Weekend w Ejlacie. To miejsce to więcej niż kurort nad Morzem Czerwonym
4/5
Udostępnij: Udostępnij
Na skraju pustyni
Fot. Shutterstock
Po morskich atrakcjach siadam w jednej z wielu klimatycznych knajp na wybrzeżu. Na stół wjeżdżają pieczone bakłażany, humus, tahini i oliwki. Wszystko świeże, znakomite. Do tego niezłe miejscowe piwo. Przed nami wody zatoki Akaba. Jest czas, by się zastanowić, gdzie jesteśmy.
Ejlat ma ambicje stania się ważnym, popularnym kurortem nad Morzem Czerwonym. I ma ku temu wszelkie podstawy. Położone w oazie na skraju pustyni Negew miasto to najdalej na południe wysunięty punkt w całym Izraelu. Tuż za rogiem mamy granicę z Egiptem, po drugiej stronie zatoki wieczorami bez trudu dojrzymy z kolei światła jordańskiej Akaby.
Klimat jest tu najłagodniejszy w kraju.I nawet gdy zima zmrozi Jerozolimę czy Tel Awiw, redukując temperaturę do czterech czy pięciu stopni, tu zawsze jest osiem czy dziesięć stopni cieplej.
Ale największym skarbem Ejlatu i tak jest hipnotyzująca rafa koralowa. Myślę o tym, ponownie zakładając na twarz maskę do nurkowania.