Reklama

Spis treści:

  1. Muzeum Einsteina
  2. Berno
  3. Szwajcarskie pociągi
  4. Mürren
  5. Schilthorn
  6. Lucerna
  7. Szwajcaria – informacje praktyczne

Lekko drżą mi nogi. Jestem tak oszołomiona, że trudno mi wyrównać oddech. Stoję na szklanej platformie widokowej Thrill Walk zawieszonej na wysokości 2677 m n.p.m. tuż pod szczytem Schilthorn. Moja wyobraźnia szaleje. Mam pod stopami wielometrową przepaść, niemal na wyciągniecie ręki są ściany surowych alpejskich grani, gdzieś w oddali zapewne jest Mont Blanc, nie mam pewności, czy go widzę, na pewno jednak dostrzegam połyskujące turkusowe oczko niewielkiego jeziora.

Silny wiatr wygładza mi zmarszczki, a słońce lekko muska włosy. Zamykam oczy. Przypomina mi się „Czarodziejska góra”, w której Tomasz Mann napisał, że Szwajcaria jest jak sen, z którego jego bohater nie chce się wybudzić. A otaczające go góry jakby chcą uchronić go przed światem, który go niepokoi. Tu wszystko nabiera innego wymiaru.

Muzeum Einsteina

– W broszurce możesz poczytać o naszym fizyku. W tym pudełku jest zestaw łamigłówek dla najmłodszych, a tu magnes z jego podobizną – ekspedientka Marie jest bardzo przejęta, starannie wyjmując pamiątki, które mogłabym kupić po wizycie w Domu Einsteina w Bernie.

Muzeum znajduje się w miejscu dawnej rezydencji fizyka oraz jego żony Milevy Marić przy Kramgasse 49. Małżeństwo mieszkało tutaj wraz z synem przez dwa lata od 1903 r. Na drugim piętrze można zajrzeć do salonu z oryginalnymi meblami, stołem, kredensem czy sofą oraz zdjęciami rodziny, na trzecim piętrze urządzono zaś wystawę biograficzną, która przybliża życie i dokonania Alberta Einsteina.

Berno

Berno jest moim pierwszym przystankiem w tej podróży, a Kramgasse, gdzie mieszczą się rzeczone muzeum oraz sklep z pamiątkami po genialnym naukowcu, to główny deptak tego kameralnego i uroczego miasteczka, który nie ma nic wspólnego z gwarną i tętniącą życiem metropolią. Zaś górująca nad promenadą 54-metrowa Zytglogge, czyli Wieża Zegarowa z XIII w., dodaje mu tylko dostojeństwa.

Panoramiczny widok na Berno
Panoramiczny widok na Berno / fot. Shutterstock, Sergii Figurnyi

Początkowo pełniła funkcję bramy w zachodniej części dawnych fortyfikacji miasta. Wiek później została zaadaptowana na więzienie dla kobiet skazanych za stosunki seksualne z duchownymi. Po pożarze, jaki nawiedził Berno w 1405 r., Zytglogge starannie odbudowano, a na jej szczycie zainstalowano zegar astronomiczny z mechanizmem grającym, którego właśnie słucham, bo wybiło południe.

By schować się przed agresywnym dziś słońcem, idę wprost pod zabytkowe arkady, w których zapraszają luksusowe butki i sklepy z pamiątkami. Ciągną się na długości 6 km. Mieszkańcy tłumaczą, że to najdłuższa zadaszona handlowa promenada Europy. Po drodze mijam XVI-wieczne fontanny (w sumie jest ich 11) i robię zdjęcie – podobnie jak inni turyści – tej najbardziej znanej, która przedstawia olbrzyma pożerającego… małe dzieci. Nawet nie próbuję dociec, co to ma znaczyć.

Dochodzę do mostu Nydeggbrücke na rzece Aare, w której zakolu leży Berno. Stąd jak na dłoni widać miasto, którego historia sięga końca XII w., kiedy książę Bertold V (1160–1218) założył tu osadę. Legenda głosi, że nazwa wywodzi się od słowa Bär, które po niemiecku znaczy „niedźwiedź” – książę miał go tu upolować. Zresztą niedźwiedź urósł do rangi najważniejszego symbolu Berna, jego wizerunek umieszczono nawet w herbie miasta.

Dlatego nie jest dla mnie niespodzianką, że te olbrzymie brunatne stworzenia wciąż tu żyją, w specjalnym rezerwacie, do którego docieram. W fosie, pod drzewem wyleguje się jeden, a właściwie jedna z nich, jak głosi tabliczka nosi imię Björk. Ciekawe, czy umie śpiewać, na pewno ma w głębokim poważaniu ciekawskie spojrzenia gapiów, w najlepsze drapiąc się za uchem tylną łapą. Rozglądam się dookoła, w tle Alpy, wstęga lśniącej w słońcu rzeki, domostwa z dachówkami w kolorze ochry. Nic dziwnego, że miasto zainspirowało Einsteina do pracy nad teorią względności.

Szwajcarskie pociągi

O szwajcarskich pociągach krążą legendy – szybkie, niezawodne, punktualne, komfortowe, można nimi zjeździć cały kraj i to na jednym bilecie Swiss Travel Pass. Mają panoramiczne okna, z których rozciągają się idealne krajobrazy, jakby wygenerowała je sztuczna inteligencja. Cóż, nie ma w tym przesady.

Glacier Express
Glacier Express fot. Guitar photographer/ Shutterstock

Mój pociąg do Interlaken ma odjechać z peronu ósmego o 9.04. Rozsiadłam się więc wygodnie na swoim miejscu, na stoliku przyszykowałam książkę, dwa magazyny z zaznaczonymi artykułami do przejrzenia i komputer, gdybym akurat miała kaprys coś napisać. Niemiecki, francuski, hiszpański – kakofonia języków, które słyszę nad głową, jest imponująca. Oto w jednym wagonie spotkał się cały świat. Ruszamy.

Ledwo zostawiamy czarujące Berno za sobą i jakby za sprawą przycisku „play” zaczyna się kolejny bajkowy film – pędzimy szybko, przecinając alpejskie krajobrazy usiane zielonymi łąkami, drewnianymi domkami, mijamy jezioro Thunersee, po którym suną białe jak śnieg żaglówki i kolorowe kajaki. Nad akwenem, wzdłuż torów, pędzi grupa rowerzystów, mężczyzna w podeszłym wieku biegnie na przystań, na tarasie restauracji, obok której przejeżdżamy, roześmiani, wyluzowani Szwajcarzy jedzą rodzinny obiad. Nie sposób wyłączyć ciekawości, bo doprawdy z każdym kilometrem jest piękniej. Nawet nie wiem, kiedy słyszę w głośniku „Następna stacja: Interlaken”. Nerwowo zgarniam więc lektury i laptop do plecaka, śmiejąc się do siebie – poczytam i popiszę jednak później.

Mürren

Na tym samym bilecie przesiadam się do kolejnego pociągu, potem do autobusu, a następnie z doliny Lauterbrunnen kolejka linowa zawozi mnie do alpejskiej wioski Mürren. I to dopiero jest wow, myślę, wychodząc z wagonika. Witają mnie nie tylko alpejskie szczyty, ale też tradycyjne drewniane domostwa z balkonami, które wyglądają jak małe kwietne ogrody obsadzone kolorowymi pelargoniami.

Jestem na wysokości 1638 m n.p.m. – Mürren to najwyżej położona wioska w kantonie Berno. Przy głównej uliczce sporo sklepików i knajpek, w każdej mnóstwo piechurów – najpewniej właśnie zeszli ze szlaków. Ich energia jakby unosi się w powietrzu. Słyszę od uprzejmej pani w Hotelu Alpina, która wręcza mi klucz do pokoju, że do Mürren prowadzi trasa trekkingowa z Schilthorn. Ma 6,7 km, które warto pokonać, bo jest zaliczana do najpiękniejszych w Alpach Berneńskich.

Kiedy krętymi schodami docieram do pokoju, odsłaniam ciężkie zasłony, otwieram drzwi balkonowe, wychodzę na taras i oto przed oczami ukazuje mi się niemal pionowa górska ściana, obok której właśnie zasuwa paralotniarz, właściwie nie wiem, co powiedzieć. Czy wyciągnąć aparat czy stać tak i gapić się na to widowisko? Czy może krzyczeć z zachwytu? Gdyby nie zaplanowana wycieczka do Birg, tkwiłabym tak do wieczora, nie mówiąc ani słowa.

Schilthorn

Lekko odurzona alpejskimi cudami docieram kolejką do Birg, czyli stacji przesiadkowej w drodze do kompleksu widokowego na szczycie Schilthorn (2970 m n.p.m.). Składają się na niego platforma Thrill Walk, restauracja Piz Gloria oraz interaktywne muzeum poświęcone agentowi 007 – tu w okolicach realizowano zimowe ekstremalne sceny do filmu „W tajnej służbie Jej Królewskiej Mości” z 1969 r. Bonda zagrał wówczas George Lazenby. Ponieważ to nie jest mój ulubiony odcinek serii, przechodzę szybko przez kolejne sale, w których wystawiono m.in. sprzęty, z jakich podczas zdjęć korzystał agent. W specjalnej sali można nawet obejrzeć fragmenty filmu, także ten ze słynnej Piz Glorii, w której czeka na mnie stolik.

Nie zamawiam wprawdzie – tak jak czarujący James – vesper Martini, tylko kawę oraz rösti, czyli szwajcarską potrawkę z grubo startych ziemniaków smażonych na maśle, serwowanych z serem i jajkiem sadzonym. Aha, musicie wiedzieć, że Piz Gloria to nie jest po prostu restauracja. To obrotowy lokal na szczycie Schilthorn, co oznacza, że jedząc moje rösti, kręcę się jakby w szklanej kuli, podziwiając blisko 200 okolicznych szczytów z Eigerem, Mönchem, Jungfrau oraz Mont Blanc na czele.

Zbudowano ją w latach 60. XX w. i od razu okrzyknięto cudem inżynierii. Była bowiem pierwszą tego typu restauracją na świecie. Ma 18 m średnicy i wykonuje pełny obrót w ciągu 45 minut, co pozwala gościom, oczywiście bez opuszczania stolików, podziwiać 360-stopniową panoramę Alp. Na deser zjeżdżam na pośrednią stację Birg, gdzie mieści się platforma Thrill Walk, i znów wstrzymuję oddech – Mann miał rację, góry w Szwajcarii są jak ucieczka od rzeczywistości.

Lucerna

Ostatni poranek spędzam w Lucernie, włócząc się między zadbanymi XVII- i XVIII-wiecznymi kamieniczkami. Przystaję pod nowoczesną szklano-betonową bryłą Centrum Kultury zaprojektowaną przez francuskiego architekta Jeana Nouvela, robię kilka pocztówkowych zdjęć drewnianemu mostowi Kapellbrücke (pierwotnie z XIV w.) oraz przylegającej do niego kamiennej Wieży Wodnej, która niegdyś była więzieniem, skarbcem, a nawet izbą tortur, i stanowiła część dawnego systemu obronnego.

Lucerna
Lucerna fot. Shutterstock

Lucerna jest jak Szwajcaria w pigułce – urocza, wygodna do życia, kompaktowa, dobrze zaprojektowana, położona nad turkusowym Jeziorem Czterech Kantonów, u stóp masywów Pilatus i Rigi. Nie mam niestety czasu, by odwiedzić Muzeum Wagnera, bo za chwilę odpływa mój statek, a właściwie zabytkowy parowiec, który ma mnie podrzucić na zębatą kolejkę sunącą na Rigi Kulm (1797 m n.p.m.). Zębatka jest zabytkowa, kursuje od 1871 r. i zabiera pasażerów z Vitznau na szczyt okrzyknięty Królową Gór.

Na miejscu znów nowy wymiar – bezkresne łąki z pasącymi się beztrosko krowami, które dzięki dzwoneczkom słychać z daleka nawet w gęstej mgle, jaka przed momentem otuliła okolicę. Znacznie tu chłodniej niż na dole, więc nakładam bluzę i w asyście jałówek docieram do chaty Alp Chäserenholz, gdzie częstują mnie wyrabianymi na miejscu serami. Gospodarz na rozgrzewkę proponuje herbatkę z werbeny. Tłumaczy, że ten ziołowy napar przy okazji bardzo mnie uspokoi, a widzi, że jestem dość oszołomiona. – To wpływ naszych czarodziejskich gór, które potrafią odurzyć swoim majestatem – śmieje się. I ma rację.

Szwajcaria – informacje praktyczne

Dojazd

Do Zurychu z Warszawy można dolecieć bezpośrednio liniami lotniczymi SWISS. Ceny biletów zaczynają się od 1 tys. zł w dwie strony.

Transport

  • Z Zurychu do Berna, potem do kolejnych miejscowości, podróżowałam pociągami, autobusami, statkami i kolejkami linowymi z kartą Swiss Travel Pass.
  • Ceny: w drugiej klasie bilet 3-dniowy kosztuje 244 franki, w pierwszej klasie – 389. Karta umożliwia też bezpłatny wstęp do 500 muzeów.
  • Dzieci od 6 do 16 lat podróżują bezpłatnie w towarzystwie co najmniej jednego z rodziców z dodatkową Swiss Family Card. Podobnie jest z dziećmi do lat 6. Więcej na stronie myswitzerland.com.

Nocleg

  • Berno: Kreuz Bern Modern City Hotel – wygodny, w centrum miasta. Od 600 zł za pokój 2-os.
  • Mürren: Alpina Hotel – skromny, ale genialny, bo okna wychodzą na Alpy. Od 650 zł za pokój 2-osobowy.
  • Lucerna: Hotel Waldstätterhof – komfortowy, w centrum miasta, od 900 zł za pokój 2-osobowy.

Warto wiedzieć

  • Wstęp do Muzeum Einsteina kosztuje 7 franków dorośli, 4 – młodzież (8–15 lat).
  • Loty tandemowe nad doliną Lauterbrunnen startują m.in. z okolic Mürren, a podniebna przygoda trwa od 15 do 20 min – z przygotowaniem 90 min. Jej koszt to ok. 200 franków.
  • Co kupić? Polecam ser alpejski tête de moine produkowany od ośmiu wieków. Wyróżnia go nie tylko ostry smak, ale też sposób krojenia.
Reklama
Reklama
Reklama