Czy istnieje zdrowy alkohol? Naukowcy nie mają wątpliwości
Tequila jest powszechnie uważana za „czysty” alkohol, po którym nie ma się kaca. Eksperci i naukowcy tłumaczą, czy naprawdę istnieje coś takiego jak zdrowy alkohol i rozwiewają popularne mity na ten temat.

Spis treści:
- Czy tequila naprawdę jest „czystsza” niż inne alkohole?
- Mity o alkoholu: co naprawdę dzieje się z organizmem?
- Dlaczego po whisky boli cię bardziej niż po tequili?
- Alkohol a zdrowie: fakty, które warto znać
- Czy piwo i wino naprawdę są „lżejsze” dla organizmu?
- Eksperci nie pozostawiają złudzeń
Ten popularny meksykański destylat bywa reklamowany jako „prozdrowotny” – ma mieć mało cukru, nie powodować kaca, a nawet być „czysty”. Poprosiliśmy ekspertów, by oddzielili fakty od mitów.
Czy tequila naprawdę jest „czystsza” niż inne alkohole?
Istnieje kilka niepisanych „reguł” dotyczących alkoholu: whisky ma robić z ciebie agresora, wino – emocjonalnego wrażliwca, a tequila? To rzekomo diabeł w butelce. W ostatnich latach reputacja tequili się jednak zmieniła. Stała się podobno „najczystszą” pozycją w barze – niskokaloryczną, bez dodatków i jakoby bezkacową.
Ale czy naprawdę istnieje coś takiego jak zdrowszy alkohol? David Jernigan, prodziekan ds. zdrowia publicznego na Uniwersytecie Bostońskim, uważa, że nie: – Gdy sprzedajesz produkt wyrządzający ludziom szkody, robisz wszystko, by stworzyć mu efekt aureoli. Ta strategia działa. Większość z nas przecenia, jak „zdrowe” są nasze nawyki picia.
Na ile więc prawdziwy jest wizerunek tequili jako „czystej”? I czy w ogóle można mówić, że jeden rodzaj alkoholu jest lepszy od innego? Oto, co mówi nauka.
Mity o alkoholu: co naprawdę dzieje się z organizmem?
To prawda, że destylaty mogą upić szybciej niż wino czy piwo, ale tylko wtedy, gdy pijesz je w większych ilościach albo szybciej. Chemicznie tequila nie jest bardziej odurzająca niż inne alkohole. Standardowa jednostka alkoholu zawiera z grubsza tyle samo etanolu – związku odpowiadającego za odurzenie – niezależnie od formy. Będzie to ok. 355 ml piwa, 150 ml wina lub 45 ml mocnego alkoholu, jak podaje amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (NIH).
Różnicę robią czynniki osobiste: masa ciała, genetyka, wiek, płeć, leki i to, czy coś jadłeś. Wypicie „szota” na pusty żołądek szybciej podbije poziom alkoholu we krwi niż powolne sączenie kieliszka wina.
Przekonanie, że tequila – albo jakikolwiek destylat – „uderza mocniej”, to głównie kwestia wielkości porcji i percepcji. Zasada „jedna porcja równa się jednej porcji” jest pomocna w teorii, ale w praktyce bywa zawodna. Barmani leją różnie, kieliszki do wina są często przewymiarowane, a mało kto mierzy to, co nalewa. To ta niekonsekwencja, a nie rodzaj alkoholu, sprawia, że wydaje się nam, iż tequila jest „mocniejsza”.
Dlaczego po whisky boli cię bardziej niż po tequili?
Ciemniejsze trunki, takie jak whisky czy bourbon, mają zwykle więcej kongenerów – produktów ubocznych fermentacji i starzenia, które mogą nasilać objawy kaca. Nie oznacza to jednak, że zamiana old fashioned na tequilę uchroni cię przed bólem głowy. Każdy alkohol zaburza sen, odwadnia i ingeruje w metabolizm.
– Wiele objawów kaca wynika z działania aldehydu octowego, toksycznego produktu rozkładu alkoholu – wyjaśnia Brooke Scheller, dietetyczka kliniczna i autorka książki „How to Eat to Change How You Drink”. Aldehyd octowy kumuluje się, gdy wątroba nie nadąża z przerabianiem alkoholu. Wywołuje stan zapalny, stres oksydacyjny i wyrzut cytokin – cząsteczek układu odpornościowego, które dokładają się do bólu głowy i zmęczenia. Dlatego nawodnienie czy ilość cukru mają mniejsze znaczenie niż łączna dawka etanolu i tempo jego metabolizmu.
Alkohol a zdrowie: fakty, które warto znać
Część „wellnessowej” aury tequili wynika z nieporozumienia co do jej pochodzenia. Niebieska agawa zawiera naturalne cukry, zwane agawinami. To niestrawne węglowodany działające jak błonnik – badane pod kątem potencjalnych korzyści, m.in. dla mikrobioty jelitowej i regulacji glikemii. Jest jednak haczyk: agawiny nie przetrwają procesu produkcji tequili. W czasie fermentacji i destylacji cukry zamieniają się w etanol. Składniki prozdrowotne obecne w roślinie znikają na długo przed tym, zanim margarita trafi na twój stół.
Czerwone wino zyskało podobną aurę dzięki antyoksydantom, takim jak resweratrol, łączonym z korzyściami dla serca. Nowsze badania pokazują jednak, że stężenia używane w czasie badań były wielokrotnie wyższe niż to, co znajdziesz w kieliszku wina – odpowiadały setkom kieliszków. Jak ujmuje to Brooke Scheller: – Alkohol jest toksyną. Szkody przeważają nad marketingowymi „korzyściami”.
– Alkohol jest toksyną. Szkody przeważają nad marketingowymi „korzyściami”.
Wódkę, gin czy tequilę często reklamuje się jako „czyste”, bo są destylowane lub wytwarzane z naturalnych składników. Tyle że określenie „clean” nie jest regulowane przez amerykański urząd TTB, więc nie oznacza żadnego standardu produkcji ani implikacji zdrowotnych. Niektóre trunki mogą mieć mniej cukru lub być wolne od dodatków. Etanol – niezależnie od stopnia destylacji – wciąż uszkadza wątrobę, mózg i układ sercowo-naczyniowy.
Czy piwo i wino naprawdę są „lżejsze” dla organizmu?
Piwo i wino uchodzą za „bezpieczniejsze”, bo nie uderzają do głowy tak szybko. To jednak głównie kwestia objętości. Badania pokazują, że piwo i wino wchłaniają się wolniej niż destylaty, co prowadzi do niższego szczytowego stężenia alkoholu we krwi. Większa zawartość wody spowalnia wchłanianie i tempo picia.
Cukry, nasycenie dwutlenkiem węgla, a nawet temperatura napoju mogą zmieniać szybkość przedostawania się etanolu do krwi. Musujące napoje, jak piwo czy szampan, mogą wręcz przyspieszać absorpcję – rozluźniają zastawkę odźwiernika między żołądkiem a jelitem, co ułatwia szybsze dotarcie alkoholu do krwiobiegu.
Eksperci nie pozostawiają złudzeń
Jaki jest zatem „najzdrowszy”alkohol? Według Światowej Organizacji Zdrowia – żaden. Raport z 2024 roku wskazuje, że nawet przy niższym poziomie picia (mniej niż siedem porcji tygodniowo) istnieje zwiększone ryzyko chorób i zgonu. Rodzaj napoju alkoholowego nie robi tu istotnej różnicy.
Źródło: National Geographic

