Reklama

Spis treści:

  1. Dziki czy zdziczały?
  2. Ze stepów do rezerwatów
  3. Cechy konia Przewalskiego

Koń Przewalskiego, znany także jako dziki koń mongolski, został odkryty stosunkowo niedawno. W 1879 roku, podczas wyprawy badawczej po Azji, natrafił na niego Nikołaj Przewalski, rosyjski generał i geograf. Zebrał okazy, które następnie wysłał do Rosji. Dwa lata później Iwan Siemionowicz Polakow opisał to zwierzę jako nowy gatunek, Equus przewalskii. Przez długi czas koń Przewalskiego był uważany za ostatniego dzikiego przedstawiciela swojego rzędu, jednak badania genetyczne postawiły tę tezę pod znakiem zapytania.

Dziki czy zdziczały?

Przez długi czas kluczowego argumentu za dzikim pochodzeniem konia Przewalskiego dostarczał kariotyp tego zwierzęcia. Okazało się że koń Przewalskiego ma 66 chromosomów, czyli o dwa więcej niż konie domowe. Między innymi na tej podstawie naukowcy doszli do wniosku, że gatunek ten nigdy nie uległ udomowieniu i stanowi żywy relikt plejstocenu.

Nowe badania

W 2018 roku status konia Przewalskiego jako gatunku dzikiego został jednak zakwestionowany. W „Science” ukazał się wówczas artykuł, przedstawiający wyniki badań międzynarodowego zespołu naukowców, pracującego pod przewodnictwem Ludovica Orlando. Praca, która opierała się na analizie genomów starożytnych koni, wykazała bezpośredni związek genetyczny między koniem Przewalskiego a końmi związanymi z eneolityczną kulturą Botai w północnym Kazachstanie.

Interpretując te wyniki, badacze stwierdzili, że koń Przewalskiego nie jest gatunkiem dzikim, a zdziczałym. Zdaniem zespołu pochodził od koni udomowionych przez lud Botai, a następnie powrócił do życia na wolności. Odkrycie to natychmiast wywróciło do góry nogami dotychczasowe przekonanie o koniu Przewalskiego jako jedynym prawdziwie dzikim przedstawicielu swojego rzędu, jednak należy podkreślić, że spotkało się z pewną krytyką.

Ponowna interpretacja dowodów

Po publikacji z 2018 roku debata przeniosła się z płaszczyzny genetycznej na archeologiczną. W 2021 roku kilku naukowców, w tym William Taylor i Christina Barron-Ortiz, przedstawili inną narrację, w której zaakceptowali genetyczny związek między końmi z Botai a koniem Przewalskiego, ale zakwestionowali założenie, że interakcja prehistorycznego ludu z tymi zwierzętami miała formę udomowienia.

Nadrzędnym dowodem archeologicznym, wskazującym na udomowienie koni przez lud Botai, były ślady od wędzidła na zębach. Taylor i jego zespół poddali tę hipotezę ponownej ocenie, porównując próbki z zębami dzikich plejstoceńskich koni z Ameryki Północnej.

Badacze doszli do wniosku, że uszkodzenia nie są spowodowane kontaktem z uprzężą, a stanowią ślad naturalnego zużycia zębów lub są wynikiem zaburzeń w rozwoju uzębienia. Swoją tezę poparli faktem, że okrągłe wżery, które miały świadczyć o kontakcie z wędzidłem, występują także u koni niepracujących, w tym dzikich.

A jednak dziki

Na podstawie oceny tych dowodów, zespół Taylora zaproponował nową hipotezę. Jego zdaniem, odkrycia archeologiczne z Botai najlepiej wyjaśnia regularny masowy ubój koni Przewalskiego. Kultura Botai mogła opierać swoją egzystencję na intensywnym wykorzystywaniu tych zwierząt jako źródła mięsa, a być może także na celowym oswajaniu w celu ułatwienia polowania, jednak bez celowej hodowli, ukierunkowanej na selekcję genetyczną.

Wniosek? Choć istnieją powszechnie akceptowane dowody na związek konia Przewalskiego z końmi z Botai, to wniosek, że były to w pełni udomowione zwierzęta jest obecnie uważany za błędny.

Ze stepów do rezerwatów

Pierwotny zasięg konia Przewalskiego najprawdopodobniej obejmował pas stepów Europy i Azji. Ich główny obszar występowania najprawdopodobniej stanowiły Mongolia i Kazachstan.

Wytrzymałe zwierzęta doskonale przystosowały się do życia w trudnych warunkach klimatycznych i skąpej diety. Co zatem sprawiło, że w XX wieku tego wspaniałego konia uznano za gatunek wymarły na wolności? Przyczyniło się do tego kilka czynników:

  • intensywne polowania,
  • konkurencja z żywym inwentarzem,
  • utrata siedlisk.

Ostatnie dzikie osobniki widziano w Mongolii w 1969 roku. Na szczęście organizacje ochrony przyrody i naukowcy podjęli starania, zmierzające do przywrócenia tego wspaniałego zwierzęcia.

Hodowle i powrót na step

Na szczęście gatunek przetrwał w ogrodach zoologicznych. Wobec realnej groźby całkowitego wyginięcia, ocalenie konia Przewalskiego stało się priorytetowym wyzwaniem dla międzynarodowych programów hodowlanych.

Wymarłe gatunki zwierząt
Wymarłe gatunki zwierząt - koń Przewalskiego fot. Getty Images

Od lat 90. XX wieku realizowane są programy reintrodukcji. Mimo pewnych trudności, związanej głównie z dużą śmiertelnością wśród młodych osobników, te wspaniałe zwierzęta powoli wracają na stepy w Chinach, Mongolii i Kazachstanie.

Niemała w tym zasługa europejskich ogrodów zoologicznych. Działania związane z ochroną gatunku koordynuje ZOO w Pradze, ale niemałe zasługi w tej materii ma także Miejski Ogród Zoologiczny w Warszawie. Poza stolicą konia Przewalskiego można zobaczyć we Wrocławiu i w Gdańsku. Należy jednak podkreślić, że mimo wdrożenia intensywnych programów ochrony, nadal jest to gatunek zagrożony.

Cechy konia Przewalskiego

To wspaniałe zwierzę przypomina nieco tarpana. Cechuje się mocną, zwartą budową ciała. Jest mniejsze i bardziej krępe od większości koni domowych. W kłębie osiąga od 130 do 145 cm, zatem zdecydowanie bliżej mu do kuca. Masa ciała tych zwierząt zamyka się w przedziale od 200 do 300 kg.

Na masywnej głowie z długim pyskiem i mocną szczęką odznaczają się duże, okrągłe oczy i krótkie, wyprostowane uszy. Szyja jest krótka i krępa. Przechodzi w prosty grzbiet. Charakterystyczną cechą jest stojąca grzywa. Co istotne, u konia Przewalskiego nie występuje grzywka.

Część grzbietową pokrywa sierść maści karej przydymionej. Część brzuszna ma barwę żółtobiałą. Grzywa i ogon pozostają ciemniejsze. Przez grzbiet przebiega ciemny pas. Nogi poniżej kolan są czarne.

Usposobienie koresponduje z dziką naturą

Charakterystyczne cechy, jak duże oczy, stojące uszy i „nastroszona” grzywa sprawiają, że koń Przewalskiego wygląda, jakby był nieustannie czujny i gotowy do ucieczki. To koreluje z naturą przedstawicieli tego gatunku. To niezwykle temperamentne i płochliwe zwierzęta, odczuwające naturalny lęk przed człowiekiem. Gdy wyczują jakiekolwiek zagrożenie, natychmiast salwują się ucieczką. Mimo krótkich nóg, potrafią galopować z prędkością około 60 km/godz.

Nie występuje u nich uległość charakterystyczna dla koni domowych. Nie dają łatwo się oswoić, co wskazuje, że teza o historycznym udomowienie tego gatunku i późniejszym jego zdziczeniu rzeczywiście mogła być błędną interpretacją zgromadzonych w toku badań dowodów.

Nasz autor

Artur Białek

Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.
Reklama
Reklama
Reklama