Drżą poręcze, stopnie gną się pod butami, galopujący puls rozsadza skronie. Jeszcze jedne strome schody, za nimi kolejne… – Dziś mało kto wchodzi na dzwonnicę Bazyliki Mariackiej, żeby spojrzeć na Gdańsk z lotu ptaka – śmieje się rzeźbiarz Adam Wierch, przytrzymując się chybotliwej barierki. – Bo jeśli widok ma być z lotu ptaka, to lepszy będzie żuraw. Jak ten, model M3 z 1963 r.

Chłopak spogląda na drabinkę znikającą w plątaninie kratownic i dodaje: – Operator dźwigu musiał mieć nerwy ze stali! A wystarczyło wstawić łóżko i własne M3 gotowe. Tylko jak tu spać z nosem wiecznie przyklejonym do szyby? Najwyższe apartamentowce Wybrzeża nie mają takiej panoramy!

Gdańsk – co zobaczyć? Teren Stoczni Gdańskiej zmienił się w kolonię artystów

Wchodzę na szyję żurawia stojącego przy ulicy Wyposażeniowców i spoglądam oniemiały na postindustrialny pejzaż Stoczni Gdańskiej. U stóp nabrzeża Martwej Wisły kołysane wiatrem haki dźwigów, rdzawe silosy, wysłużone holowniki. Hektary surowego piękna. I historii.

– Za czasów Lecha Wałęsy stocznia była osobną metropolią – opowiada Adam. – Tysiące robotników, przedszkola, kino, bary, węzeł kolejowy, klub sportowy. Gdy upadła komuna, wjechały buldożery i zaczęły demolować kolebkę Solidarności. Wściekali się nie tylko stoczniowcy, ale i moi kumple – plastycy z Kolonii Artystów, którzy mieli swoje pracownie w zakładowej centrali telefonicznej. Organizowali happeningi, dobijali się do polityków.

– Pomogło! Wstrzymano wyburzenia, budynki wpisano do rejestru zabytków. Do urzędasów dotarło, że poprzemysłowa przestrzeń może się stać czymś na miarę nowojorskiego SoHo. Najmodniejszą dzielnicą Gdańska. Wypełnioną awangardową sztuką i architekturą. Widzisz te skorodowane bryły? – Adam wskazuje potężne budowle wybijające się z morza cegieł i stali. – Nagle się okazało, że zamiast tandetnych galerii handlowych można stawiać takie cuda.

Omiatam wzrokiem fasadę Europejskiego Centrum Solidarności. Pokryta rdzawymi liszajami symbolizuje arkusze blachy używanej do budowy kadłubów. Stojący za projektem architekci z biura Fort dali miastu ikonę współczesnego brutalizmu. A przy okazji wyręczyli szkołę, bo ich dzieło opowiada o najnowszej historii ciekawiej niż niejeden belfer. Podobnie jak bryła pobliskiego Muzeum II Wojny Światowej. Dramatycznie pochylona, jakby za chwilę miała runąć, mówi o świecie na krawędzi spychanym w piekło totalitaryzmów przez obłąkanych dyktatorów.

Wystarczy zajrzeć do nafaszerowanego multimediami wnętrza któregoś z nich, żeby przepaść na długie godziny. Drugie tyle zajmuje spacer plątaniną stoczniowych uliczek.

Gdańsk – gdzie się bawić? Zabawa pod wysokim napięciem w nowych klubach

Zapomnijcie o Rajskiej, Pańskiej czy Świętojańskiej. Tu, na przytwierdzonych do murów tabliczkach króluje arcyświecka klasa robotnicza. Wędruję ulicami Rurarzy, Niterów, Odlewników. Oczami wyobraźni widzę samych fajnych chłopaków w drelichach. Nic dziwnego, że pod ich patronatem wyrosło radosne miasto alternatywne. Dosłownie!

Wchodzę na ulicę Elektryków i nóżka sama zaczyna podrygiwać. Bez obaw, nie dlatego, że poraził mnie prąd. Oto przede mną jaskrawy neon „Disko”, a obok didżej serwujący roztańczonemu towarzystwu energetyczne bity. Na drzewach girlandy żarówek, pod murami wygodne kanapy. Fioletowe światło rzuca refleksy na ceglane mury ozdobione street artem (słynne „brzydkie ludziki” Krika Konga, które stały się rozpoznawalną stoczniową marką).

A jeśli komuś nie leży stylistyka electro? Żaden problem. Tuż obok znajdzie zacny przybytek rockowego undergroundu – klub B90 (ulokowany w poprzemysłowej hali). Gdy cichnie muzyka, imprezowicze biorą kurs na leżącą po sąsiedzku 100cznię. Miejsce ze społecznym zacięciem i świetną kuchnią. Łatwo je znaleźć, bo przypomina ogromne kolorowe klocki.

Gdańsk – co zjeść? Przestrzeń do spotkań w Stoczni i na Wyspie Spichrzów

Jeszcze niedawno cuchnęły smarem i naftą, dziś pachną krewetkami z grilla, humusem i indyjskim chlebem z glinianego pieca. Kontenery cargo. Ustawione jeden na drugim kryją bistra serwujące znakomitości trójmiejskiego street foodu – od truflowych makaronów po ognistą kuchnię Meksyku. Obok rozciągają się sztuczna plaża, warzywniak, bazar vintage. Głodni słowa znajdą tu bibliotekę, miejscy aktywiści – przestrzeń do spotkań. Wszystko w ramach ekostrefy – z grządkami truskawek na stolikach i zbiornikami małej retencji.

Więcej o atrakcjach Gdańska przeczytacie w magazynie "Traveler" nr 4/22!