Wyspy Owcze zyskały nową, nietypową atrakcję turystyczną. Można spytać: po co? W końcu malowniczy archipelag nie potrzebuje dodatkowych przynęt na podróżnych. Niewielkie wysepki same w sobie stanowią cel podróżników z całego świata. To jednak nie przypadek, że właśnie na wyspie Kalsoy stanął pomnik, a właściwie nagrobek… Jamesa Bonda.

Kalsoy – jak wyspa została gwiazdą filmową

Piękno Wysp Owczych kusi nie tylko turystów i fotografów, ale też filmowców. To właśnie tam częściowo powstawał ostatni film o Jamesie Bondzie z Danielem Craigiem w tytułowej roli. Chyba każdy, kto oglądał „Nie czas umierać”, zgodzi się, że wyspa Kalsoy świetnie oddała klimat tajemniczej kryjówki jednego z przeciwników agenta 007. Mglista aura i wzburzone fale Atlantyku podkreśliły patos ostatnich scen w filmie.

Tytuł produkcji jest dość przewrotny. Na koniec James Bond ginie od spadających pocisków. Czy to jednak był czas, by umierać? Dramatyczne zakończenie serii spotkało się z uznaniem krytyków i widzów. Najwierniejsi fani agenta 007 zastanawiają się, czy mimo śmierci głównego bohatera, doczekają się kolejnych filmów z nowym aktorem. W internecie huczy od plotek dotyczących kolejnego wcielenia Bonda. Najwięcej kontrowersji budzą doniesienia, jakoby agenta miał zagrać czarnoskóry aktor lub aktorka. Nagrobek słynnego szpiega wskazuje jednak na to, że kolejne produkcje mogą wcale nie powstać.

Wyspy Owcze śladami Jamesa Bonda

Grób Bonda został odsłonięty przez samego premiera Wysp Owczych. W ten sposób rząd archipelagu chciał upamiętnić znacząca rolę wyspy Kalsoy w filmie „Nie czas umierać”. Pomnik stoi niedaleko znanej latarni morskiej Kallur. Widniejący napis nie pozostawia złudzeń: "Pamięci Jamesa Bonda, 1962-2021". Nagrobek to niejedyne nawiązanie do Jamesa Bonda. Turyści mogą również wziąć udział w wycieczce krajoznawczej inspirowanej ostatnim filmem o agencie 007. Ceny biletów na tematyczne zwiedzanie Kalsoy zaczynają się od 2800 koron duńskich, czyli 1770 zł za osobę.

fot. Posnov / Getty Images

Wyspy Owcze nie są tanim kierunkiem turystycznym. Warto jednak odłożyć minimum 10 tys. zł i wydać je na farerską podróż życia. Mimo że archipelag wydaje się odległy i odizolowany, to w rzeczywistości wcale nie tak trudno tam dolecieć. Po drodze czeka nas tylko jedna przesiadka w Kopenhadze.

Do stolicy Danii dolecimy bezpośrednio z Gdańska, Krakowa i Warszawy. Połączenie z Kopenhagi na jedyne lotnisko Wysp Owczych (Vágar) trwa około 2 godz. 10 min.

Zwiedzanie Wyspy Kalsoy

W filmie "Nie czas umierać" wyspa Kalsoy jest położona między Rosją a Japonią. W rzeczywistości wchodzi w skład archipelagu Wysp Owczych. Patrząc z daleka, można powiedzieć, że jest dość duża (w porównaniu z sąsiadami), długa i wąska. Jej górski krajobraz przecinają doliny – im bardziej na północ Kalsoy, tym są głębsze. Dodajmy wysokie, strome klify i nie ma co się dziwić, że turyści uważają tę część wyspy za najpiękniejszą i najbardziej zjawiskową.

Jak najłatwiej podsumować Wyspę Kalsoy? Posłużę się liczbami. To 13 wzniesień, 11 dolin i cztery wioski zamieszkałe w sumie przez niespełna 150 osób. Wyspa jest rajem dla miłośników pieszej turystyki. Najbardziej znana trasa trekkingowa prowadzi do wspomnianej latarni morskiej Kallur. Po drodze mamy szansę podziwiać nie tylko sąsiadujące wyspy, ale też liczne populacje ptaków morskich. Żeby rozpoznać maskonura, nie trzeba być ornitologiem. Te maluchy wyglądają jak skrzyżowanie pingwina i papugi. Wyróżniają się czarno-białym ubarwieniem i kontrastującym kolorowym dziobem.

fot. Alessandro Bellani / Getty Images

Na Kalsoy można dopłynąć promem z miasta Klaksvík na wyspie Borðoy.