A zaskoczeń podczas tej dalekiej podróży – sam lot ze Stambułu do Singapuru trwa ok. 11 godzin – było kilka. Pierwsze pojawiło się nie w chmurach, lecz jeszcze na ziemi, w porcie lotniczym Stambuł. To nowe lotnisko oddane do użytku w 2019 roku i wybudowane z rozmachem. Ten port ma ogromne ambicje, docelowo ma obsługiwać nawet 200 milionów pasażerów rocznie. A już dziś uznawany jest za największe lotnisko w Europie.

Na lotnisku w Stambule – luksusowa poczekalnia

Swoją podróż zaplanowałem tak, by zostać na noc w Stambule (linia oferuje pasażerom bezpłatny nocleg) i dopiero następnego dnia doświadczyć luksusu w przestworzach. Pod odprawie przy stanowisku dla pasażerów klasy biznes i po przejściu priorytetowej kontroli bezpieczeństwa, mogłem zrelaksować się przed lotem w saloniku biznesowym.

W terminalu lotów międzynarodowych w Stambule są dwie takie poczekalnie. Druga przeznaczona jest dla uczestników programu lojalnościowego Turkish Airlines – Miles & Smiles – oraz pasażerów ze statusem Gold w liniach lotniczych. W każdym z nich można poczuć się jak w dobrej tureckiej restauracji.

Salonik biznesowySalonik biznesowy / fot. Michał Cessanis

Serwowane są tu nie tylko znakomite warzywa, sałaty, pasty, ale także mięsa z grilla, pyszne desery i najprawdziwsze herbata i kawa po turecku. Do tego na miejscu wypiekane jest tureckie pieczywo, m.in. simit czyli precle z sezamem. Nie brakuje też napojów alkoholowych. Są także miejsca do odpoczynku, a nawet pokoje hotelowe, które można zarezerwować przy długiej przesiadce.

Przyznaję, że jako wielbiciel tureckiej kuchni, stojąc przy bufecie z lokalnymi świeżymi przekąskami, miałem ochotę zjeść je wszystkie. Powstrzymałem jednak swój wilczy apetyt, by zostawić go na podniebną ucztę, jaka dopiero mnie czekała.

Przed startem – wizyta szefa kuchni

Ze Stambułu do Singapuru leciałem dwusilnikowym, szerokokadłubowym samolotem Boeing 787-9 Dreamliner. Jego zasięg to 14140 km, a maksymalna prędkość z jaką może lecieć – 954 km na godzinę. Jednak nie parametry techniczne, lecz to co spotkało mnie po wejściu do samolotu, zrobiło na mnie wrażenie.

Widziałem w swym podróżniczym życiu kilka kabin klasy biznes. Jednak pierwsza myśl, jaka pojawiła się w mojej głowie, po zobaczeniu tej w „Turku”, to że jest tu elegancko. W klasie biznes Turkish Airlines w samolocie B787-9 jest 30 miejsc, w układzie 1-2-1. Fotele są zaś grafitowo-czarne i zaprojektowane tak, że siedząc w nich nie widzi się, co robi pasażer obok. To daje poczucie prywatności i komfortu.

Kabina klasy biznesKabina klasy biznes / fot. Michał Cessanis

Fotele są w pełni rozkładane do pozycji łóżka o długości 193 cm (choć przy moim wzroście 188 cm miałem wrażenie, że są krótsze). Wbudowane są w nie:

  • lampki do czytania o zmiennej sile światła,
  • gniazdka do ładowania telefonów i komputerów,
  • pilot do sterowania rozrywką pokładową,
  • 18-calowy ekran do oglądania filmów, słuchania muzyki czy obserwowania lotu na interaktywnej mapie,
  • kilka schowków na podręczne drobiazgi, także taki zamykany na szyfr,
  • wysuwane lusterko dla elegantek,
  • wysuwany stolik o średnicy 51 cm, na którym mogłem rozstawić laptopa i pracować podczas podróży.

Dla pasażerów biznesowych na pokładzie jest darmowy, dobrze działający internet. Są także kapcie, słuchawki wyciszające Denon i kosmetyczki z balsamem do ciała, mgiełką do twarzy, pomadką nawilżającą do ust, skarpetkami i wyprofilowanymi okularami do spania.
 
Jeszcze przed startem stewardesa poczęstowała mnie lemoniadą ze świeżymi liśćmi mięty. A potem, zupełnie dla mnie niespodziewanie pojawił się on! Tolgahan Bilgin, od 13 lat podniebny szef kuchni Turkish Airlines, ubrany w biały uniform, pod krawatem i w kucharskiej czapce. Okazał się gwiazdą wieczoru.

Zaczął od rozdania pasażerom menu, by poczuli się jak w eleganckiej restauracji. Mogłem więc wybrać sobie przystawki, zupę, danie główne i desery. Do każdego z dań zamówić także napoje – ciepłe i zimne, bezalkoholowe i alkoholowe, z szampanem włącznie.

Po starcie – wystawny obiad na pokładzie

Po osiągnięciu wysokości przelotowej otrzymałem zwilżony ręcznik do odświeżenia twarzy i dłoni. Stewardesa zebrała także od pasażerów zamówienia na pierwsze napoje. Zostały podane wraz z przystawkami, które wjechały na piętrowym wózku. W tym samym czasie światło w kabinie przygasło, a na stolikach przykrytych szarymi obrusami rozstawiono małe świeczki na baterie.

Poprosiłem o wędzonego łososia oraz sałatkę z ośmiornicy i krewetek z cukinią, a także turecki jogurt i oliwki, które podano mi na porcelanie. Jednak nie mogłem doczekać się dania głównego. Początkowo miałem problem co wybrać: łososia w sosie teriyaki z japońskim ryżem i warzywami czy tagliolini z burratą i świeżą bazylią. A może zjeść jedynie zupę z selera z grzankami?

Kebab na porcelanieKebab na porcelanie / fot. Michał Cessanis

Jednak trafiłem w menu na danie, którego nie mogłem sobie odmówić. MIXED KEBAB! Tak, mogłem zamówić u szefa kuchni najprawdziwszy kebab adana (to podłużne, ręcznie mielone mięso przygotowywane na grillu drzewnym) czy kulbasti – kotlet wołowy i jeszcze szaszłyk z kurczaka. Danie podane było na porcelanie w otoczeniu grillowanych pomidorów i zielonej papryki, oraz placków pide. A wszystko tak świeże i smaczne, że do dziś zastanawiam się, jak to było możliwe w samolocie?

I jeszcze te czekoladowe lody na deser. Nie jakieś tam lody, lecz te z koziego mleka, pochodzące z regionu Kahramanmaraş, podłużne, które kroi się jak ciasto i je się przy pomocy noża i widelca. Przyznaję, że ta podniebna kolacja przy świecach zrobiła na mnie wrażenie.

Po posiłku, kiedy automatycznie zostały przyciemnione okna w kabinie i nastała noc, stewardesy posłały łóżka. Poduszki w kolorze bladego różu pokryły ciemnymi poszewkami, na materiałowo-skórzanych siedzeniach rozłożyły miękkie bawełniane podkładki i rozdały pasażerom lekkie, oddychające kołdry. Mogłem więc się umościć i zasnąć na kilka godzin.

Przed lądowaniem – śniadanie w samolocie

Na dwie godziny przed lądowaniem podano śniadanie, na które mogłem wybrać sałatkę z grillowaną ośmiornicą. Do tego dolmades – faszerowane liście winogron albo kotleciki w pomidorowym sosie, na które postawiłem i się nie zawiodłem. I jeszcze turecka herbata w tulipanowej szklance, a na deser kasztanowy parfait – słodki krem z bitą śmietaną i jadalnymi kasztanami. I tym słodkim akcentem zakończyła się podróż.

Przyznaję, że lot w klasie biznes Turkish Airlines był bardzo ciekawym doświadczeniem. Podobała mi się zarówno obsługa na pokładzie, jak i wystrój kabiny. Zadowolony jestem także z jakości cateringu. „Zabieramy turecką gościnność w przestworza” – pisze przewoźnik na swojej stronie. I coś w tym naprawdę jest.

Ile to kosztuje

Podróż w klasie biznes linią lotniczą Turkish Airlines na trasie Warszawa – Stambuł – Singapur – Stambuł – Warszawa to wydatek ok. 12,5 tys zł. Jednak w Turkishu zdarzają się promocje oraz błędy taryfowe, dzięki którym można upolować bilet w biznesie na dalekiej trasie nawet za ok. 6 tys zł. Członkowie programu lojalnościowego Miles & Smiles mogą natomiast zrobić upgrade z klasy ekonomicznej do klasy biznes za gromadzone mile.

Zrób przystanek w Stambule

Dobrą opcją podczas podróży przez Stambuł jest przystanek w tym mieście i pozostanie na noc. Turkish Airlines w ramach programu Stopover in Istanbul oferuje bezpłatny nocleg (jeden w hotelu 4-gwiazdkowym dla pasażerów klasy ekonomicznej, a dwa w hotelu 5-gwiazdkowym dla pasażerów klasy biznes). A także bezpłatne zwiedzanie miasta z przewodnikiem – wycieczki są całodniowe albo półdniowe. Szczegóły na turkishairlines.com.