Elżbieta Dzikowska pokazała Polakom, jak wielki i wspaniały jest świat. I nadal to robi!
Elżbieta Dzikowska, pasjonatka poznawania miejsc odległych i niepoznanych, swoją pracą otworzyła Polakom okno na świat. Wraz ze swoim życiowym partnerem wyprodukowała ponad 300 odcinków kultowego programu telewizyjnego „Pieprz i wanilia”, który przez lata ściągał przed ekrany całe rodziny. Poniżej przybliżamy sylwetkę znanej podróżniczki, która zabierała rodaków w miejsca odległe, niedostępne, a nierzadko także dzikie.

Spis treści:
- Kobieta wielu talentów z pasją do podróżowania
- Młodość Elżbiety Dzikowskiej
- Na podbój Ameryki Łacińskiej
- Fenomen, o którym Polacy pamiętają do dziś
- Jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa
W Polsce Ludowej nie wszyscy mogli uzyskać paszport, a wyjazdy zagraniczne, szczególnie w kierunku zachodnim, wymagały spełnienia szeregu warunków i przejścia długotrwałych, skomplikowanych procedur. Większość Polaków mogła jedynie marzyć o podróżach. Dla nich, źródłem informacji o świecie była telewizja. Dość marnym źródłem, biorąc pod uwagę ówczesną ramówkę, przesiąkniętą cenzurą i propagandą. Dopiero w 1982 roku, gdy rozpoczęła się emisja oryginalnego programu „Pieprz i wanilia”, Polska zyskała wgląd w miejsca, które wcześniej można było poznać tylko dzięki książkom.
Kobieta wielu talentów z pasją do podróżowania
Kim jest Elżbieta Dzikowska? Aż chciałoby się rzec: „kobietą orkiestrą”. Historyczka sztuki, sinolożka, podróżniczka, operatorka filmowa, montażystka i reżyserka, autorka książek, audycji radiowych i programów telewizyjnych, publicystka i reportażystka, autorka wystaw sztuki współczesnej – najprawdopodobniej to jeszcze nie wszystkie funkcje, jakie dotychczas zapisała na swoim koncie.
Wielokrotnie odznaczana, nagradzana i wyróżniana, pozostaje jedną z najbardziej znanych podróżniczek. Zapisała się w świadomości nie tylko Polaków. Jej nazwisko jest znane w wielu krajach, a przykładem niech będzie choćby Peru, gdzie zainicjowała budowę pomnika Ernesta Malinowskiego, budowniczego najwyżej położonej kolei na świecie (do 2006 roku).
Większość zapewne kojarzy ją ze zrealizowanych dla Telewizji Polskiej filmów dokumentalnych z cyklu „Pieprz i wanilia”. Nic dziwnego. W ciągu 16 lat emisji, powstało ponad 300 odcinków słynnego programu, w których Dzikowska wraz ze swoją drugą połową – Tonym Halikiem – relacjonowała wyprawy do miejsc na wszystkich kontynentach.
Młodość Elżbiety Dzikowskiej
Elżbieta Dzikowska, a właściwie Józefa Elżbieta Górska, urodziła się 19 marca 1937 roku w Międzyrzecu Podlaskim. Jej ojciec był łącznikiem Armii Krajowej. Ujęty przez okupanta, został osadzony na zamku w Lublinie i skazany na karę śmierci. Zginął w 1944 roku, trafiony niemieckimi kulami podczas próby ucieczki, którą podjął dzień przed wyznaczoną datą egzekucji. Matka młodej Elżbiety zajmowała się prowadzeniem herbaciarni z wyszynkiem.
Kręta droga do wykształcenia
Od zawsze była głodna wiedzy. W ciągu jednego roku zaliczyła trzecią i czwartą klasę. Dzięki temu, studia mogła rozpocząć jako szesnastolatka, ale zanim to nastąpiło, pół roku spędziła w tym samym więzieniu, w którym zginął jej ojciec. Dlaczego tak młoda kobieta trafiła do słynącego z ciężkich warunków więzienia? Piętnastoletnia Elżbieta działała w szeregach konspiracyjnego, antykomunistycznego Związku Ewolucjonistów Wolności.
Interesowała ją historia sztuki, archeologia i dziennikarstwo, więc po maturze, którą po odzyskaniu wolności zdała w gimnazjum w rodzinnym Międzyrzecu, zamarzyła o podjęciu nauki w jednej z tych dziedzin. Jednak mimo wysokiej średniej na świadectwie, nie mogła podjąć studiów w żadnym z tych kierunków. Finalnie stanęło na sinologii.
W pierwszym podejściu, jej wniosek o dopuszczenie do egzaminu został odrzucony. Okazało się bowiem, że nabór na studia w tym kierunku odbywał się co drugi rok, a finalnie w poczet studentów i tak przyjmowano jedynie kilku absolwentów. Na szczęście gremium odwoławcze przychyliło się do jej prośby. Do egzaminu przystąpiła w terminie jesiennym. Po uzyskaniu pozytywnego wyniku, znalazła się na liście studentów Instytutu Orientalistyki Uniwersytetu Warszawskiego.
Na podbój Ameryki Łacińskiej
Pierwszą daleką podróż odbyła w 1957 roku (w tym samym, w którym poślubiła Andrzeja Dzikowskiego, studenta polonistyki i przyszłego dziennikarza), kiedy udała się do Chin. O paszport starała się już po trzecim roku nauki, ale spotkała się z odmową.
Jako świeżo upieczona sinolożka, nie mogła znaleźć pracy w zawodzie. Zatrudniła się w Bibliotece Uniwersyteckiej, ale nie było to zajęcie, które sobie wymarzyła. Postanowiła wówczas zdobyć dyplom historyka sztuki, ale w tym samym roku, w którym podjęła tę decyzję, otrzymała propozycję pracy w redakcji miesięcznika „Chiny”. Zgodziła się, z zastrzeżeniem, że pracodawca umożliwi jej podjęcie dalszej nauki w trybie dziennym.
W „Chinach” pracowała aż do rozwiązania redakcji. Gdy w 1964 roku powstał kwartalnik „Kontynenty”, znalazła zatrudnienie w dziale Ameryki Łacińskiej. Dzikowska zaczęła uczyć się języka hiszpańskiego i podróżować. Po kilku latach zyskała uznanie jako ekspert od Ameryki Łacińskiej, czego wyrazem było powołanie jej na członka Światowego Stowarzyszenia Latynoamerykanistów.
Obiad z prezydentem
W 1974 roku Elżbieta Dzikowska otrzymała roczne stypendium od peruwiańskiej minister kultury. Wyleciała do Limy. Przed dotarciem na miejsce, dla programu telewizyjnego „Klub sześciu kontynentów”, w Meksyku miała przeprowadzić wywiad z wówczas już sławnym charyzmatycznym podróżnikiem, Tonym Halikiem. Na miejscu otrzymała jednak złe wieści.
Okazało się, że jej stypendium zostało cofnięte. Jakby tego było mało, Halik przebywał wówczas w Gujanie Francuskiej. Zamierzała wrócić do Polski, ale wcześniej spotkała się ze znajomym artystą, José Luisem Cuevasem. Zjedli razem obiad, na którym był też Luis Echeverría Álvarez, ówczesny prezydent Meksyku. Gdy powiedziała mu o cofniętym stypendium, zaproponował, że rząd meksykański wesprze finansowo jej działalność.
Wywiad, który zmienił wszystko
Wkrótce oddzwonił do niej Tony Halik i finalnie wywiad doszedł do skutku. Bez cienia wątpliwości można stwierdzić, że był to moment, w którym życie Elżbiety dzikowskiej wkroczyło na nowe tory, nie tylko zawodowe, ale także osobiste. Po wywiadzie, ona i Halik zostali parą, ale zanim złożyli sobie obietnicę wspólnego życia, wpadli na pomysł nakręcenia wspólnego filmu.

W produkcji „Obecność przeszłości” para ukazała tradycje, które obowiązywały w Ameryce Łacińskiej w czasach sprzed kolonizacji, a które przetrwały do dziś. Razem wielokrotnie wyprawiali się do Meksyku i Ameryki Łacińskiej, a gdy po powrocie do Polski zamieszkali wspólnie, obrali kierunek na Afrykę i Azję. Razem nakręcili cykl filmów dokumentalnych, na który składały się tytuły takie jak: „Tam, gdzie pieprz rośnie”, „Tam, gdzie rośnie wanilia”, „Tam, gdzie kwitną migdały” czy „Tam, gdzie pachnie eukaliptus”. Studnia z pomysłami ma jednak swoje dno. W końcu postanowili, że kolejne produkcje będą nosić tytuł „Pieprz i wanilia”.
Fenomen, o którym Polacy pamiętają do dziś
Sami finansowali produkcję swoich programów. Materiał nagrywali nie w profesjonalnym studio na Woronicza, a w swojej piwnicy, za blatem obszernej ławy, na której ustawiali niezbędne w danym odcinku rekwizyty. Tony zajmował się pracą z kamerą, Elżbieta montażem i komentarzami. Zajmowali się wszystkim, od „A” do „Z”. Dziennie produkowali po dwa programy, które następnie były realizowane w Interpress-Film, później w wytwórni Kalejdoskop. Po korekcie i montażu, gotowy produkt był sprzedawany Telewizji Polskiej.
Cykl „Pieprz i wanilia” okazał się prawdziwym fenomenem. Relacje z podróży pary ściągały przed ekrany miliony widzów w całej Polsce. Trudno się temu dziwić. Para potrafiła zaczarować widzów swoim profesjonalizmem. Halik był charyzmatyczny, a gawędziarstwo miał chyba we krwi. Dzikowska była zawsze uśmiechnięta, wydawała się oazą niemożliwego do zmącenia spokoju. Razem byli... jak ostry pieprz i słodka wanilia.
O tym jak ważne miejsce w świadomości Polaków zajmuje ten program, najlepiej świadczy fakt, że doczekał się wznowienia. W 2015 roku tytuł „Pieprz i wanilia” powrócił na antenę, tym razem kanału TVN24.
Życie pełne przygód, ale i niebezpieczeństw
Jako podróżniczka, Elżbieta Dzikowska zwiedziła najodleglejsze zakątki świata. Wspólnie z Tonym Halikiem, gościła w niemal wszystkich krajach Ameryki Łacińskiej i Europy. Podróżowała do 27 stanów USA, Chin, Australii, Nowej Zelandii, Tajlandii, Sri Lanki, Indii i Rosji. Zwiedziła Tahiti, Galapagos, Wyspę Wielkanocną, Kenię, Tanzanię, Maroko, Libię i Egipt, a to zapewne tylko część długiej listy.
Podróżując do odległych, często odludnych i niemal dzikich zakątków świata, nie sposób uniknąć niebezpieczeństw. Wiadomo, że podczas jednej ze wspinaczek w Peru zapadła na chorobę wysokościową. Niedotleniona, trafiła do szpitala. Czy to wydarzenie zniechęciło ją do zdobywania gór. Absolutnie nie, ale od tamtej pory zawsze zabierała ze sobą butlę tlenową.
Podczas realizacji materiałów filmowych, wielokrotnie spotykała się z rdzennymi plemionami. Jednak podobno nigdy nie spotkała się z wrogością czy agresją. Zawsze była serdecznie witana i nigdy nie miała problemu z uzyskaniem zgody na filmowanie i fotografowanie.
Jeszcze nie powiedziała ostatniego słowa
Życiowy towarzysz i współpracownik Dzikowskiej zmarł 23 maja 1998 roku. Po śmierci Tonego Halika, Elżbieta skupiła się na popularyzacji ciekawych miejsc w Polsce. Zaczęła realizować telewizyjne programy z cyklu „Groch i kapusta” i pisać książki z cyklu „Groch i kapusta, czyli podróżuj po Polsce!”.

Dzikowska zadbała, by jej zmarły partner nie popadł w niepamięć. W 1999 roku przekazała mieszkańcom Torunia, gdzie urodził się sławny podróżnik, ponad 800 eksponatów pozaeuropejskich kultur, które wspólnie z Tonym Halikiem zgromadzili podczas swoich wojaży. Na tej podstawie cztery lata później powstało Muzeum Podróżników im. Tony’ego Halika, które ma siedzibę na ulicy Franciszkańskiej. Wielki dar był dopiero początkiem. Zbiory placówki nieustannie się powiększają.
Mimo że Elżbieta Dzikowska zbliża się do dziewiątej dekady swojego życia, nie w głowie jej emerytura. Nadal jest aktywna zawodowo. Podróżuje, występuje w telewizji, swoje przygody opisuje w książkach, spotyka się z widzami i czytelnikami.
Nasz autor
Artur Białek
Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.

