Nazywane jest „miastem tysiąca okien”. Nie bez powodu trafiło na listę UNESCO
Berat to miasto, w którym osmańska architektura spotyka się z dziką przyrodą i autentyczną albańską gościnnością. Położony malowniczo na wzgórzu, nad rzeką Osumi, zachwyca swoją harmonią i klimatem, jakiego nie znajdziecie nigdzie indziej.

W tym artykule:
Czasem trzeba się trochę powspinać, ale masz za to każdego dnia wyjątkowy widok z okna – mówi Irina, gdy spytałem ją o to, jak to jest żyć w zamku. Na szczyt zamkowego wzgórza w Beracie, miejscowości w środkowej Albanii, da się co prawda dotrzeć autem, ale trzeba się liczyć z podróżą po kamienistym bruku oraz z mocno ograniczoną przestrzenią na manewrowanie. Bardziej przydaje się tu skuter lub motor.
Mieszkańcy tacy jak Irina, prowadząca tu niewielką kawiarnię, często więc wędrują do i z centrum, pokonując kręte uliczki idące obok rozsadzanych przez figowce porzuconych domów. Przed chwilą też przemierzyłem tę trasę i teraz łapię łapczywie hausty tlenu, by uspokoić paniczny bieg serca. Mieszkanie na tym wzgórzu ma w sobie wpisane codzienne hartowanie kondycji.
Zamek w Beracie jest jedną z ostatnich zamieszkanych twierdz w Europie, będąc domem dla około 300-osobowej społeczności. Kontynuuje ona tradycję sięgającą setek, jak nie tysięcy lat. Pozostałości kamiennej budowli są czymś w rodzaju historycznego przekładańca. Da się tu znaleźć ślady starożytnego ludu Ilirów sprzed 2400 lat, Rzymian, Bizantyjczyków, Osmanów i oczywiście Albańczyków.
Wiekowe domy, liczące sobie blisko 400 lat freski, średniowieczne ulice, potężne blanki – wzgórze jest żywym eksponatem. Pomimo sklepików z pamiątkami i kawiarni urządzonych na potrzeby turystów udało mu się nie zmienić w teatralną scenografię. Pomiędzy kamiennymi murami toczy się codzienne życie – ktoś gotuje obiad, w podmuchach ciepłego wiatru suszy się pranie, dzieci wracają z tornistrami ze szkoły, starsza kobieta idzie pomodlić się do cerkwi.

Wyjątkowa gościnność
Turyści wdrapują się na zamkowe wzgórze głównie dla widoku, wychylam się więc za metalową barierkę, by z wysokości niemal 200 m spojrzeć na rozciągający się w dole Berat, szmaragdową nić dzielącej miasto na pół rzeki Osumi oraz pierścień gór, które według legendy są zamienionymi w szczyty gigantami bliźniakami.
W zasięgu wzroku mam też nowoczesną odsłonę miejscowości, z potężnym budynkiem przykrytym jasną kopułą, przypominającym Kapitol w Waszyngtonie. To dawna siedziba uniwersytetu, a dziś najbardziej luksusowego hotelu w mieście: Colombo Berat. Studenci musieli się pożegnać z gmachem, po tym jak ich uczelnia zaliczyła poważny kryzys wizerunkowy związany z dość niejasnym – oględnie mówiąc – sposobem wydawania dyplomów.
Najsłynniejszym miejscem w Beracie nie jest jednak ani wzorowany na amerykańskiej budowli hotel, ani sięgająca starożytności twierdza, lecz rozciągająca się na zboczu wzgórza, poniżej zamku, dzielnica Mangalem. Ciasna, wspinająca się po stoku zabudowa pamięta przełom XV i XVI w., gdy twierdza przestała już być dla rozrastającej się społeczności wystarczająca i zaczęto się osiedlać także poza jej murami. Odbudowane po trzęsieniu ziemi w połowie XIX w. budynki to modelowy przykład architektury w stylu osmańskim, z białymi fasadami, dużymi oknami i zdobionymi wykuszami.
Żyjący w tych domach muzułmanie tworzyli jedną z barw na wielokolorowym fresku, jakim przez ostatnie 500 lat był Berat. To miasto przyjmowało zarówno wyznawców Allaha, jak i katolików, prawosławnych, Żydów. O losach tych ostatnich opowiada zresztą niewielkie muzeum Solomoni, do którego zachodzę kilka godzin później.
– Żydzi pojawili się na terenie Albanii ok. 70 r., ale tutaj przyglądamy się przede wszystkim ostatnim dziesięcioleciom – tłumaczy mi Angjelina Vrusho, która po śmierci męża prowadzi założone przez niego muzeum. – Podczas II wojny światowej muzułmańscy i chrześcijańscy Albańczycy ryzykowali życie, by dać schronienie ponad dwóm tysiącom Żydów i uchronić ich przed nazistami – dodaje. Do samego Beratu trafiło ponad 600 uciekinierów, dzięki czemu miasto stało się jednym z nielicznych w Europie, w którym po zakończeniu wojny społeczność żydowska była większa niż przed jej wybuchem.
Dziś żyje tu już tylko garstka Żydów, wielu z ocalonych w końcu wyjechało do Izraela lub USA.– W Albanii od wieków kultywowana jest besa – tłumaczy Vrusho. – To rodzaj honorowego kodeksu, którego częścią jest też wyjątkowa gościnność. Przybysze zawsze stawiani są na pierwszym miejscu. Nieważne, czy to podróżnicy, czy uciekający przed wojną uchodźcy.
Echa tej gościnności rozbrzmiewają do dziś, o czym przekonuję się pod koniec dnia, gdy odwiedzam restaurację w zabytkowej dzielnicy Gorica, po drugiej stronie rzeki, z której rozciąga się widok na Mangalem i wzgórze zamkowe. We wszystkich lokalach spotykam się z miłym przyjęciem: uściskami na powitanie, teatralnym spektaklem podczas serwowania dań, długimi opowieściami i całą baterią raki podawanej na koszt właściciela. Wiem oczywiście, że każdy restaurator na świece ma własne sztuczki, by skusić klientów. Tu jednak, obok marketingu, da się odczuć autentyczną radość ze spotkania z przybyszem, którego należy ugościć najlepiej, jak to możliwe.
Lato w butelce
Równie ciepło zostaję przywitany w winnicy Çobo na obrzeżach Beratu. Ermira Çobo, najstarsza z córek właściciela, składa na moim policzku powitalny pocałunek i każe siadać przy drewnianym stole zastawionym butelkami. Przyjechałem tu na degustację, czuję się jednak, jakbym trafił do rodzinnego domu, w którym bez pośpiechu podjada się smakołyki, żartuje i gada o wszystkim i o niczym. Ermira opowiada, jak za czasów dyktatury Hodży prowadzona przez jej dziadka winnica została skonfiskowana i przekazana komunistycznym spółdzielniom. I jak wiele wysiłku wymagała później od jej ojca i wujka odbudowa odzyskanej wytwórni.
Albańskie wina nigdy nie cieszyły się światową renomą, a większość trunków powstawała w domowych zaciszach i nie trafiała na sprzedaż. Właściciele Çobo uparli się jednak wynieść tutejszą sztukę winiarską na nowy poziom. I gdy próbuję czerwonego trunku z lokalnego szczepu vlosh, leżakującego przez trzy lata w dębowych beczkach, wiem już, że w dużej mierze im się to udało. Nie jest to co prawda wino wyznaczające trendy, opiera się raczej na tradycyjnych smakach i bukiecie. Jest to jednak jakość, której nie powstydziliby się producenci z Francji czy Hiszpanii. Jeszcze lepsze okazuje się białe shëndeverë (co można przetłumaczyć na coś w rodzaju „letniego szczęścia”), lekkie i orzeźwiające.
– Wyobraź sobie, że jest gorące lato, a ty masz wolny czas, nie musisz nic robić, jesteś z przyjaciółmi gdzieś nad wodą i czujesz, że wszystko jest dokładnie takie, jakie być powinno – mówi Ermira. – I takie właśnie jest to wino.

Szukając Frodo
Produkcja wina ma w tym kraju długą, sięgającą Rzymian tradycję, wydaje się jednak zaledwie chwilą w porównaniu z okresem formowania się kanionu Osumi, do którego wybieram się następnego dnia. Głęboka na ponad 120 m formacja powstała dobre 3 mln lat temu i od tego czasu wciąż tu jest, rzeźbiona wiatrem, deszczem i przeciskającą się między kamiennymi ścianami rzeką.
Miejsce stało się popularnym punktem do uprawiania raftingu, a latem, gdy poziom rzeki nieco opada – do kanioningu, którego nieodzowną częścią są przerwy na skoki do wody ze skalnych półek. Podziwiam kanion z platformy widokowej pozwalającej z góry zanurzyć wzrok w skalnych głębinach. Gdy zerkam w tę szczelinę, przez głowę przewijają mi się kadry z „Władcy pierścieni”. Krajobraz jest bowiem nie tylko zupełnie dziewiczy, ale też bezsprzecznie spektakularny i wcale bym się nie zdziwił, gdybym dostrzegł w dole wędrującą grupkę hobbitów.
Na koniec podróży patrzę na równie fascynujące, choć mające inny charakter, dzieło natury. Wracając do Tirany, zajeżdżam nad Jezioro Szkoderskie położone na północy kraju, przedzielone linią graniczną z Czarnogórą. Akwen jest jednym z największych rezerwatów ptaków w Europie, a jego najbardziej znanym rezydentem jest pelikan kędzierzawy, jeden z większych ptaków słodkowodnych na świecie, borykający się obecnie z ciągłym spadkiem populacji. Czasem da się dostrzec sylwetki tych ptaków z brzegu, szanse na bliskie spotkanie rosną jednak wraz z wypłynięciem na jezioro. Ofert wycieczek nie brakuje – miejscowi już dawno się zorientowali, że akwen o wyjątkowej bioróżnorodność jest cennym miejscem dla miłośników przyrody, i rozbudowali ofertę rejsów po jeziorze.

Wybieram niewielką łódź, licząc na chwilę spokoju, a przewodnik, Goran, szybko odgaduje moje potrzeby. Prowadzi motorówkę na niskich obrotach silnika, co jakiś czas pozwalając mu wpaść w uśpienie i sunąć łodzi niemal bezszelestnie. Odpuszczam sobie wyszukiwanie przez lornetkę poszczególnych gatunków ptaków, skanuję po prostu horyzont wzrokiem, patrząc tam, gdzie wskazuje mi Goran, i delektuję się ciepłym popołudniem spędzonym na wodzie.
Jest wiosna i ptaki zajęte są swoimi sprawami, krzątając się w swoim harmiderze, a my nie zamierzamy im przeszkadzać. Przesuwamy się powoli, nie podpływając zbyt blisko, i po prostu patrzymy, nie wyznaczając sobie żadnych celów ani planów, i w zupełności nam to wystarcza.
Berat – informacje praktyczne
Dojazd
- Z Tirany do Beratu dojedziesz najtaniej autobusem. Ze stolicy realizowanych jest w tym kierunku kilkanaście połączeń dziennie. Podróż trwa ok. 2 godz. Koszt biletu w jedną stronę to ok. 20 zł (w promocji możesz też trafić na ceny w granicach 7–10 zł).
- Niestety, transportem publicznym nie dotrzesz już do punktów widokowych na wąwóz Osumi. Możesz jednak dojechać autobusem z Beratu do Çorovody, ok. 3 km od pierwszego punktu widokowego. Dotrzesz do niego na piechotę, idąc wzdłuż trasy SH72 lub taksówką.
- Możesz też wykupić całodniową wycieczkę z transportem – np. w Berat City Tours (ok. 55 euro).
Nocleg
- Hotel Ansel w Beracie stoi na nabrzeżu rzeki, oferując świetny widok na dzielnicę Gorica. Tradycyjny albański wystrój wnętrz, obfite i smaczne śniadania. Doba dla 2 os. od 280 zł (ze śniadaniem).
- Niższe ceny znajdziesz w Guesthouse Pelivani, nieco dalej od rzeki, ale również z doskonałym widokiem z tarasu. Nowocześnie urządzone pokoje, do dyspozycji miejsce parkingowe. Doba: ok. 105 zł.
- Jeżeli szukasz noclegu nad Jeziorem Szkoderskim, rozważ Lake Escape Villa Shirokë niedaleko Szkodry. Za 260 zł za dobę dostaniesz do dyspozycji cały budynek z widokiem na wodę.
Warto wiedzieć
Latem, gdy poziom rzeki jest niższy, możesz się wybrać na trekking wąwozem Osumi. Jeżeli dysponujesz wodoszczelnym workiem na rzeczy oraz odpowiednimi gumowymi butami o dobrej przyczepności, poradzisz sobie nawet bez pomocy przewodnika. Cały kanion ma jednak 26 km długości, większość wędrowców mniej więcej w połowie zawraca do punktu startowego.
Źródło: National Geographic Traveler

