W dolinie Loary i Cher

Bagietka z kozim serem, który kupiłam na bazarze w Vierzon, będzie moim śniadaniem. Grudki sera trzeszczą w trakcie przegryzania. Jest cudownie rześki poranek. Siedzę pod okapem z winorośli nad mapą i przewodnikiem. Planuję dzisiejszy dzień. Nie jest mi łatwo. Dolinę Loary można zwiedzać na wiele sposobów. Można na przykład zabrać ze sobą parę książek, wynająć dom w jednym z miasteczek lub na wsi, w ostateczności rozbić namiot na polu i swoją aktywność ograniczyć tylko do uzupełniania zapasów na pobliskim targu. Można również wsiadać w samochód i wyruszać w trasę dzień po dniu, aż do końca urlopu, by zobaczyć, ile tylko się da, choć często człowiek po takim wypoczynku bywa bardziej zmęczony niż przed nim.

No to w drogę. Jadąc od strony Vierzon drogą N76 w kierunku Tours, mijam liczne miasteczka – są po prostu urocze. Niezbyt wysokie domy zwieńczone spadzistymi dachami toną w kwiatach. Wszystko obrastają pelargonie, fuksje, fiołki, bluszcze i dziwaczne gatunki traw. Każde niemal miasteczko ma romański lub gotycki kościół, fragmenty wczesnośredniowiecznych murów wkomponowanych w późniejsze style architektoniczne. Niestety, po pewnym czasie przestaję na nie reagować. Tego typu zabytków jest w tym rejonie po prostu bez liku i zatrzymywanie się przy każdym z nich wyłącznie mnie spowalnia. Na szczęście prawo o ruchu drogowym wychodzi mi naprzeciw. Mogę zwiedzać bez wychodzenia z samochodu – w terenie zabudowanym nie wolno tu jechać szybciej niż 50 km/godz. i kierowcy skrupulatnie tego prawa przestrzegają. Ale cóż – tutejsze drogi są wprost naszpikowane fotoradarami, a mandat liczony jest wedle prostego rachunku: za każde 10 km ponad dozwolone 50 km/godz. 100 euro kary.
Przemierzając dolinę Loary, warto poznać choćby podstawowe fakty, które przyczyniły się do takiego właśnie, a nie innego jej wyglądu. Niewątpliwym walorem tego miejsca, oprócz pełnych zwierząt lasów i urodzajnej ziemi, była bliskość Paryża. Zaledwie 120 km od tłocznego, brudnego, tak sobie pachnącego i pełnego zarazków miasta znajdowała się oaza spokoju ograniczona Loarą i jej dopływami Cher i Indre, odznaczająca się wyjątkowo łagodnym klimatem – zimą temperatura rzadko spada poniżej zera. We wczesnym średniowieczu na naturalnych wzniesieniach budowano tu zatem  zamki-twierdze, by bronić się przed wikingami. Później jednego wroga zastąpił inny. Skomplikowane zależności feudalne i problemy z sukcesją po wygaśnięciu dynastii Kapetyngów, której najbardziej znanym przedstawicielem był król Filip Piękny (ten, który wykończył templariuszy) doprowadziły do wybuchu wojny 100-letniej. Świat ówczesnych dworskich intryg doskonale pokazuje Maurice Druon w swej książce Królowie przeklęci, którą polecam jako lekturę. Ja wprost nie mogłam się od niej oderwać.

O schedę po dziadku upomniał się angielski król Edward  III (syn Izabeli, córki Filipa). Potem wydarzenia potoczyły się „błyskawicznie”. Anglicy wylądowali na kontynencie i w ciągu kilkunastu lat opanowali północną Francję i zajęli Paryż. Rządzący w stolicy król Karol VI stał się zakładnikiem Anglików, a jego następca Karol VII skrył się właśnie nad Loarą, w asyście całej królewskiej administracji. W ten sposób Dolina Loary stała się jedną wielką stolicą królestwa. Karol VII sprawował władzę na koniu, podróżując od jednego krańca regionu do drugiego, a za nim podążał dwór. Doprowadziło to do niezwykłego rozwoju miast i zamków tutejszych książąt. Każdy z nich musiał przecież godnie ugościć króla, a potem jego następców. Ministrowie, którzy tu się osiedlili, rozbudowywali swoje rezydencje z powodów prestiżowych. Każdy, kto chciał w monarchii coś znaczyć, musiał dysponować stosowną siedzibą. Tak oto na obszarze między Angers a Orleanem powstało kilkaset obiektów (do dziś przetrwało niemal 300), co stanowi chyba największe w całej Europie zamkowe „zagęszczenie”.
Oczywiście, nie sposób zwiedzić wszystkich – chyba że mamy do dyspozycji kilka miesięcy wakacji. Podążając szlakiem królewskich taborów, docieram do Selles sur Cher. Zamek obecnie znajduje się w remoncie i nie można go zwiedzić. Jednak tropiciele historycznych smaczków powinni się tu na chwilę zatrzymać, by poznać miejsce, w którym wspomniany powyżej Karol VII, podobno brzydki, mizerny i tchórzliwy monarcha, podjął decyzję, a właściwie zrobiła to za niego Joanna d’Arc, o odbiciu Orleanu z rąk Anglików, co zakończyło się sukcesem. To niezwykle ważne zwycięstwo natchnęło Francuzów wiarą, że są w stanie pokonać Anglików. Pozostali mogą swobodnie miasteczko ominąć i pojechać dalej do Saint Aignan sur Cher. Zamek góruje nad miastem o tej samej nazwie, dumnie prężąc swoje mury. Spadzisty dach pokryty jest czarnym łupkiem. Do miasteczka prowadzi pięcioprzęsłowy kamienny most, pod którym płynie wzburzona kaskadą rzeka Cher. Postanowiłam rozprostować nogi na krótkim spacerze po XI-wiecznej twierdzy. Labirynt wąskich uliczek doprowadził mnie do wzgórza, na którym posadowiony jest zamek. Po drodze minęłam wspaniały romański kościół, wielkością nie- ustępujący samemu zamkowi. Miasteczko szczyci się tym, że przebywała tu Joanna d’Arc (zresztą taki „zaszczyt” przypisuje sobie większość tutejszych osad). Mnie urzeka ze względów krajobrazowych. Kiedy już wspięłam się po zrujnowanych kamiennych schodach na mury, nagrodą była wspaniała panorama doliny Loary.
Zamek Valencay należał do księcia Benewentu, czyli Charles’a Maurice’a de Talleyranda, ministra spraw zagranicznych Napoleona Bonapartego. Rodzice pozbawiali go pierworództwa i związanych z nim przywilejów, gdyż zaniedbany przez opiekunkę okulał i nie mógł rozpocząć kariery wojskowej. Przeznaczono go zatem do stanu duchownego. Jak na biskupa miał śmiałe poglądy. Do moich ulubionych złotych myśli Talleyranda należą: Dla zrobienia kariery nie tyle konieczna jest inteligencja, ile zbędna subtelność, i druga: Strzeż się swych pierwszych odruchów, zwykle są szlachetne. 
Chateau de Valencay skrywa się za wysokim murem na obrzeżach miasta, znanego również z muzeum starych automobili. Jego historia sięga XIII w. Wówczas wybudowano w tym miejscu fortecę, następne pokolenia właścicieli rozbudowywały ją, aż zamek zyskał imponującą fasadę i trzy donżony kryte baniastymi, tzw. imperatorskimi kopułami. Zachętą do odwiedzin niech będą słowa Napoleona (nazywał swego cynicznego i podatnego na łapówki ministra gnojem w jedwabnych pończoszkach), który rozkazał wybudować mu zamek tak piękny, by książęta i dyplomaci obcych mocarstw zostali uwiedzeni jego wspaniałością. Mnie posiadłość próbowała uwieść sączącą się z głośników muzyką z epoki I Cesarstwa i scenkami z jego życia codziennego rozgrywającymi się w rozległym ogrodzie. A na życie codzienne w owych romantycznych czasach składały się pojedynki na szpady w obronie godności dam, konwersacje ze wspomnianymi damami i kuchenne pogawędki podczas szykowania wystawnej uczty.

Czy jedliście kiedyś kwiaty nasturcji? Zrywa się je w pełni kwitnienia, następnie zanurza w delikatnej panierce i smaży na głębokim oleju. Dolina Loary to rolnicze zagłębie. Kabaczki, pieczarki, szparagi i dynie rosną tu niemal wszędzie. Pola pokrywają łany słoneczników, a w sadach dojrzewają soczyste renklody. Niestety – jeśli nie chcemy przesadzać z wydatkami, powinniśmy robić zakupy w supermarketach.
Następny dzień zapowiada się równie imponująco. Postanawiam nie zwalniać tempa. Znów wyruszam w trasę drogą N76. Na wysokości St Aignan skręcam na północ i po 30 minutach parkuję samochód pod Montresor. To ukłon w stronę cechy charakteryzującej większość Polaków, czyli niepohamowanej chęci tropienia poloników. Otóż zamek ten od XIX w. jest własnością potomków rodziny Branickich i jeśli przy wejściu będziemy głośno mówić po polsku, jest szansa na zniżkę przy zakupie biletów. Mnie się udało. Na dziedzińcu należy uważać na psa. Niewinnie wyglądający kundelek z siłą doga niemieckiego zaatakował mój wełniany szal. Gdyby nie interwencja zarządcy (właściciele byli na wakacjach w Polsce), pewnie niewiele by z niego zostało. Zamek położony jest na wzgórzu. Prowadzi do niego uliczka, której zabudowa pamięta, i to dosłownie, głębokie średniowiecze. Aby wejść na teren posesji, musimy przejść przez monumentalny donżon.
Montresor to jeden z nie-licznych zamków, który zachował autentyczne wyposażenie, utrzymane w doskonałym stanie. (Większość tego typu obiektów została ograbiona w czasie rewolucji francuskiej). Imponująco prezentuje się galeria obrazów autorstwa m.in. Wojciecha Kossaka, Artura Grottgera, biblioteka i skarbiec z rodowymi srebrami.
Montresor wzniesiono na ostrodze rzeczki Indre. Z jednej strony zamek wyłania się znad miejskiej zabudowy, a z drugiej opływa go wijąca się rzeka z szeregiem mostków i przęseł, łączących historyczne podzamcze z parkiem krajobrazowym. Warto wybrać się na spacer malowniczą trasą wzdłuż łąk i pól. Miejsce jak tak ładne, że naprawdę można się zapomnieć. Ja jednak po pięciu godzinach biorę się w garść – przecież to dopiero początek wyprawy.
Z Montresor przemieszczam się prostą drogą D760 do Loches – miasta, o którym już w VI w. wspominał biskup Gregoire z Tours, opisując tamtejszy klasztor wzniesiony w sąsiedztwie twierdzy. W średniowieczu miejsce to było sceną wielu bitew, a sam zamek był burzony, odbudowywany i przechodził z rąk do rak, czasami w wyniku starć wojsk zaciężnych, a czasami za sprawą dobrze przemyślanych małżeństw i spadków. W XI w. najistotniejszym elementem zamku był kolosalny, 37-metrowy donżon o prostokątnym planie, obudowany wiek później murem obronnym. Zamek w owych czasach uchodził za niezdobyty. I może zostałby nim do dziś, gdyby pod jego mury nie podszedł król Ryszard Lwie Serce (znajomy Robin Hooda) i z marszu, w jednym ataku, zaledwie w kilka godzin go nie zdobył, wywołując konsternację obrońców. Następnym śmiałkiem, który postanowił powtórzyć sukces Ryszarda, był król Filip II August. Jemu opanowanie zamku zajęło blisko rok. W XV w. słynny donżon zamieniono na więzienie, gdzie trzymani byli zacni wrogowie Ludwika XI, m.in. książę Mediolanu Ludovico Sforza (patron Leonarda da Vinci), po którym do dzisiaj zostały „graffiti”– choć może raczej freski malowane z nudów w celi.
Zespół zamkowy Loches zajmuje duży obszar w historycznym centrum miasta, na który poza wspomnianym donżonem składają się romańska kolegiata Saint Ours i apartamenty królewskie, elegancki budynek o wysokich kominach i strzelistym dachu. W jednej z jego komnat Joanna d’Arc przekonała Karola VII, że powinien wreszcie koronować się na króla. Co też  i uczynił, udając się na czele swej armii do katedry w Reims. Tutaj też zamieszkała Agnes Sorel – pierwsza oficjalna faworyta królewska, wielka miłość Karola. Dodatkową atrakcją Loches są wapienne korytarze wydłubane w ciągu stuleci przez budowniczych miasta. Ubrana w ciepłą kurtkę, wypożyczoną w cenie biletu, latarkę i mapę oraz krótkofalówkę, na wypadek gdybym się zgubiła, mam możliwość odbycia podziemnego spaceru po mrocznych, wilgotnych grotach. Jest to pewna odmiana na trasie pełnej Wielkiej Historii i Wielkich Bohaterów.
Niektórzy twierdzą, że wyglądu doliny Loary nie ukształtowali mężczyźni, tylko kobiety – piękne, ambitne, przebiegłe i krwawe. Z Loches wyjechałam w stronę Chenonceaux, jednego z najpiękniejszych i najbardziej znanych zamków na mojej trasie. Przez kilka lat należał do kochanki króla Henryka II Diany de Poitires. Po jego śmierci żona monarchy, znana ze słabości do trucizn Katarzyna Medycejska, wyrzuciła ją z zamku i sama zaczęła go upiększać.
To właśnie ona kazała jedno skrzydło przerzucić przez rzekę niczym zabudowany most. Dzięki temu całość sprawia wrażenie unoszącego się nad wodą zamku czarnoksiężnika i pewnie dlatego jest jednym z najczęściej przedstawianych zamków znad Loary, chociaż gwoli ścisłości należy dodać, że rzeka, nad którą go zbudowano, nazywa się Cher. Komnaty Chenonceaux skrywają niejeden sekret. W XVI w. hrabiowie i hrabianki oddawali się tu zabawom, które śmiało można nazwać orgiami.


Nie sposób wyobrazić sobie wieczoru w dolinie Loary bez co najmniej kilku butelek wina wypitych do niezbyt obfitej kolacji, złożonej głównie z warzyw gotowanych, smażonych, pieczonych w różnych sosach z dodatkiem wszelkich możliwych ziół. Następnego dnia zwykle wstaję więc nieco później i po wypiciu kilku filiżanek kawy znowu ruszam w drogę. Moim celem jest Amboise – ogromny zamek rozpychający się między średniowiecznymi domami. Ten akurat rzeczywiście leży nad Loarą. Monumentalny zespół zamkowy od strony miasta wita nas – a jakże – kolejnym potężnym donżonem i murem, u którego stóp znajduje się pasaż miejski zajęty przez stragany z tradycyjną francuską żywnością. Przechadzam się wśród stoisk wypełnionych olbrzymimi kręgami serów o różnym stopniu dojrzałości, od miękkich po krystaliczne. Na innych straganach można kupić: wino, pieczywo, owoce, kiełbasy, konfitury, miód. Prawdę mówiąc, delektując się sprzedawanymi tu rarytasami, utknęłam na kilka godzin, zapominając o zamku. W jego otoczeniu odnalazłam atmosferę gwarnego, barwnego średniowiecza.
A twarze niektórych sprzedawców wyglądały jakby żywcem wyjęte z XIV-wiecznych obrazów. Amboise od zawsze było uznawane za strategiczny punkt i od XI w. prowadzone tu były niekończące się wojny o prawo do panowania nad regionem. W wieku XVII Amboise zamieniono na więzienie królewskie, które potem znów awansowało do funkcji książęcej rezydencji, by w wieku XIX ponownie stać się więzieniem.
Kwadrans marszu spod murów twierdzy pozwolił mi dotrzeć do zameczku Le Clos-Luce, w którym w 1519 r. dokonał żywota Leonardo da Vinci, zostawiając po sobie 3 obrazy, m.in. Giocondę. W Le Clos-Luce znajduje się ekspozycja 40 pomniejszych wynalazków mistrza, w tym spadochron i prototyp czołgu.
Z bagażnikiem pełnym tutejszych win jadę drogą N152 do Chaumont sur Loire – wspaniałego zamku położonego na skraju skarpy. Budowla jest ciekawym przykładem jednej z ostatnich fortec w regionie, przekształconych w luksusową rezydencję już w roku 1875. Ówczesna właścicielka, mademoiselle Say, zatrudniła architekta, zmieniła aranżację wnętrz, wyburzyła jedno skrzydło średniowiecznego zamku i zaczęła wieść słodkie życie posiadacza. Idylla trwa do roku 1938, gdy to zamek popadł w długi i został wykupiony przez państwo. O beztrosce właścicieli niech świadczy fakt, że stracili ponad 12 500 ha lasów, ziemi uprawnej i winnic należących do zamku.
Z Chaumont drogą N152 udałam się do miasteczka Blois. Stąd pochodzili książęta Blois, z których z kolei wywodziła się dynastia Kapetyngów. Za czasów Ludwika Orleańskiego, który został królem Ludwikiem XII, do tutejszego zamku przeniósł się dwór królewski. Ludwik, wychowany w Blois, sprowadził rzemieślników z Amboise i ci zaczęli wznosić rezydencję godną króla. Następcy Ludwika nie pozostali gorsi, dobudowując do zamku kolejne skrzydła, tak że Blois wyróżnia się dziś czterema różnymi częściami, postawionymi zgodnie z panującą w danym momencie modą. Co ciekawe, w Blois przez kilka lat mieszkała żona Jana III Sobieskiego – Marysieńka. Po przeciwnej stronie zamku znajduje się Narodowe Centrum Sztuki Magicznej. Jeżeli ktoś ceni sobie Roberta Houdina, który w tym miasteczku przyszedł na świat i zszedł zeń, może kupić bilet i zagłębić się w świat magii i zegarów, gdyż mistrz sztuk tajemnych z wykształcenia był właśnie zegarmistrzem.


Kulminacją mojej wycieczki doliną Loary jest najsłynniejszy jej zamek, Chambord. Wyrasta on w środku ogromnego lasu (5500 ha) niczym fatamorgana. Był spełnieniem marzeń charyzmatycznego Franciszka I, króla, który chciał być cezarem. Monarcha cenił sztukę, potrafił równie dzielnie walczyć, jak romantycznie kochać i jak podają źródła, a czego nie potwierdzają portrety, był niezwykle przystojny. Jego siedziba ma w sobie geniusz Leonarda, którego Franciszek ściągnął z Italii i zapewnił dożywocie. Tak jak Mona Liza jego ukochanego artysty namalowana została na tle pięknego krajobrazu, tak Chambord otaczają pełne zwierząt lasy. Franciszek nie lubił zimnego Paryża, za to kochał Loarę, bo tu mógł jeździć konno, słuchać śpiewu ptaków i oddawać się swojej kolejnej pasji, czyli polowaniom. Podobno gdy władca Hiszpanii Karol V, który pokonał Franciszka w bitwie (wziął go do niewoli), zobaczył Chambord, zachwycił się nim i powiedział, że jest on największym arcydziełem zrodzonym przez ludzką wiedzę i technikę. Widok, który on zobaczył różni się nieco od tego, który widzę ja. Dawniej budowla jaśniała z daleka, jej dachy i główne wieże pokryte były złotem. Dziś jest to tylko czarny łupek, jednak jeśli nic w życiu nie zaparło wam tchu, to koniecznie powinniście tu przyjechać, jeśli zaś łatwo ulegacie zachwytowi, lepiej weźcie coś na uspokojenie.
Zamek przez wiele lat dniem i nocą budowało ponad 2 tys. murarzy. Zostawili po sobie wieżyczki wąskie, niskie, wysokie i liczne tarasy, z których goście króla mogli podziwiać okolicę, stąd też oglądano przedstawienia teatralne i występy artystów. Wewnątrz tej niezwykłej bryły znajduje się 77 klatek schodowych i 426 komnat. Zwiedzenie całości zamku jest wyzwaniem tytanicznym. I w obliczu niezliczonych zakamarków, i skali tego miejsca czuję się bezradna. Zapewne nie czuł się tak jeden z gości, któremu na wiele lat zamku użyczył król Ludwik XV. Tym niezwykłym gościem był teść króla Francji, a nasz zdetronizowany król Stanisław Leszczyński. Podróż po dolinie Loary muszę zakończyć w Chambord. Pozostałe 280 zamków zostawię sobie na następny raz, bo dolina Loary to jedno z tych miejsc, do których warto wrócić. NO TO W DROGĘ – FRANCJA • Loara to najdłuższa rzeka Francji – 1020 km. Wypływa ze wschodniej części Masywu Centralnego, a uchodzi do Zatoki Biskajskiej (Atlantyk). Jej środkowy bieg upodobała sobie arystokracja i królowie, którzy, zwłaszcza w dobie renesansu, wybudowali tu ok. 300 zamków.
• Turystyczną stolicą regionu jest Tours. Inne większe miasta to: Blois, Amboise, Angers. • Najlepsza pora to maj–paędziernik. W wakacje szansa na wzięcie udziału w rozlicznych festynach, pokazach, spektaklach teatralnych w „zamkowej” scenerii. • Najszybciej – przez Niemcy i Belgię. Granicę między tymi państwami przekraczamy w Akwizgranie, następnie kierujemy się na Liege, potem Charleroi i następnie Paryż. Układ autostrad we Francji jest taki, że te, które nas interesują, krzyżują się w stolicy Francji. Jazda przez Paryż jest dosyć trudna, ale konieczna. Trze-ba wjechać na peripherique (obwodnica Paryża), od północy objechać Paryż prawie do połowy, i wyjechać na południu. Przejazd może trwać kilka godzin, w korkach i tłumie pędzących samochodów, ale traktujmy to jako kolejną atrakcję wycieczki.
Z Paryża jedziemy do Orleanu, a stamtąd do Vierzon.
• Opłaty: we Francji autostrady są płatne. W samej dolinie Loary będziemy się poruszać drogami krajowymi, jednopasmowymi.
• Benzyna: ok 4,50 zł, podobnie jak u nas najtańsza na stacjach przy domach towarowych.
• Francuski kodeks drogowy: www.legifrance.gouv.fr.
• Informacje o korkach na drodze: www.bison-fute.equipement.gouv.fr
• Autostrady we Francji (opłaty, hotele...): www.autoroutes.fr
• Jak jechać najkrócej i najtaniej? Odpowiedź na stronach: www.viamichelin.com  i www.mappy.fr
• Na trasie: w Niemczech można przenocować w samochodzie na parkingu lub w hotelach sieci Etap lub Formule 1. www.etaphotel.com, www.hotelformule1.com
• Nad Loarą: Manoir de Clairbois, prywatny zamek w pobliżu Chenonceaux, Amboise, Larcay, dwójka od 450 zł. www.manoirdeclairbois.com
Hôtel Le Savoie**, 6–8 rue du Dr Ducoux, Blois, dwójka od 200 zł. www.hotel-blois.com
Hôtel du Bellay*, 12 rue des Minimes, Blois, dwójka od 100 zł. www.hoteldubellay.free.fr
Hôtel Premiere Classe, 14, rue Robert Nau – 41000 Blois, trójka od 120 zł. www.premiereclasse.com
Hôtel-restaurant Le Vieux Fusil – Les 4 vents, 1140 route de Contres  41230 Soings-en-Sologne, dwójka – 200 zł. www.levieuxfusil.fr
Château de la Guillonniere, Dienne, w pobliżu Chateaux of the Loire, Poitiers, chatka na 4–6 osób od 2200 zł, w samym zamku – od 200 zł. www.a-castle-for-rent.com
Hôtel Balladins Blois Péage Express*, 7 rue des Onze Arpents, Blois, dwójka od 150 zł.
www.balladins.com
Arcantis Hôtel Prema Hotel**, 3, rue des Onze Arpents, Blois, dwójka od 200 zł.
www.arcantis-hotels.com
Hôtel Saint Aignan **, 7–9, Aignan, Quai J.-J. Delorme, dwójka od 300 zł.
Ferme De La Milaudiere, 5, rue Saint Martin, farma między Chinon i Richelieu w rejonie Touraine, w po- bliżu zamków Chinon, Ussé, Saumur, dwójka od 200 zł. http://bed-breakfast.milaudiere.com. Mairie de Selles sur Cher, 1 Place de Gaulle, Selles sur Cher, noclegi w bungalowach – od 650 do 1400 zł za 4 osoby, w zależności od sezonu, kemping
– 22 zł za miejsce pod namiot dla dwóch osób, dzieci poniżej 7 lat
– 2 zł. www.mairie-selles-sur-cher.fr • Naturalnie wino, zwane Touraine, i sery, tradycyjne kozie, obtoczone w popiele. Najlepiej kupować w przydrożnych kozich farmach (rozpoznajemy je po rysunku kozy (chevre) lub w domach towarowych. Bagietka i ciastka (w boulangerie, patisserie). • W podróży niezbędne jest ubezpieczenie samochodu, dowód rejestracyjny, tzw. carte grise oraz prawo jazdy (najlepiej międzynarodowe).
• Ograniczenia prędkości: w obszarze zabudowanym: do 50 km/godz, w obszarze niezabudowanym: do 90 km/godz., na drodze szybkiego ruchu: do 110 km/godz., na autostradzie: do 130 km/godz. Wartości te traktowane są przez francuską policję dosłownie. Tak więc miejmy na uwadze odczyt prędkościomierza.
• Parkujcie tylko w dozwolonych miejscach (karty na postój są do nabycia w kioskach TABAC i parkometrach). W wielu miastach część miejsc parkingowych przeznaczona jest wyłącznie dla mieszkańców i nie wolno z nich korzystać turystom. Na szczęście są też miejsca parkingowe  dla przyjezdnych i w okolicach zamków bardzo często darmowe.
• Dozwolony poziom alkoholu we krwi to 0,5 g, czyli zaledwie 2 kieliszki wina! ZAMKI
• Bilety wstępu do zamków nie należą do tanich – dorośli płacą ok. 28–35 zł, studenci 20–28 zł, dzieci 6–17 lat 12–20 zł, w sezonie 9.00– –18.30, dzieci poniżej 7 lat – wstęp wolny.
• Informacja: Office de Tourisme de Blois, 23, Place du Château BP 199, Blois. www.bloispaysdechambord.com. Office de Tourisme de Pays Loches – Touraine côté sud, BP 112 Place de la Marne, Loches, www.loches-tourainecotesud.com
• Ambasada Francji w Polsce:  ul. Piękna 1, 00–477 Warszawa, tel.  +48 (22) 529 30 00, faks + 48 (22) 529 30 01. www.ambafrance-pl.org
• Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej we Francji, 1, rue de Talleyrand 75007 Paryż, tel. 33 1 43 17 34 00
www.ambassade.pologne.net
info@ambassade.pologne-org.net • Francja – przewodnik wydawnictwa G+J RBA oraz Francja, część północna wyd. Pascal.

Smakoszostwo w Absyncie
Żeby skosztować potraw jednej z najwykwintniejszych kuchni świata, wcale nie musimy jechać aż do Francji. Restauracja Absynt, należąca do znanych warszawskich restauratorów Agnieszki i Marcina Kręglickich, ma w swojej karcie wyśmienite

Dania kuchni francuskiej

Tekst: Marta Madigan Pod względem liczba potraw, ich zróżnicowania, kompozycji smakowych oraz sposobów przyrządzania kuchnia francuska nie ma sobie równej. Każdy region we Francji ma do zaoferowania swoje wina, sery i oryginalne dania. Francuskich kucharzy łączy jednak jedna wspólna zasada. Starają się wydobyć  prawdziwy smak mięsa, ryb czy warzyw oraz dobrać do nich stosowne sosy, które uzupełniają dania, pozostając jedynie ich wzbogacającym tłem. Na pierwszy rzut oka może się to wydać proste, ale to tylko pozory. Weźmy na przykład sos z zielonego, marynowanego pieprzu podawany w restauracji Absynt do befsztyku z polędwicy wołowej. Redukowanie demi-glace, czyli wywaru z kości wołowych, który jest bazą tego i wielu innych sosów, zajmuje aż trzy dni!
Inną charakterystyczną cechą francuskich restauracji jest krótkie menu, które za to dość często się zmienia. Mała liczba dań gwarantuje ich świeżość. Zasadą, którą kieruje się Agata Wojda, szefowa kuchni Absyntu, przy ustalaniu pozycji karty jest sezonowość produktów, np. najlepsze szparagi są wczesną wiosną, truskawki latem, a kasztany jesienią. Co jakiś czas pojawiają się również dania regionalne. Zeszłej jesieni można było spróbować potraw wywodzących się z Prowansji. W karcie nie brakuje oczywiście sztandarowych pozycji ze smażonymi żabimi udkami i pieczonymi ślimakami na czele.
Najlepiej jednak skosztować wszystkiego po trochu, co jest możliwe, jeśli wybierzemy menu dégustation. Ideą, która przyświeca tego typu eksperymentom, jest spróbowanie różnych smaków w czasie jednego posiłku. Żeby to było możliwe, porcje poszczególnych potraw muszą być małe. I tu dochodzimy do kwintesencji kuchni francuskiej, która polega na dogadzaniu kaprysom podniebienia, a nie obżarstwie. W skład menu degustacyjnego Absyntu wchodzą: ravioli ze ślimakami w sosie estragonowym, zielona sałata z karczochami i marynowanymi omułkami, zupa z cykorii, ziemniaków i boczku, okoń morski z aromatem śródziemnomorskim, szynka jagnięca z kozim serem i porzeczką, ser francuski i mus kokosowy z ananasem. Każde minidanko zawiera inne składniki. Każda potrawa smakuje niebiańsko i pięknie wygląda.
Szefowa Absyntu doskonale wie, że je się najpierw oczami, dlatego dania prezentują się doskonale. A jak pachną! Okoń morski z aromatem śródziemnomorskim przyjemnie drażni nos zapachem czosnku, skórki cytrynowej i świeżych ziół. Po prostu bajka! I jeśli komuś uda się dotrwać do deseru, to znaczy, że spokojnie może planować wakacje we Francji lub kolejną wizytę w Absyncie.
Restauracja francuska Absynt, ul. Wspólna 35, tel. 0-22 621 18 81. www.kregliccy.pl
Królik w kremie

Agata Wojda, od 3 lat szefowa francuskiej restauracji Absynt, uważa, że pozostanie wiernym czystym smakom jest największą sztuką kulinarną. Uwielbia francuską klasykę: doskonałej jakości mięsa i esencjonalne sosy oraz ciekawy sposób ich łączenia, np. z owocami. W tym roku ma szczególny powód do dumy. Restauracja Absynt już po raz trzeci dostała wyróżnienie przewodnika Michelin po najlepszych hotelach i restauracjach Europy. Specjalnie dla czytelników Travelera pani Agata Wojda przygotowała dwa „proste” przepisy dań francuskich z dostępnych na naszym rynku produktów.
Królik w śmietanowym estragonie n 4 udka królika
  • młoda włoszczyzna
  • mąka
  • 6 łyżek sklarowanego masła
  • 6 łyżek oleju
  • czubata łyżka musztardy Dijon
  • 250 ml śmietany 36 proc.
  • gałązki świeżego estragonu
  • szczypta cukru
Przygotować warzywny wywar z 2 litrów wody i włoszczyzny. Udka królika obtoczyć w mące i usmażyć na złoto na maśle i oleju. Wrzucić do wywaru (pozostawiając warzywa) i gotować około godziny na małym ogniu. Wyjąć królika, przecedzić i ponownie umieścić wywar na ogniu, redukując go do około 250 ml.
Następnie dodać śmietanę, musztardę i ponownie włożyć królika. Doprawić cukrem, pieprzem i trzymać na małym ogniu do czasu, aż  sos zgęstnieje. Przed samym końcem gotowania dodać posiekany estragon. Królika polać sosem. Podawać z glazurowanymi marchewkami.
Pieczony mus czekoladowy
  • 250 ml mleka 3,5 proc.
  • 350 ml śmietanki 36 proc.
  • 100 g gorzkiej czekolady
  • 100 g cukru7 żółtek
Zagrzać mleko, dodając kawałki czekolady. Mieszać, trzymając na małym ogniu do momentu, gdy czekolada się rozpuści, po czym dodać śmietankę. Ubić żółtka z cukrem do białości i powoli wlać ciepłe mleko z czekoladą i śmietanką – ciągle ubijając. Pozostawić na 2 godziny. Rozgrzać piekarnik do 100°C i rozlać krem do żaroodpornych kokilek. Umieścić je w kąpieli wodnej (do naczynia należy nalać tyle wody, by sięgała do połowy wysokości foremek) i piec 30–40 minut. Po wyjęciu ostudzić. Jeść z truskawkami.