Swoją przyszłość można poznać np. w dzielnicy Sheung Wan nazywanej Chinatown Hongkongu, a przy okazji kupić najróżniejsze roślinne specyfiki lecznicze i najdziwniejsze suszone ryby.

Ja jednak kieruję się prosto do świątyni Mn Mo, która jest jednym z  najstarszych i najważniejszych miejsc kultu w Hongkongu. Na jej tyłach przyjmuje swoich klientów mistrz Ho. Jego klientami są głównie biznesmeni, którzy przed podpisaniem kontraktów wartych miliardy dolarów chcą skorzystać z przepowiedni z bambusowych patyczków chim. Świątynia Man Mo poświęcona jest Manowi – bogu urzędników i Mo – bogu sztuk walki i wojny. Tutaj też Hongkończycy modlą się o fortunę. W tej niewielkiej świątyni zapach kadzideł niemal obezwładnia. Pod sufitem wiszą wielkie spiralne kadzidła, które palą się nawet przez kilka tygodni. Dymią też mniejsze kadzidełka powtykane w naczynia z brązu.

Staję przed ołtarzem, biorę w dłonie drewniane naczynie z patyczkami chim i nim potrząsam. Podnoszę pierwsze drewienko, które wypada, zapamiętuję liczbę i udaję się na spotkanie z wróżbitą. Przed jego gabinetem ogromny plakat zachęca do wykupienia za 60 hongkońskich dolarów (ok. 25 zł) seansu. Mistrz jest specjalistą numerologii, stawia horoskopy szczęścia miesięczne, roczne, a nawet na 10 lat. A za 500 hongkońskich dolarów analizuje pięć chińskich żywiołów (drewno, ogień, ziemia, metal i woda). Podaję mistrzowi liczbę z patyczka chim i datę urodzenia. W chińskim horoskopie jestem koniem. Od Ho słyszę, że najważniejsza jest moja ciężka praca, wytrwałość i dbanie o zdrowie oraz noszenie kolorowych ubrań. A fortuna i sława dopiero mnie spotkają.