Reklama

W tym artykule:

  1. Podziemne piwnice winiarskie
  2. Obiad w Palmiarni
  3. Zatonie – park księżnej Doroty de Talleyrand-Périgord
  4. 900 lat historii lubuskiego winiarstwa
  5. Rodzinna winnica w Sulechowie
Reklama

Ślady kultury winiarskiej można odnaleźć w Zielonej Górze niemalże na każdym kroku, choć często są one niezauważalne na pierwszy rzut oka. Tak jest właśnie w przypadku piwnic winiarskich znajdujących się w podziemiach zabytkowych kamienic, od których zaczynam zwiedzanie miasta.

Podziemne piwnice winiarskie

Podziemia, na co dzień niedostępne dla turystów, można odwiedzić za darmo w ramach organizowanego corocznie, na przełomie kwietnia i maja Lubuskiego Festiwalu Otwartych Piwnic i Winnic. Ja wykupuję dodatkowo pakiet degustacyjny wina. Wraz z Mariuszem, który będzie moim przewodnikiem po tej winnej krainie przez najbliższe 2 dni, zwiedzamy dziś 3 z kilkunastu piwnic. Tu prezentują swe wyroby 32 lubuskie winnice. Będzie też można posłuchać specjalnie organizowanych koncertów czy pogadanek na temat historii winiarstwa tego regionu.

– To właśnie w tych piwnicach, liczących sobie nawet aż kilkaset lat, winiarze trzymali niegdyś beczki i butelki z drogocennym trunkiem. Podziemia zachowały się w różnym stanie, niektóre zostały podzielone na lokatorskie komórki, inne zniszczone i zagruzowane są zupełnie niedostępne, a jeszcze inne jak te, które goszczą nas dzisiaj, wciąż zachwycają architekturą i unikalnym mikroklimatem. To one tworzą drugie, podziemne miasto – tłumaczy Mariusz. Słucham go z ogromnym zaciekawieniem, delektując się kieliszkiem Pinot Noir i rozglądając z podziwem po kilkudziesięciometrowym, ceglanym wnętrzu o charakterystycznym łukowym sklepieniu. To świadectwo dawnej potęgi zielonogórskiego winiarstwa.

Obiad w Palmiarni

Późnym popołudniem mój przewodnik zabiera mnie na spacer po zielonogórskiej starówce. Jej elegancka zabudowa, choć usytuowana na parcelach wytyczonych jeszcze w średniowieczu, w dużej mierze pochodzi z przełomu XIX i XX. – A to na skutek pożarów, które wielokrotnie trawiły miasto, zwłaszcza w XVII w. – tłumaczy Mariusz.

Palmiarnia / fot. malgosia janicka / Shutterstock.com
Palmiarnia / fot. malgosia janicka / Shutterstock.com

Urokliwymi uliczkami starówki, docieramy do Palmiarni, największej restauracji w Zielonej Górze, znajdującej się na Wzgórzu Winnym. Jest ono jedyną w Polsce winnicą usytuowaną w centrum miasta.

– Przed laty winnica należała do Friedricha Augusta Gremplera, który w 1818 roku wybudował tu niewielki domek. W latach 60. XX w. do domku dobudowano małą palmiarnię, we wnętrzu której działała, wspominana do dziś z sentymentem przez starszych mieszkańców miasta, kawiarnia. Palmiarnia doczekała się ostatecznie aż pięciu modernizacji, stawała się coraz większa i wyższa. Dziś może poszczycić się około 150 gatunkami egzotycznych roślin, w tym najprawdopodobniej największym w Polsce daktylowcem kanaryjskim – opowiada mi historię tego miejsca Mariusz.

To właśnie pod koroną tego daktylowca jemy dziś późny lunch. Po posiłku wchodzimy na najwyższy taras widokowy, znajdujący się pod samym dachem palmiarni. Jest tu gorąco i duszno, ale zupełnie mnie to nie zniechęca. Spędzam tam dobrą chwilę podziwiając z góry panoramę miasta i krzewy winorośli porastające zbocza wzgórza.

Przed wyjściem wstępujemy jeszcze na moment do piwniczki winiarskiej znajdującej się pod samym budynkiem Palmiarni. Tu można kupić wyroby z okolicznych winnic. I o ile piwnice winiarskie pod kamienicami miasta pamiętają jeszcze zamierzchłe czasy, to ta została wybudowana zaledwie 5 lat temu, w 2018 roku. Jest więc póki co najmłodszą piwnicą w mieście.

Zatonie – park księżnej Doroty de Talleyrand-Périgord

Następnego dnia jedziemy do oddalonego o około 10 km od Zielonej Góry Zatonia. Znajdujący się tu Park Książęcy to jedno z ulubionych miejsc spacerowych zielonogórzan. – Nie ma w tym nic dziwnego. Spacer odnowionymi alejkami po 52-hektarowym parku krajobrazowym czy odpoczynek w cieniu kilkusetletnich drzew gwarantują poprawę nastroju. A i czworonogi są tu mile widziane – mówi Mariusz.

Po parku oprowadza nas przewodniczka, przebrana za księżnę Dorotę de Talleyrand-Périgord, najbardziej znaną postać związaną z tym miejscem. – Historia parku w Zatoniu sięga XVII wieku. To wtedy powstał barokowy dwór, wzniesiony przez Baltazara von Unruh. I też prawdopodobnie wtedy wokół rezydencji zaczęto pierwsze nasadzenia – zaczyna swoją opowieść przewodniczka. – Jednak to urodzona w 1793 roku w Berlinie księżna żegańska Dorota de Talleyrand-Périgord, filantropka, mecenaska kultury, a także polityk, która odegrała znaczącą rolę podczas kongresu wiedeńskiego, przyczyniła się najbardziej do rozwoju tego miejsca.

Sprowadziła się do Zatonia około 1840 r. To z jej inicjatywy w 1842 roku dokonano przebudowy dworu, przekształcając go w klasycystyczny pałac. W tym czasie wzniesiono również oranżerię oraz cieplarnię i założono okalający pałac park krajobrazowy w formie w jakiej znamy go dzisiaj – mówi przewodniczka.

Park Książęcy Zatonie / Fot. benkrut / iStock / Getty Images Plus
Park Książęcy Zatonie / Fot. benkrut / iStock / Getty Images Plus

Idąc urokliwymi alejkami porośniętymi bujną roślinnością, dochodzimy do pałacu, który został spalony w 1945 r. przez wojska radzieckie. Mimo że budowla, udostępniona zwiedzającym w 2018 roku pozostaje w postaci trwałej ruiny, to nadal nosi ślady dawnej świetności. Przechadzamy się po parterze budynku. Wyobrażam sobie jak musiały wyglądać niegdyś te wnętrza, które gościły wiele znakomitości, takich jak król pruski, car rosyjski, kompozytor Franciszek Liszt, czy pisarz Wiktor Hugo. Powoli goni nas czas. Z nieukrywaną niechęcią opuszczam tę oazę zieleni i spokoju.

900 lat historii lubuskiego winiarstwa

Moje pragnienie zgłębienie historii winiarstwa w lubuskim prowadzi nas do Lubuskiego Centrum Winiarstwa w Zaborze. Budynek centrum, gdzie mieści się min. muzeum wina, zbudowano u stóp wzgórza, na którym rozciąga się 33-hektarowa winnica samorządowa. – Szacuje się, że historia lubuskiego winiarstwa sięga XII w., kiedy pierwsze krzewy winorośli sprowadzili tu osadnicy z Flandrii. Obecnie w regionie zarejestrowanych jest 45 producentów wina, uprawiających około 100 hektarów winnic – mówi Mariusz.

Podczas nieśpiesznej przechadzki pomiędzy równo posadzonymi rzędami krzewów, Mariusz tłumaczy mi, dlaczego to akurat te tereny stały się polską Toskanią. – Zielona Góra położona jest pomiędzy dwoma rzekami, Odrą i jej dopływem, Bobrem. Rzeki zatrzymują ciepłe powietrze napływające z południa Europy. Rzadko mamy tu przymrozki majowe. A piaszczyste gleby, 5–6 klasy, absorbujące ciepło, ogrzewają systemy korzenne we wrześniu i październiku, kiedy noce są już naprawdę zimne. Jednocześnie gleby te są na tyle luźne, że pozwalają przebić się systemowi korzennemu winorośli kilkanaście metrów w dół, do pokładów iłu lub gliny, będących rezerwuarem wody. Dzięki temu winorośl rzadko wymaga nawadniania – opowiada.

Na koniec wizyty udajemy się do pomieszczenia, gdzie znajduje się odszypułkowarka oraz prasy do winogron. Winiarze mogą korzystać z nich za darmo. Jedyny warunek jest taki, że muszą zostawić po sobie idealny porządek!

Rodzinna winnica w Sulechowie

Wieczorem, Mariusz zabiera mnie na kolację i degustację wina do założonej w 2007 r., 5,5-hektarowej Winnicy Mozów w Sulechowie. Zanim zasiądziemy do posiłku, zwiedzamy jeszcze nowo wybudowaną piwniczkę i przechadzamy się pomiędzy krzewami winorośli. Wieczorna rosa mieni się w promieniach zachodzącego słońca, a niebo płonie feerią barw.

Magda Kucuń, córka właścicieli podając do stołu, opowiada historię rodzinnego biznesu. To jej tata, zainspirowany tym co zobaczył na południu Europy, wpadł na pomysł założenia winnicy. Reszta rodziny podeszła do pomysłu bardzo sceptycznie. Po kilkunastu latach musieli jednak przyznać tacie rację.

W winnicy nie tylko skosztujemy win produkowanych z takich odmian jak Souvignier Gris, Chardonnay, Léon millot czy Pinot Gris, ale także serów własnoręcznie robionych przez nestora rodu. Można tu także wynająć nocleg. Jedząc pyszną kolację, z podziwem słucham opowieści Magdy o trudach, które napotykali, o poświęceniu, ciężkiej pracy, ale i ogromnej miłości do winiarstwa. Być może już za kilkanaście lat polskie wina wytrawne i półwytrawne będą się cieszyć światową renomą?

Winnica Mozów / fot. Shutterstock
Winnica Mozów / fot. Shutterstock

Z żalem opuszczam Zieloną Górę, ale już wiem, że na pewno tu wrócę. Czeka tu na mnie jeszcze multum atrakcji. Chociażby spacer szlakiem bachusikowym w poszukiwaniu zabawnych figurek (jest ich już ponoć ponad 60!) przedstawiających Bachusa, rzymskiego boga winnej latorośli i wina, które przycupnęły tu i ówdzie na zielonogórskiej starówce. Jest też Winobranie, święto Beaujolais Nouveau i dziesiątki kilometrów tras rowerowych, przecinających ogromne obszary leśne.

Reklama

Gdy siedzę w samolocie, czekając aż maszyna zacznie kołować, przychodzi mi na myśl bardzo adekwatne powiedzenie: „Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Ja wracam do domu zauroczona Zieloną Górą i jej okolicami.

Reklama
Reklama
Reklama