Reklama

Trasę o długości 227,5 km Rutkowski pokonał w rekordowym czasie 8 godzin i 28 minut, pędząc w niektórych momentach z prędkością nawet 55 kilometrów na godzinę. Na metę w Surf Stolicy, we Władysławowie Rutkowski dotarł o 15:28. Czekały na niego tłumy.

Mordercze kulisy rekordowej wyprawy

„Po godzinie wyłączył mi się układ nerwowy. Były takie momenty, że nie wiedziałem gdzie mam płynąć. Widzisz gorzej, odczuwasz gorzej. Musisz się zmuszać, żeby pić. Fale z trzech stron. Musisz się zmuszać, żeby jeść. Zaczęły mnie łapać kurcze w rękach. Było dwa razy ciężej, niż myślałem. Jak zobaczyłem Rozewie, to się popłakałem” – opowiadał po dopłynięciu na metę Maciek Rutkowski.

Maciek Rutkowski po dotarciu na metę we Władysławowie. Fot. Misja Bałtyk | Krzysiek Jędrzejak - Baltic Surf Scapes
Maciek Rutkowski po dotarciu na metę we Władysławowie. Fot. Misja Bałtyk | Krzysiek Jędrzejak - Baltic Surf Scapes

Jak tłumaczy w rozmowie z National Geographic, utrzymanie najwyższego poziomu uwagi po pewnym czasie staje się dla organizmu ogromnym wyzwaniem. Windsurfing to sport techniczny, wymagający umiejętności i koordynacji, które w tym przypadku trzeba było zachować przez ponad 8 godzin.

Zwykle wyścigi, w których bierze udział Maciek Rutkowski trwają kilka minut. Stuprocentowa mobilizacja układu nerwowego była jednym z największych wyzwań. „Jak ucieka skupienie, to leżymy” – kwituje.

Gdyby wiatr wiał trochę mocniej….

„Stanie w miejscu bez wiatru przez pierwsze dwie godziny nie było optymalne dla czasu rekordu, ale po tym piekle, które zobaczyłem i przeżyłem tam na środku, po moim mózgu odmawiającym współpracy, po 7 glebach i bólu jakiego nigdy nie czułem jestem naprawdę szczęśliwy, że udało mi się ukończyć to wyzwanie!” – pisał Rutkowski w mediach społecznościowych po powrocie.

Gdyby nie brak dostatecznie silnego wiatru na samym początku próby, Rutkowski, jak sam szacuje, mógłby pokonać Bałtyk nawet w 6,5 godziny. Jednym z kluczowych czynników przy wyborze terminu była właśnie pogoda. Jak opowiada windsurfer, wiatry muszą być dostatecznie silne i koniecznie zachodnie. Najlepsze warunki zaczynają się jesienią, ale trzeba się „wstrzelić” także w odpowiednio długi dzień.

Koordynacja wszystkich czynników była wielkim wyzwaniem. W pokonaniu Bałtyku pomagali m.in. ratownicy, fizjoterapeuci, ekipa filmowa, partnerzy zapewniający sprzęt.

Rekord Maćka Rutkowskiego wymagał koordynacji wielu ekip - ratoników, filmowców, fizjoterapeutów. Fot. Misja Bałtyk | Krzysiek Jędrzejak - Baltic Surf Scapes
Rekord Maćka Rutkowskiego wymagał koordynacji wielu ekip - ratowników, filmowców, fizjoterapeutów. Fot. Misja Bałtyk | Krzysiek Jędrzejak - Baltic Surf Scapes

Trzymetrowe fale i zakłócenia sygnału

Rutkowski wystartował punktualnie o 7 rano z Sandhamn na południu Szwecji, w asyście dwóch łodzi motorowych z ratownikami i ekipą wideo, która transmitowała przebieg morderczej trasy na żywo. Nie obyło się bez przygód. Polak mierzył się z falami sięgającymi 3 metrów i wiatrem dochodzącym w porywach do blisko 60 km na godzinę. Miał po drodze 7 wywrotek.

„Zrobiło się tak mokro na łódce, że telefon sam wysyła wiadomości, nagrywa filmiki i fotki. (...) Maciek daje radę. Kilka wywrotek spowodowanych było trudnymi warunkami. Są momenty, że nie widzimy drugiej motorówki, bo chowa się między falami” – informowała na bieżąco ekipa ratunkowa na łodzi asekurującej.

Maciek Rutkowski to mistrz świata i wielokrotny mistrz Polski w windsurfingu. Fot. Misja Bałtyk | Krzysiek Jędrzejak - Baltic Surf Scapes
Maciek Rutkowski to mistrz świata i wielokrotny mistrz Polski w windsurfingu. Fot. Misja Bałtyk | Krzysiek Jędrzejak - Baltic Surf Scapes

Nie tylko sport – charytatywny cel wyprawy Maćka Rutkowskiego

Maciek Rutkowski płynął nie tylko z myślą o rekordzie. W trakcie trasy odbywała się zbiórka na pomoc chorej Malwince – córce Bartka Marszałka, jedynego Polaka startującego w Mistrzostwach Świata Formuły 1 na wodzie. W chwili dotarcia Maćka na metę widzowie wpłacili blisko 70 tysięcy złotych. Łącznie zebrano ponad 120 tysięcy złotych.

Spalone przez Maćka Rutkowskiego kilokalorie zostały pomnożone przez trzy – i taką sumę sam dorzucił do zbiórki.

Nasza autorka

Magdalena Rudzka

Dziennikarka „National Geographic Traveler" i „Kaleidoscope". Przez wiele lat również fotoedytorka w agencjach fotograficznych i magazynach. W National-Geographic.pl pisze przede wszystkim o przyrodzie. Lubi podróże po nieoczywistych miejscach, mięso i wino.
Reklama
Reklama
Reklama