Reklama

Spis treści:

  1. Erfurt: stolica Turyngii
  2. Würzburg: barokowa perła Frankonii
  3. Erfurt i Würzburg – informacje praktyczne

Miasto pachnie kawą i wilgotnym kamieniem. Poranny chłód nie odstrasza jednak gości siedzących przed kawiarniami. Katedra Marii Panny, monumentalna gotycka budowla z potężnymi schodami, i stojący obok kościół Świętego Sewera od wieków tworzą duchowe serce Erfurtu. Do dziś historycy zadają sobie pytanie, po co dawni włodarze miasta postawili dwie tak potężne świątynie jedną tuż obok drugiej. Niebawem mam się przekonać, że to nie jedyna tajemnica, którą skrywa położona niemal w sercu Niemiec stolica Turyngii.

Erfurt: stolica Turyngii

Erfurt, dziś nieco na uboczu głównych szlaków, kryje zaułki, o jakich wiele miast może pomarzyć. To jedna z nielicznych niemieckich metropolii, która z II wojny światowej wyszła niemal bez zniszczeń. Starówka zachowała historyczny układ urbanistyczny i setki oryginalnych budynków pamiętających późne średniowiecze. Nie tego się spodziewam, przyjeżdżając tu po raz pierwszy. Po Niemczech podróżuję dużo i miasta w tym kraju rzadko mnie zaskakują. Kiedy więc wcześniej tego dnia wysiadłem na dworcu w Erfurcie i zagubiłem się w labiryncie uliczek, gdzie brukowane drogi pamiętają czasy Marcina Lutra, czułem, że trafiłem do jednego z ciekawszych miast w tej części Europy.

Średniowieczny most ze sklepikami

Krämerbrücke (most Kupców) to jeden z najdłużej stale zamieszkanych mostów Europy. Zabudowany urokliwymi domami o konstrukcji szkieletowej kryje warsztaty rzemieślnicze, galerie, sklepy z winem i przyprawami. W tym roku most będzie hucznie obchodził swoje 700-lecie. Tuż obok znajduje się Wenigemarkt – niewielki trójkątny plac w historycznym centrum miasta. Jego nazwa oznacza dosłownie „mały rynek” i odróżnia go od większego Domplatz, głównego skweru targowego Erfurtu – Wenigemarkt to idealne miejsce, aby delektować się najlepszymi lodami lub drinkiem, usiąść wygodnie i podziwiać widok na słynny średniowieczny most. To jedno z moich ukochanych miejsc w mieście – opowiada mi Romy z lokalnej organizacji turystycznej.

erfurt
Drewniane domki w Erfurcie pamiętają okres późnego średniowiecza. fot. Łukasz Załuski

Będąc w okolicy, warto również wstąpić do niewielkiego lokalu Goldhelm Schokoladen. To tu powstaje jeden ze słodkich symboli Erfurtu – lokalne pralinki zdobione płatkami róż. Zaglądam do środka, gdzie dowiaduję się, że słodkie przysmaki są tu przygotowywane ręcznie, a sama czekolada pochodzi z upraw zrównoważonych w Peru.

Wszystkie drogi na erfurckim Starym Mieście prowadzą w kierunku Rynku Rybnego (Fishmarkt). Dominują tu elegancki neogotycki gmach ratusza i renesansowe pałace dawnych mieszczan. Bogato zdobione przypominają mi kamienice dawnego Gdańska. Uwagę przykuwa wyjątkowo urokliwy Dom pod Szerokim Paleniskiem. Fasada budynku jest na nim zdobiona niezwykłymi płaskorzeźbami. Podchodzę bliżej, bo potrzebuję chwili, aby rozszyfrować ich znaczenie. Ależ oczywiście! To alegoria pięciu zmysłów. Z zamyślenia wyrywa mnie jeden w moich własnych – powonienie. W powietrzu wyczuwam bowiem dymny zapach pieczonego na ogniu mięsa. Czas na obiad!

Tuż obok Rynku Rybnego stoi niepozorna budka z napisem Thüringen Bratwurst. Ta grillowana, koniecznie na węglu, a nigdy nieopiekana elektrycznie, kiełbaska to kolejny kulinarny symbol Erfurtu. Wursty z tego miasta podaje się w bułce i z lokalną musztardą. Co ciekawe, erfurcka musztarda okryta jest w całych Niemczech sławą tej najznakomitszej. Można ją dostać w rozsianych po mieście sklepach wyspecjalizowanych właśnie w sprzedaży musztardy.

Zapomniana synagoga i klasztor ciszy

Kilka minut późnej trafiam do Starej Synagogi – jednej z najstarszych zachowanych w Europie. Mury tej gotyckiej świątyni pamiętają IX w. Historia miejsca jest równie zaskakująca, co historia całego regionu. Pierwsza bożnica działała tu przynajmniej do XIV w., kiedy w następstwie epidemii dżumy w Erfurcie nastąpiła seria pogromów na Żydach. Wyznawcy Mojżesza byli zmuszeni opuścić miasto, a gmach synagogi przerobiono na miejską kamienicę. Co ciekawe, z czasem o dawnym przeznaczeniu tego budynku zapomniano.

W latach 30. XX w. w dawnej żydowskiej świątyni działała restauracja, w której stołowali się członkowie partii nazistowskiej zupełnie nieświadomi historii tego miejsca. Prawdziwą przeszłość budynku odkryto dopiero 1993 r. Dziś jest to jeden z najciekawszych zabytków otwartych dla zwiedzających. Warto tu zajrzeć zwłaszcza, aby zobaczyć słynny „skarb erfurcki” (Erfurter Schatz). To zbiór monet, klejnotów i złotych pierścieni ukrytych przez żydowskich mieszkańców przed XIV-wiecznymi pogromami. Tuż obok można zajrzeć do mykwy – rytualnej łaźni z XIII w., kolejnego świadka wielokulturowej przeszłości miasta.

Nieopodal stoi kolejny gmach ważny dla duchowej historii Erfurtu. Duży budynek z czerwonej cegły i łupkowego dachu – surowy, bez ozdób, jakby nie chciał zwracać na siebie uwagi. To klasztor augustianów. Miejsce, w którym zaczęła się reformacja – zanim jeszcze rozległo się pierwsze słowo buntu. Tu, w 1505 r., młody student prawa Marcin Luter złożył śluby zakonne, ogolił głowę i uciszył sumienie. Przez pięć lat modlił się, jadł w ciszy, spał w celi z drewnianym łóżkiem i krzyżem nad głową. Właśnie ta cela – odtworzona z pieczołowitością – robi dziś największe wrażenie. Mała izba, stolik, Pismo Święte.

Zaglądając do celi, łatwiej zrozumieć, że rewolucje rodzą się w ciszy. Zwiedzanie klasztoru zaczynam od krużganków – chłodnych i pustych. Później sala kapituły, biblioteka, skryptorium. W jednej z sal próbuję swoich sił w minuskule karolińskiej – średniowiecznym stylu pisma. Atrament gęsty, stalówka skrzypi. Nie byłby ze mnie dobry mnich. W letnie wieczory klasztor zamienia się w dom gościnny. Można wynająć celę na noc za niecałe 100 euro. Prosto, ale czysto. Choć nie ma tu telewizorów, a dostęp do internetu jest ograniczony, gości przyciąga cisza przerywana jedynie regularnymi uderzeniami w dzwon.

Mroczni świadkowie przeszłości

W którymkolwiek kierunku Erfurtu się nie udaję, stale widzę ją nad sobą. Ogromna cytadela Petersberg góruje nad miastem. Tę kamienną fortecę służącą do kontrolowania okolicy wznieśli po wojnie trzydziestoletniej Prusacy. Mnie przypomina gotową do ciosu pięść. Gdy wchodzę przez potężną bramę z herbem, przewodnik tłumaczy: „Budowniczym nie chodziło o to, żeby bronić miasta. Chcieli je trzymać w ryzach”. Najciekawsze nie są jednak ani działa, ani mury. Największe wrażenie robią stare, zawilgotniałe tunele. Zaprojektowane tak, by wykrywać, czy wróg nie próbuje podkopać fundamentów. Schodzę pod ziemię. Powietrze zimne i suche, pachnie pleśnią i historią. Po chwili przewodnik gasi światło. – Teraz słuchajcie – mówi. Ciemność. Ktoś porusza się 3 m dalej – słychać to, jakby był tuż obok. Cisza, która boli uszy. Jeśli ktoś myśli, że to tylko kamienie – niech przyjdzie tu nocą. Do cytadeli najłatwiej dostać się pieszo ze starówki, zajmuje to ok. 15 min, a wejście do podziemi kosztuje 6 euro.

Po południu ruszam na Andreasstraße. Dawniej siedziba Stasi – służby bezpieczeństwa z czasów NRD – dziś centrum pamięci o ofiarach tejże organizacji. Z zewnątrz niepozorny, szary budynek, jakich wiele w byłych Niemczech Wschodnich. Wewnątrz zaś – krzyk. Cichy, uporczywy. Cele bez klamek, lampy jarzeniowe, wąskie korytarze, które prowadzą donikąd. Wchodzę do pokoju przesłuchań. Przy stole siedzi manekin. Głowa spuszczona. Nad nim portret Honeckera. W jednej z dawnych cel słucham nagrania ze świadectwem więźnia z lat 80. Skromny, spokojny głos. Mówi powoli. „Zabrali mnie za ulotki. Trzy lata bez procesu. Moja matka dowiedziała się po miesiącu, gdzie jestem”. Nagle wszystkie gabloty, zdjęcia, hasła stają się niepotrzebne. Wystarczy spojrzeć w oczy mężczyzny na pozostawionej fotografii. Wstęp do centrum jest bezpłatny. Wystawy są tłumaczone na język angielski. Dla tych, którzy chcą zrozumieć współczesne Niemcy – to w Erfurcie przystanek obowiązkowy.

Efurt Katedra
Katedra Marii Panny, monumentalna gotycka budowla z potężnymi schodami. fot. Łukasz Załuski

Würzburg: barokowa perła Frankonii

Z Erfurtu pociągiem jadę na południe. Niepozorny, biało-czerwony skład sunie przez wzgórza Turyngii, potem przez lasy Hesji, by w końcu wtoczyć się do winnej Frankonii. Zaledwie godzina podróży wystarcza, aby poczuć się w zupełnie innej krainie. Pierwsze, co mnie uderza w Würzburgu, to powietrze. Rześkie, ale zauważalnie cieplejsze. Jakbym się znalazł gdzieś w środkowej Francji. O tym, że jestem w jednej ze stolic niemieckiego wytwórstwa winnego, nie dają mi zapomnieć nazwy kolejnych mijanych ulic: Weingartenstraße, Rebenring – wszystko tu kręci się wokół wina.

W porównaniu ze śpiesznym Erfurtem Würzburg sprawia wrażenie miejsca, gdzie żyje się wolniej. Najnowsza historia w obu miastach również potoczyła się inaczej. Podczas gdy Erfurtu prawie nie tknęły wojenne bomby, Würzburg został w 1945 r. doszczętnie zniszczony, a następnie odbudowany. Jeśli istnieje barokowy wzorzec z Sèvres, to ma on marmurowe schody, sklepienie pełne chmur i wizerunków książąt, którzy chcieli rządzić nie tylko duszami, ale i estetyką całego regionu.

Würzburga nie sposób zrozumieć bez tej rezydencji – monumentalnego pałacu, który jak mało które miejsce w Niemczech łączy włoską fantazję z niemiecką precyzją. Powstały w XVIII w. budynek miał być lokalną odpowiedzią na podparyski Wersal. Do pracy zaproszono mistrzów: architekta Balthasara Neumanna, malarza Giovanniego Battistę Tiepolo, rzeźbiarzy z Włoch i Austrii. Zwiedzanie zaczynam od westybulu – chłodnego, ozdobionego płaskorzeźbami. Potem monumentalna klatka schodowa, nad którą rozciąga się gigantyczny fresk Tiepola. Aby ukończyć tak potężne dzieło, artysta wchodził na rusztowania codziennie przez dwa lata. Malowidło przedstawia cztery kontynenty znane ówczesnym Europejczykom. Europa z insygniami władzy. Azja z tygrysem. Afryka z lampartem. Ameryka z pierzastym pióropuszem. Nie ma tu przypadku – każda poza, kolor, detal ma swoje znaczenie.

Jeszcze większe wrażenie robi Gabinet Lustrzany – perła rokokowej doskonałości. Pokój nie większy od salonu w mieszkaniu w bloku, ale odbija światło w taki sposób, że czuję się jak wewnątrz klejnotu. Choć nie jest to zabronione, nikt tu nie robi zdjęć, lepiej jest napawać oczy tym niepowtarzalnym widokiem. Gabinet Lustrzany to perfekcyjna rekonstrukcja. Ten oryginalny nie przetrwał II wojny światowej, choć większość pałacu pozostała nietknięta. Bilety do rezydencji kosztują 9 euro. Warto wybrać opcję z przewodnikiem. Zwiedzanie trwa około godziny, ale można zostać dłużej – w ogrodach czy w przyklasztornej winiarni.

wurzburg rezydencja
Pałac biskupi w Würzburgu jest uznawany za jedną z najważniejszych budowli barokowych w Niemczech. fot. Łukasz Załuski

Na moście w Würzburgu

Prawdziwe serce Würzburga bije nad rzeką. Alte Main­brücke, czyli Stary Most na Menie, został zbudowany w XV w., następnie – wbrew losom pisanym tej części Europy – przetrwał wojny, powodzie i kolejne epoki. Dziś dalej łączy dwie strony miasta i służy jako miejski deptak, na którym mieszkańcy i turyści spotykają się latem i wspólnie piją – a jakże! – frankońskie wino. Na balustradach mostu stoją barokowe figury świętych – patrzą na mnie i na światło odbite w rzece.

Oddaję się lokalnym zwyczajom i kupuję kieliszek rieslinga w pobliskiej winiarni Alte Mainmühle, która znajduje się tuż przy wejściu na most. Szkło – tak, prawdziwe szkło – dźwięczy cicho, gdy kelnerzy podają je z okienka. Nie ma tu krzyku, nie ma pośpiechu. Tylko rozmowy, uśmiechy, klikanie kieliszków. Niektórzy przynoszą książki. Inni wystawiają twarze w kierunku pierwszych wiosennych promieni słońca.

Erfurt i Würzburg – informacje praktyczne

Dojazd

Do Erfurtu i Würzburga z Polski najłatwiej dotrzeć lotem do Frankfurtu – LOT-em (od 700 zł) i Lufthansą (z Warszawy), a także tanimi liniami jak Ryanair i Wizz Air (z Warszawy, Krakowa i Gdańska; od 400 zł). Z Frankfurtu do Würzburga i Erfurtu kursują szybkie pociągi ICE (ok. 1–2 godz.).

Nocleg

  • Hote Alma am Anger – butikowy hotel w sercu Erfurtu, tuż przy zabytkowym Krämerbrücke. Jasne wnętrza z lokalnymi akcentami. Pokoje 2-os. od 140 euro
  • Best Western Premier Hotel Rebstock – elegancki hotel w barokowej kamienicy, kilka minut spacerem od rezydencji w Würzburgu. Stylowe pokoje 2-os. od 130 euro ze śniadaniem.

Jedzenie

  • Thüringer rostbratwurst – ikona Erfurtu i całej Turyngii. To długa, cienka kiełbasa z grubo mielonego mięsa wieprzowego, doprawiona majerankiem, czosnkiem i pieprzem, grillowana na ogniu z drewna bukowego i tradycyjnie podawana w bułce z musztardą. Spróbujesz jej na jarmarku, ulicznym stoisku albo w lokalnej knajpie.
  • Fränkischer schäufele – specjalność Frankonii, czyli także Würzburga. To pieczone wieprzowe łopatki z chrupiącą skórką podawane z sosem piwnym, kluskami ziemniaczanymi (kloß) i kapustą. Danie ciężkie, ale obowiązkowe – najlepiej smakuje w regionalnej gospodzie popite lokalnym białym winem silvaner.

Atrakcje

  • Godzinny spacer z przewodnikiem po średniowiecznym Starym Mieście w Erfurcie, 12 euro; erfurt-tourismus.de.
  • Rejs statkiem po Menie z widokiem na twierdzę Marienberg i winnice Wurzburga, idealny na zachód słońca, ok. 45 minut, 14 euro; schifffahrt-wuerzburg.de.

Źródło: archiwum NG

Nasz ekspert

Łukasz Załuski

Redaktor naczelny „National Geographic Polska” i National-Geographic.pl. Dziennikarz podróżniczy i popularnonaukowy z 20-letnim stażem. Wcześniej odpowiedzialny m.in. za magazyny „Focus”, „Focus Historia” i „Sekrety Nauki”. Uważny obserwator zmieniającego się świata i nowych trendów podróżniczych. Inicjator projektu pierwszej naukowej rekonstrukcji wizerunków władców z dynastii Jagiellonów. Miłośnik tenisa, książek kryminalnych i europejskich stolic.

Łukasz Załuski
Reklama
Reklama
Reklama