Poranny wstrząs obudził Dolny Śląsk. Okazało się, że to nie trzęsienie ziemi
Poranne drżenie ziemi zaskoczyło mieszkańców Dolnego Śląska. Wstrząsy były wyraźnie odczuwalne w Lubinie, Głogowie i Żukowicach, a pierwsze doniesienia sugerowały naturalne trzęsienie ziemi. Jak się jednak okazało, winowajcą był człowiek.

Spis treści:
Trzęsienia ziemi są dość częstym zjawiskiem w wielu miejscach na świecie, np. w Peru. Częstotliwość wstrząsów wynika z ruchów płyt tektonicznych oraz aktywności wulkanicznej. W Polsce nie mamy warunków sprzyjających trzęsieniom, jednak sejsmolodzy co jakiś czas informują o pojedynczych przypadkach. Na początku tego tygodnia ogólnopolskie poinformowały o podziemnych wstrząsach w regionie Dolnego Śląska.
Trzęsienie ziemi czy coś innego?
W poniedziałek, 19 maja, w godzinach porannych (około 5:46) mieszkańcy południowo-zachodniej Polski odczuli wstrząsy sejsmiczne. Epicentrum znajdowało się około 14 kilometrów na północ od Lubina w województwie dolnośląskim. Według danych Służby Geologicznej Stanów Zjednoczonych, magnituda zjawiska wyniosła 4,1. Z kolei Europejsko-Śródziemnomorskie Centrum Sejsmologiczne oszacowało magnitudę na 3,5.
Początkowe doniesienia sugerowały naturalne trzęsienie ziemi. Dalsze analizy wykazały jednak, że wstrząsy były wynikiem działalności człowieka. Artur Newecki, rzecznik KGHM Polska Miedź SA, poinformował, że o tej samej godzinie w Zakładach Górniczych Lubin przeprowadzono planowane roboty strzałowe w oddziale G-7, rejonie GG-1. Właśnie to spowodowało wstrząs o energii 1,4 E7J, określany jako tzw. siódemka górnicza. W momencie zdarzenia w rejonie nie przebywała żadna załoga. Nie było więc zagrożenia życia dla pracowników.
Roboty strzałowe są standardową praktyką w górnictwie. Polega ona na wykorzystaniu materiałów wybuchowych do kruszenia skał i przygotowywania terenu pod dalsze prace. W regionach o intensywnej eksploatacji surowców mineralnych, takich jak Dolny Śląsk, takie działania są dosyć częste.
– W rejonie Lubina występują wyłącznie wstrząsy indukowane. Nie odnotowuje się tam naturalnych zjawisk sejsmicznych. Działa tam kilka kopalni, które wydobywają rudę miedzi z głębokości ok. 800 metrów. Rocznie generują one tysiące zjawisk sejsmicznych (w sumie około tysiąca rocznie), z czego średnio 2–3 miesięcznie są odczuwalne na powierzchni – wyjaśnia w rozmowie z National Geographic Polska prof. Grzegorz Lizurek, sejsmolog z Instytutu Geofizyki Polskiej Akademii Nauk.
Dlaczego na Dolnym Śląsku drży ziemia?
Wstrząsy były odczuwalne nie tylko w Lubinie, ale także w miejscowościach takich jak Żukowice i Głogów. Mieszkańcy opisali poranne wstrząsy jako wyraźnie odczuwalne, choć krótkotrwałe. Różnice w danych dotyczących magnitudy zjawiska mogą wynikać z różnych metod pomiarowych stosowanych przez instytucje.
Dolny Śląsk, a zwłaszcza okolice Lubina, to serce polskiego przemysłu miedziowego. Działalność górnicza jest tam nieodłącznym elementem życia. Poniedziałkowe wstrząsy nie są powodem niepokoju. Warto jednak pamiętać o wpływie działalności człowieka na środowisko i konieczności monitorowania skutków takich działań. To dotyczy w szczególności regionów, w których surowce naturalne są intensywnie eksploatowane.
– Z punktu widzenia bezpieczeństwa infrastruktury, te wstrząsy są raczej umiarkowanym zagrożeniem. Dotąd nie zdarzyło się, by w wyniku wstrząsu zawalił się budynek. Jednak mogą one powodować szkody, na przykład odkształcenia szybów wind czy pęknięcia ścian. Zarówno kopalnie, jak i władze lokalne podejmują działania, by wstrząsy były jak najmniej uciążliwe. W kopalniach działa system ciągłego monitoringu zagrożeń sejsmicznych. Czasami, gdy zidentyfikuje się trudny fragment do eksploatacji, wykonuje się prewencyjne strzelania odprężające, aby zminimalizować ryzyko poważniejszych wstrząsów zagrażających górnikom – mówi prof. Lizurek.
Czy w takim razie powtarzające się wstrząsy indukowane mogą aktywować naturalne uskoki tektoniczne? Okazuje się, że jest to możliwe. Muszą jednak zostać spełnione dwa warunki. – Po pierwsze, w danym miejscu musi występować naturalna aktywność sejsmiczna i istnieć uskok aktywny tektonicznie. Wtedy działalność górnicza może przyczynić się do jego „odblokowania” i wywołać większe zjawisko. Tego typu sytuacje miały miejsce w Górnośląskim Zagłębiu Węglowym, gdzie głębiej zlokalizowane wstrząsy związane były z uskokami tektonicznymi, które zostały odciążone przez działalność górniczą – wyjaśnia sejsmolog.
Trzęsienia ziemi w Polsce
Mimo że Polska nie leży na styku płyt tektonicznych, w naszym kraju sporadycznie występują naturalne trzęsienia ziemi.
– W Polsce naturalne trzęsienia ziemi występują przede wszystkim na Podhalu oraz na Dolnym Śląsku, zwłaszcza w rejonie Pienińskiego Pasa Skałkowego. To obszary, gdzie przebiegają głębokie struktury geologiczne i uskoki tektoniczne, które mogą być źródłem naturalnej aktywności sejsmicznej – tłumaczy prof. Stanisław Lasocki, geofizyk z Instytut Geofizyki Polskiej Akademii Nauki.
Najsilniejsze naturalne trzęsienie ziemi w XXI wieku w Polsce odnotowano 19 listopada 2004 w Żywcu. Mowa o magnitudzie 4,5. Wstrząsy były wówczas odczuwalne w Krakowie, Katowicach, a nawet we Wrocławiu. Dwa lata wcześniej, w czerwcu 2002 roku, ziemia zatrzęsła się na Podhalu w okolicach Rabki.
Rodzi się więc pytanie, czy naszym kraju istnieje realne zagrożenie silnym, naturalnym trzęsieniem ziemi, które mogłoby spowodować poważne szkody infrastrukturalne? Prof. Lasocki tłumaczy, że zabudowy miejskiej czy sieci energetycznych takie zagrożenie jest minimalne. – Jednak w przypadku infrastruktury krytycznej, jak np. elektrownie czy strategiczne obiekty przemysłowe, ryzyko, choć niewielkie, musi być brane pod uwagę – dodaje.
W związku z tym prowadzi się szczegółowe analizy i oceny sejsmicznego zagrożenia takich obiektów. Ma to szczególne znaczenie w kontekście programu rozwoju energetyki jądrowej, ponieważ nawet niewielkie zjawiska mogą mieć poważne skutki finansowe. Dlatego dąży się do utrzymania poziomu ryzyka na możliwie najniższym poziomie.
Źródło: National Geographic Polska
Nasz autor
Mateusz Łysiak
Dziennikarz podróżniczy, rowerzysta, górołaz. Poza szlakiem amator kuchni włoskiej, popkultury i języka hiszpańskiego.