Jedno z angolskich powiedzeń mówi: „Najpierw Bóg stworzył Angolę, a potem przyszedł diabeł i stworzył Luandę”. Bo stołeczna Luanda jest zachłanna. Już po jej ukształtowaniu widać, że miasto chce zagarnąć dla siebie jak najwięcej. Wysunięty w ocean cypel Ilha de Luanda wygląda jak ramię zawłaszczające wszystko, co znajduje się w wodzie. Nocą̨ w czarnym lustrze zatoki odbijają̨ się światła miasta, przez co miejscowi nazywają̨ je pieszczotliwie i zdrobniale „Lua” (księżyc). Za dnia liczne kawiarnie i restauracje z wyjściem na plażę i widokiem na ocean zapełnione są tymi, których land rovery, chevrolety i toyoty mijają̨ się w mieście z zardzewiałymi rowerami biedoty. 

Kraj Boga, miasto diabła

W 1963 r. biały pisarz José Vieira Mateus da Graça nazywał miasto miejscowym językiem kimbundu „Luuanda”. Podkreślił tym znaczenie prawowitych właścicieli tej ziemi, uboższej warstwy ludności zamieszkującej slumsy zwane musseques. Z miłości do miasta przybrał imię Luandino. Bo w Luandzie można się zakochać́, pomimo tłoku, mimo ruchu ulicznego przypominającego rozedrgane atomy w komórkach. Bo Luanda to miasto tkanka, które pulsuje i pakuje w siebie wciąż̇ nowe budynki, jeszcze więcej aut, jeszcze więcej zagranicznych firm, jak witaminy, które pozwolą mu jeszcze bardziej wzrosnąć́. 

Najlepiej przyjechać tu w czasie karnawału. Trzy dni przed Środą Popielcową to apogeum angolskiej muzyki i tańca, mieszanki tradycji z nowoczesnością̨, podczas którego Luanda zdaje się żyć kilka razy szybciej niż zazwyczaj. Chociaż̇ nawet zwykły dzień pokazuje, że Angola i Luanda próbują nadgonić czas zgubiony podczas wojny domowej w tempie bardzo przyspieszonym. 

Rybacy z miasteczka Cabo Ledo. fot. John Seaton Callahan

Ilha de Luanda doczekała się własnego, hucznego święta, obchodzonego w drugi piątek listopada ku czci boga wód i opiekuna rybaków – Kiandy. Gdy staniemy pośrodku półwyspu Luanda, ocean znajdzie się z trzech stron i jedyną możliwą drogą będzie wejście do miasta. A tu wita nas Fort São Miguel usytuowany na wzniesieniu, z którego widać i zatokę, i slumsy po lewej, i nowoczesne miasto o szklanych wieżowcach po prawej. XVI-wieczną twierdzę o nierównomiernym kształcie przypominającym kopniętą wieloramienną gwiazdę wybudowano nie bez trudu na błotnistym, grząskim i mulistym podłożu. Portugalscy kolonizatorzy regularnie wzmacniali i pogrubiali mury, rozkładając ciężar kolosa tak, by nie rozpłynął się w glinie. Końcową formę fort przybrał dopiero u schyłku XVIII w. Dziś jest jedną z większych atrakcji miasta, również dlatego, że po odzyskaniu niepodległości w 1975 r. zaczęto składować tu pomniki zdobywców i królów portugalskich z całego kraju. 

Trudna historia

W jednym z wywiadów wybitny angolski artysta Kiluanji Kia Henda mówił, że odkąd pamięta, zastanawiano się, co zrobić z kolonialnymi pomnikami. Sam sfotografował je tak: na pierwszym zdjęciu monument portugalskiego gubernatora Pedra Alexandrina da Cunhy, pod którym siedzą wyłącznie biali panowie. Na drugim pusty cokół, na trzecim żywy czarny Angolczyk stojący na monumencie, a pod nim kilkoro jego przyjaciół. Fort São Miguel jest więc dziś swoistym muzeum duchów Portugalczyków oraz ich kultury

Taniec na ulicy. Angolskie nastolatki z prowincji Namibe. fot. Eric Lafforgue/Art In All Of Us/Corbis via Getty Images

Być może dlatego przed wejściem do fortu, dziś Narodowe Muzeum Historii Militarnej, ustawiono pomnik miejscowej królowej Rainhy Nzingi. W XVII w. zamiast walki o własne terytorium prowadziła z kolonizatorami pacyfistyczny dialog. Podobno portugalscy gubernatorzy i wojskowi nie byli w stanie oprzeć się jej olśniewającej urodzie, a ona, obiecując im spełnienie seksualnych fantazji, eliminowała przeciwników. W języku kimbundu jej imię wymawia się N’Gola, od tego słowa wzięła się nazwa Angola.

Arteria 4 de Fevreiro prowadzi do serca stolicy, której tętno może przyprawić o zawrót głowy. Mówi się tutaj, że jeszcze do niedawna szczytem marzeń wielu Angolczyków było zdobycie własnego roweru i radia na baterie. Ponad 20-letnia wojna domowa (1976–2002) zabrała dosłownie wszystko, dając w zamian żałobę po stracie bliskich, miny i podział społeczny na zwolenników komunistycznego ustroju i jego przeciwników. Teraz synonimem jako takiego statusu społecznego jest posiadanie telefonu komórkowego. Ale nie jednego. Powyżej trzech robi się poważnie. 

Hałaśliwa stolica

Na ulicach Luandy mieszają się języki: portugalski z Europy, portugalski z Brazylii, portugalski afrykański, miejscowe kimbundu, umbundu, lingala, mandaryński Chińczyków, arabszczyzna Libańczyków oraz wszelkie odmiany angielskiego – mlaskający amerykański, poważny brytyjski i południowoafrykański z naleciałościami holenderskimi. Diamenty, złoto, gaz, a przede wszystkim ropa naftowa przyciągają do Angoli tysiące firm zajmujących się produkcją paliw. Oraz Portugalczyków, którzy przyciśnięci kryzysem we własnym kraju nie mają oporów, by szukać szczęścia i pieniędzy w swojej byłej kolonii. Ich napływ angolskie gazety nazywały swego czasu eksodusem. 

Ulica jest tu największym i najpopularniejszym bazarem. W cieniu wieżowców młodzi chłopcy oferują na chodnikach papierosy, baterie, perfumy, prażoną i gotowaną kukurydzę, orzeszki, kłódki, grzebienie, buty, koszule, paski, radia. Pomiędzy kobietami wychodzącymi z luksusowych butików z torbami zakupów lawirują młode dziewczyny z pomarańczami, jabłkami, cytrynami, papajami, winogronami, marakujami. A kiedy dojdzie do tego jeszcze karnawał, z którego władze stolicy chcą zrobić najważniejszą i największą imprezę tego typu w Afryce, cała Luanda zdaje się skakać w rytmie bębnów wychodzącym poza skalę ciśnieniomierza. 

Ale Luanda to jedynie hałaśliwa kropla w morzu wspaniałej angolskiej przyrody. 

Angola – Podróż na karnawał plaż

Chociaż ścieżki pocięte są jeszcze śladami po minach, przewodnicy wiedzą, którędy prowadzić turystów, żeby nie narażać ich na niebezpieczeństwo. Na początek udajmy się ok. 70 km na południe, do Parku Narodowego Kissama. 12 tys. km2 sawanny przetykanej baobabami jest domem dla słoni, lwów, antylop, zebr, gnu, żyraf, żółwi morskich, krokodyli i bawołów wodnych. Podczas wojny domowej z powodu panującego w kraju głodu niemal wszystkie zwierzęta zostały wybite. Dzięki wielu gatunkom sprowadzonym z RPA i Botswany po 2002 r. nastąpiła stopniowa restauracja parku. Nie można mówić jeszcze o tłumie przemierzającym zarośla, ale miłośnicy dzikiej przyrody nie powinni być rozczarowani. 

Plaże na angolskim wybrzeżu uchodzą za jedne za najpiękniejszych w Afryce. fot. Artur Carvalho

Nieopodal przepływa rzeka Kwanza będąca niegdyś świadkiem wywozu niewolników. Dziś gości na szczęście tylko krokodyle. Jadąc na wschód, dotrzemy do wodospadu Kalandula, który wynurza się znienacka z gęstego zielonego buszu, wcześniej zapowiadając się jedynie szumem rzeki Lucala. Miejscowi lubią go, bo – jak mówią – wraz z hałasem spadającej wody przestają słyszeć własne myśli. Z wyglądu przypomina nieco Niagarę, ale bije ją na głowę rozmiarami. Ma 105 m wysokości i ponad 400 szerokości. Również w tej okolicy, w prowincji Malanje, znajdują się dziwne formacje czarnych skał Pedras Negras, wyrastające nagle z płaskiego terenu. Przypominają zachodzące na siebie babki z piasku o zaokrąglonych głowach, które zwisają nad niewielkimi kapliczkami lub chatami tubylców. Na jednej ze skał widnieje poziomy odcisk stopy Rainhy Nzingi, która wywodziła się z tych właśnie terenów. 

W drodze powrotnej do Luandy możemy natknąć się na zgoła odmienny krajobraz. Na przestrzeni kilku kilometrów ziemia nagle usuwa się i odkrywa przed nami swą warstwową budowę, poczynając od czerwonej gleby, przez rdzawą, siną, piaskową, aż po chłodny odcień siwej skały. Nie bez kozery obszar ten nazywany jest Miradouro da Lua, Widokiem Księżycowym

Senna Benguela

Droga na południe z Luandy do Bengueli to nieustający ponad 500-kilometrowy karnawał przepięknych plaż, z których trudno wybrać jedną na postój. W noweli „Jeszcze dzień życia” Ryszard Kapuściński tak pisał o Bengueli opuszczonej przez Portugalczyków w połowie lat 70.: Senne, prawie wyludnione miasto drzemiące w cieniu akacjowców, palm i kipersoli. Willowe dzielnice puste, domy zamknięte, zatopione w kwiatach. Nieopisany luksus kwaterunkowy, nadmetraże takie, że kręci się w głowie, przed furtkami, na ulicy porzucone samochody, chevrolety, alfa romeo, jaguary, chyba sprawne, choć nikt nie próbuje nimi jeździć.

Do dziś niewiele się zmieniło. Wciąż jest sennie, mimo że miasto zdążyło z powrotem zapełnić się ludźmi. Postkolonialne budynki znów mają swoich mieszkańców, którzy nie spieszą się tak jak luandczycy. Potrafią przesiedzieć kilka godzin nad filiżanką kawy, wpatrując się w ocean i rozmawiając bez końca. 

Jeśli komuś jednak za spokojnie, musi udać się na południe, w okolice miejscowości Lubango, nad którą czuwa monument Chrystusa. Wijąca się serpentynami droga pasma górskiego Leba zamiast na szpiczasty szczyt prowadzi do równego tarasu, z którego rozciąga się widok na wypełnioną obfitą zielenią dolinę. Idąc po nim, trzeba jednak uważać – ponad 1200-metrowa przepaść pojawia się zupełnie niespodziewanie. Tundavala to rozpadlina między skałami, która w ostatnich latach stała się ulubionym miejscem wspinaczy z całego świata. Swoimi ostrymi, poszarpanymi ścianami pięknie kontrastuje z łagodnym krajobrazem otoczenia. Ale kontrasty to akurat w Angoli normalka

Capoeira w prowincji Banguela. fot. Eric Lafforgue/Art In All Of Us/Corbis via Getty Images

Angola i Luanda – 3 rzeczy, które musisz zobaczyć

  1. Kościół São Salvador do Congo – zbudowany w 1488 r. jest najstarszym kościołem katolickim w Afryce (nie licząc tych w Etiopii). Świątynia znajduje się w mieście M’banza-Kongo w północno-zachodniej Angoli. 
  2. Ilha do Mussulo – Mała wyspa z piaszczystą plażą i lazurowym oceanem. Poza plażowaniem warto odwiedzić tradycyjną wioskę wewnątrz wyspy.
  3. Cmentarzysko statków Praia do Sarico – ponad 20 wraków przeniesionych tu z portu w stolicy Angoli. Miejsce to znane jest również jako Praia do Karl Marx, na cześć największego z osiadłych tu statków.

Angola – Jak dojechać

■ Do Luandy można dolecieć z Polski z jedną przesiadką Lufthansą, Swiss Air lub Tap Air Portugal. Podróż trwa ok. 12 godzin. Za bilety w dwie strony zapłacimy od 4 do 6 tys. zł. 

Wiele dróg po długoletniej wojnie domowej uległo zniszczeniu. Dlatego też siatka połączeń autobusowych jest jeszcze słabo rozwinięta, a autobusy są okropnie przepełnione.

■ W Luandzie można zarezerwować podróż prywatnym autobusem. Po mieście zaś jeżdżą biało-niebieskie busy nazywane candongueiro.
Funkcjonują też trzy linie kolejowe, którymi można się dostać wgłąb kontynentu. 

■ Na dłuższych dystansach warto poruszać się samolotami lub statkami.

Angola – Informacje praktyczne

■ Do Angoli najlepiej wybrać się w naszych miesiącach letnich. Temperatura w tym kraju spada wówczas do 18–20ºC. Od lutego do maja oddychanie w Angoli przypomina wdychanie pary w saunie. 

Wiza jest wymagana. Wizę na pobyt krótkoterminowy w Angoli w celach turystycznych można otrzymać również na lotnisku w Luandzie. W tym celu, przed planowaną podróżą, należy wypełnić wniosek o przyznanie wizy na stronie internetowej Urzędu ds. Migracji i Cudzoziemców Republiki Angoli  (http://www.smevisa.gov.ao/), a po otrzymaniu „wstępnej autoryzacji wjazdu”, uzyskać wizę na lotnisku w Luandzie. Wiza kosztuje 120 USD.

■ Angola jest jednym z najdroższych państw świata. Sieć hosteli na razie nie jest rozwinięta, ale można skorzystać z ofert biur podróży, które oferują noclegi ze zwiedzaniem miejsc najbardziej popularnych. Noc w 3-gwiazdkowym hotelu w Luandzie to koszt ok. 250 USD. 

Angolska kuchnia sporo zaczerpnęła z portugalskiej; bardzo popularny jest tu kurczak grillowany w ostrej papryczce piri-piri, pieprzu, chili i skrapiany sokiem z limonki lub cytryny.

■ Warto spróbować calulu, czyli suszonej ryby podawanej z okrą, pomidorami, cebulą, słodkimi ziemniakami duszonymi w oleju palmowym, czosnku i liściach gimboa, które przypominają szpinak.

■ Odważniejsi powinni spróbować catatos, czyli grillowanej gąsienicy z czosnkiem podawanej zazwyczaj z ryżem lub chikuangą, chlebem wyrabianym z maniokowej mąki i serwowanym w liściach bananowca.

■ Na deser warto wybrać cocada amarela, czyli pudding z wiórków kokosowych, cukru, żółtek jaj i cynamonu, lub suszone owoce baobabu – mukua, z których powstają lody.

Angola słynie z rękodzieła. Popularna wśród turystów jest biżuteria w postaci plecionych rzemyków z nanizanymi kolorowymi koralikami: naszyjniki, bransolety, kolczyki.

■ Warte uwagi są rzeźby, naczynia, ręcznie tkane obrusy, zasłony, narzuty z oryginalnymi regionalnymi tradycyjnymi wzorami.

Malownicze krajobrazy północnej Angoli. fot. Olivier Polet/Corbis/Getty Images

Angola – Bezpieczeństwo

Nie należy zapominać, że Angola przeżywa poważny kryzys humanitarny, który jest wynikiem przedłużającej się wojny i ruchów separatystycznych w esklawie Kabinda. Susza w 2016 roku spowodowała największy kryzys żywnościowy w Afryce Południowej od 25 lat, dotykając 1,4 miliona ludzi w siedmiu z 18 prowincji Angoli. Ceny żywności wzrosły, a wskaźniki poważnego niedożywienia dotknęły prawie 100 tys. dzieci.

Ministerstwo Spraw Zagranicznych odradza podróże, które nie są konieczne do prowincji Kabinda (wyłączając stolicę prowincji – Kabinda), w szczególności na tereny bezpośrednio graniczące z Republiką Konga i Demokratyczną Republiką Konga. Operują tam uzbrojone grupy separatystyczne i dochodzić może do napadów.

MSZ odradza również podróże, które nie są konieczne do prowincji Lunda Norte i Lunda Sul, w których wydobywane są diamenty, gdzie władze miejscowe mogą wprowadzać czasowe restrykcje w poruszaniu się.

W Luandzie, w tym zwłaszcza w pobliżu banków i bankomatów, hoteli, restauracji i dyskotek oraz na plażach i głównych szlakach komunikacyjnych, może dochodzić do kradzieży i napadów rabunkowych z bronią w ręku. Odradza się noszenie przy sobie dużych sum pieniędzy, biżuterii, laptopów oraz innych drogocennych przedmiotów. Należy unikać spacerów po zmroku, a podróżując samochodem, zaleca się zamykanie okien i blokowanie drzwi.

Poważnym niebezpieczeństwem w głębi kraju są miny – pozostałość z okresu działań wojennych. Nie wolno zbaczać z regularnie uczęszczanych dróg. Nie wszystkie pola minowe są wyraźnie oznaczone (warto zasięgnąć opinii mieszkańców).