Gdy przed godziną dziesiątą wyruszam na szlak, na wierzchołku skrzy się śnieg. Skończył się już sezon wspinaczkowy. Przez najbliższe kilka godzin, aż do piątej bazy, nie zobaczę ani żywej duszy. Startuję z chramu Kitaguchi Hongu Fuji Sengen Jinja, głównej szintoistycznej świątyni na północnej stronie góry, w miasteczku Fujiyoshida. Przed wyjściem proszę tutejsze bóstwa o opiekę. Tak samo, jak wędrowcy, którzy przez setki lat zdobywali ten najwyższy japoński szczyt, zaczynając wspinaczkę właśnie tutaj. U jej podnóża, a nie jak większość dziś – z nowej, piątej bazy, skracając sobie drogę o połowę.

Fudżi – święta góra Japończyków

Tym, co łączy przeszłość i teraźniejszość, jest cel wspinaczki. Wciąż bowiem dla wielu nie jest to tylko górska wyprawa, lecz pielgrzymka. Fudżi jest dla Japończyków świętą górą. Dawniej większość wchodzących na wulkan stanowili wyznawcy synkretycznego kultu Fuji-kō. Traktowali oni wspinaczkę jako religijną praktykę pozwalającą na oczyszczenie ciała i umysłu. Oni też wprowadzili zwyczaj dzielenia marszu na 10 etapów, na których z biegiem czasu powstawały stacje i schroniska.

Zostawiam za sobą odgłosy miasta, śmiech przedszkolaków, którzy przyszli do chramu na spacer i ryk silników ciężarówek. Znikam w gęstym, zielonym lesie. Niedaleko stąd, nieco na zachód, rozciąga się Aokigahara – najbardziej znany w Japonii las samobójców nazywany też Jukai, czyli Morzem Drzew.

Maszeruję bez pośpiechu. Ścieżka, którą się wspinam, jest kręta i nazywa się Yoshida; to najstarsza z czterech dróg, które prowadzą na szczyt. W zależności od miejsca wymarszu pokonać trzeba od 1376 do 2336 m różnicy poziomów, a wejście zajmuje od 4,5 do 10 godz.

Góra Fudżi, zdjęcie z 1910 roku / fot. Hulton Archive/Getty Images

Mijam murowane zabudowania nowej, piątej bazy. To właśnie stąd w sezonie wspinaczkowym, który trwa od początku lipca do początku września, widać tu niekończący się ludzki potok. Szacuje się, że co roku dociera tu ok. 300 tys. osób. Niektórzy poprzestają na zrobieniu zdjęcia i zakupie pamiątek, większość jednak rusza w stronę szczytu. Po sezonie gości jest znacznie mniej.

Zatrzymuję się nieco wyżej, w chacie prowadzonej przez pana Sato. Składa się na nią kilka połączonych ze sobą bocznymi ścianami drewnianych budynków krytych blaszanym dachem. – Ta chata założona w 1878 r. nie jest aż tak stara – tłumaczy właściciel. – Wyżej są nawet 300-letnie. Ale tylko u nas możemy przyjmować gości przez cały rok.

Około godz. 18 zapadają ciemności. Daleko w dole ukazuje się oświetlone latarniami i neonami miasteczko Fujiyoshida. Pobyt w schronisku to doskonała okazja, by coś zjeść, rozgrzać się i nabrać sił przed dalszą wędrówką. Jem pożywną zupę pana Sato, potem idę spać.

Jak wejść na Fudżi?

Tuż po drugiej rano wyruszam na szlak. Przede mną, w rozjaśnianym przez księżycową łunę i blask gwiazd powietrzu, czerni się stożek Fudżi. Szlak prowadzi przez wulkaniczny tuf i żwir. Stopy grzęzną i zapadają się. Krok za krokiem posuwam się do przodu. Po trzech kwadransach mijam zamkniętą chatę przy szóstej bazie, a po kolejnych 45 minutach docieram do siódmej.

Jestem na wysokości 2700 m n.p.m. W sezonie mógłbym odpocząć w tutejszym schronisku Hana-goya, ale teraz jest ono nieczynne. Chowam się tylko za jego ścianami, by wyrównać oddech i schronić się przed lodowatym, porywistym wiatrem. Jest naprawdę zimno. Temperatura na szczycie spadła do minus 10 st. C.

Wkrótce wulkaniczny żwir zastępuje twarda skała. Marsz powinien się stać łatwiejszy, ale ruchome kamienie wymagają jeszcze większej ostrożności i uwagi, a światło latarki rozświetla tylko małą przestrzeń przede mną. Tu i ówdzie, niczym świetliki, migoczą światełka pojedynczych wspinaczy.

Niecałą godzinę później na wysokości 2900 m n.p.m. przechodzę przez pierwszą bramę torii, która oddziela krainę ludzi od tej, która pozostaje we władaniu kami – bóstw, wiem, że jestem już na ich terenie. Niebo jaśnieje i mogę wyłączyć latarkę. Zbliża się pora wschodu słońca. 300 m wyżej, przed szóstą rano, znad dywanu chmur wznosi się świetlisty okrąg. Stoję i patrzę jak oczarowany.

Jak wysoka jest góra Fudżi? 

Do szczytu pozostało mi jeszcze około 500 m, gdy na zboczu pojawiają się jęzory śniegu. Te ostatnie metry to walka z własnymi słabościami, rozrzedzonym powietrzem, bezdechem i przeszywającym zimnem. Wreszcie około 7:30 staję na górze. Przede mną rozpościera się zagłębienie krateru. Nieco dalej napis wykuty na kamiennym słupku informuje, że jestem na wysokości 3776 m n.p.m. W Japonii już wyżej się nie da.

Obchodzę krater dookoła, pamiętając, że to wciąż czynny wulkan. Ostatnia erupcja miała wprawdzie miejsce na przełomie 1707 i 1708 r., ale od pewnego czasu pojawiają się głosy, iż rośnie prawdopodobieństwo kolejnej. Artykuły w prasie od czasu do czasu przypominają, że po wybuchu sprzed 300 lat wydobywający się z krateru pył całkiem przesłonił niebo nad Tokio; na wiele dni zapanowała wulkaniczna noc.

Zanim zacznę schodzić, Fudżi szykuje mi jeszcze jedną niespodziankę. Wiatr rozwiewa mgły i sponad chmur wyrastają szczyty Alp Japońskich, a nad moją głową rozlewa się nieskazitelny błękit. Zejście jest znacznie szybsze niż wejście. W dół prowadzi pełna zygzaków ścieżka, równoległa do tej wiodącej na szczyt. Dotarłszy w okolice siódmej stacji, znów zanurzam się w miękkim tufie. Poruszam się w nim, wykonując długie susy. Po drodze znów otacza mnie mleczny obłok i przez dwie godziny maszeruję w nim, nie widząc nic wokół. Czas przestaje płynąć.

Nagle czuję zapach smażonego makaronu i zza gęstej mgły wyrastają ściany budynków piątej stacji. Tutaj kończę swoją wędrówkę. Stare japońskie przysłowie rozpowszechnione w okresie Edo (1603–1868) mówi: „Kto nie wspiął się na górę Fudżi ani razu, jest głupcem, podobnie jak ten, kto uczynił to dwa razy”. Popijając gorącą herbatę w schronisku, wiem już, że nie zważając na te słowa, ja spróbuję ponownie.

Fudżi – informacje praktyczne

  • Jak dojechać? Z Tokio do nowej, 5. stacji Fudżi dojedziemy autobusem (ok. 90 zł) lub samochodem. Prowadząca tam droga Subaru Line jest płatna. 
  • Najlepszy sezon wspinaczkowy to lipiec i sierpień. U stóp góry od strony północnej, na wysokości 1000 m n.p.m. – na terenie prefektury Yamanashi – leży Pięć Jezior Fudżi: Kawaguchi, Yamanaka, Sai, Motosu oraz Shōji.
  • Na Fudżi prowadzi kilka szlaków. Wybierając np. trekking szlakiem Yoshida nie trzeba mieć szczególnych umiejętności. Jego początek jest dość płaski, a na trudniejszych, bardziej skalistych odcinkach pomagają łańcuchy.

Fascynuje cię Kraj Kwitnącej Wiśni? Najbardziej intrygujące ciekawostki o Japonii opisujemy tutaj. 

Tekst ukazał się na łamach magazynu „National Geographic Traveler Extra – Japonia plus Korea Południowa. 20 podróży życia” (nr 01/2021).