napisał jeden z użytkowników Reddita.
Burmistrz Flakstad, Einar Benjaminsen, podkreślił, że „10 lat temu może 2% mieszkańców sprzeciwiało się turystyce. Dziś to już około 25%”. Natomiast lokalny przewodnik Erling Hansen w wywiadzie dla BBC zauważył, że „bez turystyki wiele naszych wiosek prawdopodobnie by nie przetrwało. Musimy jednak znaleźć złoty środek, bo Lofoty nie są żadnym arktycznym Disneylandem”.
Władze reagują na boom turystyczny
Z powodu tego, że rosnąca liczba turystów coraz mocniej obciąża lokalną infrastrukturę, norweskie władze zaczęły działać. W czerwcu 2025 roku parlament zatwierdził wprowadzenie opłaty turystycznej – do 3% od każdego noclegu w gminach turystycznych, w tym na Lofotach. Dzięki tym środkom możliwa będzie modernizacja infrastruktury: budowa toalet publicznych, naprawa ścieżek oraz rozbudowa systemów oczyszczania ścieków i gospodarowania odpadami. Jak skomentował burmistrz Benjaminsen, „dzięki temu nie musimy już wybierać między remontem szkoły a sprzątaniem po turystach”.
Równocześnie władze lokalne, we współpracy z organizacją Destination Lofoten, wdrażają Lofoten Code of Conduct – kodeks postępowania, który ma edukować odwiedzających w zakresie poszanowania natury i lokalnej społeczności. Jak podkreśliła influencerka Helene Myhre, „niektórzy nie rozumieją, że każdy post z pięknym widokiem to nie tylko zdjęcie. To impuls, który przyciąga kolejne tysiące ludzi w to samo miejsce”.
Dzięki tym działaniom mieszkańcy liczą, że uda się znaleźć równowagę między rozwojem turystyki a ochroną codziennego życia na archipelagu. Mają nadzieję, że wprowadzone regulacje i programy edukacyjne przyniosą efekty, a Lofoty pozostaną nie tylko popularnym kierunkiem podróży, ale przede wszystkim miejscem, w którym nadal można spokojnie żyć.
Źródła: BBC, Daily Express
Nasza ekspertka
Sabina Zięba
Podróżniczka i dziennikarka, wcześniej związana z takimi redakcjami, jak m.in. „Wprost”, „Dzień Dobry TVN” i „Viva”. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o ciekawych kierunkach i turystyce. Miłośniczka dobrej lektury i wypraw na koniec świata. Uważa, że Mark Twain miał słuszność, mówiąc: „Za 20 lat bardziej będziesz żałował tego, czego nie zrobiłeś, niż tego, co zrobiłeś. Więc odwiąż liny, opuść bezpieczną przystań. Złap w żagle pomyślne wiatry. Podróżuj, śnij, odkrywaj”.


