Koronawirus coraz bardziej przypomina pandemię - ostrzegają eksperci
Ponad miesiąc po pierwszych odnotowanych przypadkach zachorowań, wywodzący się z Chin wirus wywołujący zapalenie płuc został już odkryty w 23 innych krajach. Zarażonych jest ponad 20 tys. osób, więcej niż 400 osób zmarło. Odnotowano przynajmniej 180 przypadków wirusa poza terytorium Chin, w tym co najmniej 1 ofiarę śmiertelną. Pomimo tego, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) nadal nie ogłosiła wybuchu pandemii. Eksperci sądzą, że za chwilę nie będzie innego wyjścia.

Ostrożność w podejmowaniu takich deklaracji jest zrozumiała. Słowo ”pandemia” używane jest do określenia choroby zakaźnej zagrażającej wielu ludziom na całym świecie w tym samym czasie. Tak było choćby ze świńską grypą, wirusem, który w 2009 roku zabił ponad ćwierć miliona ludzi.
Pandemię od epidemii różni tylko to, że obejmuje duży obszar. To konsekwencja sytuacji, gdy mamy do czynienia z nowym typem wirusa którym ludzie zarażają siebie i innych szczególnie łatwo. A koronawirus chwilowo spełnia ten warunek. Nie ma też szczepionki, która mogłaby powstrzymać jego namnażanie, stąd tak duże znaczenie izolowania chorych.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Jeżeli zastosować definicje WHO dotyczącą rozwoju i rozprzestrzeniania się wirusów, faza pandemii jest tuż za rogiem. Już teraz, w wielu krajach bez trudu i z niezmienną skutecznością przeskakuje z człowieka na człowieka. Według szefa oenzetowskiej agencji zdrowia, dr Tedrosa Adhanoma Ghebreyesusa, rozprzestrzenianie się 2019-nCoV poza Chinami jest ”powolne i nieznaczne”.
Jeżeli jednak w którymś momencie, w tej samej chwili zaczniemy słyszeć o nowych ośrodkach zakażeń całych grup ludzi w różnych miejscach na Ziemi – będziemy mieć do czynienia z pandemią. Sięgając do historii, tak bardzo często bywało z dżumą.
Np. dżuma Justyniana w VI wieku szalejąca na terenie Bizancjum zabiła ostatecznie 40 proc. mieszkańców Konstantynopola, docierając wcześniej aż do Afryki Północnej, Azji i Europy. Tak było z czarną śmiercią, która przemierzyła handlowy Jedwabny Szlak z Chin, przez Krym aż do Europy. W XIX wieku dżuma w Chinach i Indiach zabiła 12 mln ludzi.
W XX wieku najstraszliwsze żniwo przyniosła pandemia grypy zwanej hiszpanką. Ludzie osłabieni przeciągającą się wojną umierali masowo. W latach 1918 – 1919 wirus zabił miliony ludzi na kilku kontynentach. Wszyscy mamy nadzieję, że tragedii w tej skali jesteśmy w stanie zapobiec.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Eksperci zwracają uwagę, że dużo więcej osób umiera z powodu sezonowych zachorowań na grypę. Choć nowy koronawirus, aż w 80 proc. zgodny genetycznie z wirusem SARS sprzed blisko 20 lat, zabija rzadziej, to roznosi się tak łatwo jak grypa.
Gdy śmiertelność SARS wynosiła 9,6 proc., teraz przy 20 tys. zarażonych 2019-nCoV mamy 425 zgonów. To nieco ponad 2 proc. Niemniej, gdy w lipcu 2003 roku gdy po 9 miesiącach pokonano SARS, bilans wirusa zamykał się w 8098 przypadkach zainfekowanych.
Wspomniana wyżej grypa hiszpanka, z tak wysokim bilansem ofiar śmiertelnych miała niemal ten sam niski 2 proc. odsetek zgonów co obecny 2019-nCoV. Zachorowało jednak tak wiele osób, a opieka medyczna była na tak niskim poziomie, że ostatecznie grypa zabiła nawet 100 mln ludzi (bilans, w zależności od źródeł to 21-25 mln lub 50-100 mln). Podobnie działo się z H1N1, czyli świńską grypą z 2009 roku. Przy śmiertelności 0,2 proc. zdołała zabić blisko 300 tys. ludzi.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
WHO zwraca uwagę, że choć wszystkie kraje potencjalnie zagrożone 2019-nCoV powinny starać się zapobiegać ewentualnemu roznoszeniu się choroby, nie ma podstaw do podejmowania środków mogących wpływać na globalny przepływ towarów i ludzi. Pandemia na dwóch kontynentach przyniosłaby globalne konsekwencje wykraczające daleko poza zwykłą izolację potencjalnie zarażonych.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
Modele używane przez europejskich epidemiologów pokazują, że 75 proc. zainfekowanych osób które dotarły z Chin do Europy pozostawało na etapie inkubacyjnym wirusa, tzn. gdy byli pozbawieni objawów zarażali już innych. Ci ludzie uznani za zdrowych bez problemu wydostaliby się z lotniska.
- Fakt, że tak łatwo jest się nim zarazić przekonuje mnie, że już wkrótce będziemy mieli do czynienia z pandemią. Czy będzie ona miała katastrofalne skutki? Nie wiem – mówi dr Anthony S. Fauci, immunolog i szef amerykańskiego Krajowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźny (NIAID).
Najbardziej podatnym gruntem na rozwój 2019-nCoV jest Afryka. Żyje tam ponad milion migrantów z Chin, zatrudnionych głównie w przy projektach wydobywczych i inżynieryjnych. Z drugiej strony wielu Afrykańczyków pracuje i uczy się w Chinach czy innych krajach, do których dotarł już wirus z Wuhan.
- Jeżeli ktoś na kontynencie afrykańskim jest już zainfekowany, wątpię, by istniały tam systemy diagnostyczne zdolne to wychwycić. Może RPA czy Senegal. Nigeria już poprosiła o materiały szkoleniowe i pomoc WHO, ale szkolenie personelu zajmie czas – przekonuje dr. Daniel Bausch, konsultant WHO w przy 2019-nCoV oraz szef Amerykańskiego Towarzystwa Higieny i Medycyny Tropikalnej (ASTMH).
Jan Sochaczewski

