Na te miejsca warto zwrócić uwagę w Amsterdamie >>>

Marzyłam o noclegu w hotelu The Exchange, którego wnętrza zaprojektowali studenci Katedry Mody tutejszego uniwersytetu. Żeby przespać noc w pokoju, gdzie okno dekoruje szal gigant o splocie warkocza, albo innym ze ścianą ozdobioną markowymi torebkami, trzeba zapłacić 250 euro.

Zaglądam do środka z zachwytem. Niestety to zdecydowanie za dużo, nawet dla mnie, fanki mody i dizajnu. A w Amsterdamie sezon trwa cały rok i nie ma co liczyć na wielkie obniżki.

Wybieram skromny hotel Van Onna ( pokój 2-os. 65 euro za dobę ), położony nieopodal domu Anny Frank. Ta żydowska dziewczynka w czasie II wojny światowej razem z rodziną ukrywała się przed Niemcami w przybudówce w starej kamienicy przy Prinsengracht 267, koło kościoła Westerkerk. W schowku za tajnym przejściem, umiejscowionym tuż za ruchomą półką na książki, spędziła ponad dwa lata. Przez cały czas pisała dziennik, który został przetłumaczony na ponad 60 języków. Mam dreszcze, kiedy to czytam i myślę o niej. Minęły lata, nie mijają emocje. Anna zmarła w obozie koncentracyjnym Bergen-Belsen w wieku piętnastu lat. Każdego roku muzeum w domu-kryjówce przy Prinsengracht odwiedza milion osób.

Muzea, dla nich tu jestem

Dla mnie to właśnie muzea są główną atrakcją turystyczną Amsterdamu. Dla nich tu jestem, ale żeby odwiedzić wszystkie, trzeba zostać znacznie dłużej niż weekend i nawet szybki rower tu nie pomoże, bo jest ich ponad 50! Pędzę do ulubionego Rijksmuseum z najbardziej znanym chyba obrazem Rembrandta. Stoję przed Strażą nocną, doszukując się rys po nożu, jakie 40 lat temu zostawił na płótnie szaleniec. Na szczęście nie udało mu się zniszczyć dzieła.

Zaglądam w oczy dziewczyny w żółtej sukni. Co ona tam robi? Sama w tłumie uzbrojonych mężczyzn?! Obok, na tym samym placu zwanym Kwartałem Muzeów, mam jeszcze muzeum van Gogha. Tym razem nie zdążę go odwiedzić, bo w planach mam unikalną kolekcję obrazów Kazimierza Malewicza, jaką szczyci się Stedelijk Museum. Patrzę z uwagą na jego prace zbudowane z prostych geometrycznych form. Twórca chciał dotrzeć do czegoś, co nazywał atomem malarstwa.

– Siła obrazu tkwi w tym, iż posiada on moc oddziaływania równą ikonie – mówił. Czuję chyba, co miał na myśli. Nasycona Malewiczem idę dalej.

W Stedelijk podziwiam malarstwo największych artystów XX w. Trwa tu akurat największa w historii Holandii wystawa Henriego Matisse’a. Tytuł: Oaza. Czyż Amsterdam nie jest prawdziwą oazą sztuki?

Sztuki wszelakiej. Jest Dom Rembrandta, Woonbootmuseum, czyli Muzeum na Barce, zacumowane na kanale Prinsengracht. Muzeum seksu, tortur, ale też Biblii, haszyszu, marihuany i konopi. Przyznaję, ten artystyczny miks może przyprawić o zawrót głowy. Ale jakże przyjemny.

Warto wiedzieć

Najlepiej wybrać się tu samolotem. Z Warszawy standardowy koszt to ok. 700 zł. Od maja KLM uruchomiło rejsy z Krakowa: ok. 600 zł.

Świetny pomysł na poznanie miasta to rejs  po kanałach. W Amsterdamie jest ich aż 165, wpisano je na listę światowego dziedzictwa UNESCO.  

Na miejscu trzeba spróbować holenderskich frytek. W kioskach Vlaamse Frites znajdziesz największe. W holenderskim menu czeka również erwtensoep -  w smaku podobna do polskiej grochówki, stamppot boerenkool  - przypominający swojski gulasz, a na deser stroopwafels. Dwa okrągłe wafelki ze słodkim nadzieniem. Kupić tulipany – zwłaszcza jeśli przyjeżdża się, gdy kwitną, czyli od marca do połowy maja. Nigdzie nie znajdziesz tylu odmian co w Amsterdamie.