Dlaczego lubimy się zakładać? Nawet najbardziej znani naukowcy obstawiają zakłady
Uwielbiamy się ekscytować, mieć rację i wpływać na rzeczywistość. Zakładając się, spełniamy wszystkie te potrzeby, nie ryzykując przy tym zbyt wiele.

Spis treści:
W herbaciarni słynnego ośrodka badawczego Bell Laboratories popołudniami spotykali się naukowcy, by w swobodnej atmosferze porozmawiać o intrygujących problemach. Dyskusje często zamieniały się w trudne do rozstrzygnięcia spory i za najlepszy sposób ich zakończenia uznawano zakład. Jego zawarcie potwierdzano wpisem do specjalnej księgi, którą wypełniano przez kilkadziesiąt lat. Do 1990 r., kiedy to „Księga zakładów” zniknęła. Ukradł ją ktoś, kto nie potrafił przegrywać.
Dziś taki „numer” niewiele by dał. Naukowe zakłady przeniosły się bowiem do internetu, a tam nic nie ginie. W serwisie Long Bets zawarto już setki formalnych naukowych zakładów. Np. o to, czy do 2030 r. powstaną sterowane całkowicie automatycznie samoloty pasażerskie albo czy w 2060 r. liczba ludności świata będzie mniejsza niż obecnie. Najdłużej na rozstrzygnięcie poczeka zakład o to, czy w 2150 r. będzie żyła przynajmniej jedna osoba urodzona w roku 2000.
Potrzeba ekscytacji
Nie tylko naukowcy uwielbiają się zakładać. Zakładamy się wszyscy i o wszystko. Każda sytuacja zawierająca element niepewności może być pretekstem do zakładu, a jedyną granicę stanowi wyobraźnia. Pewien Kanadyjczyk założył się o 15 tys. dolarów, że wytrzyma miesiąc mieszkania w męskiej łazience (wygrał). Gwiazdor NBA Shaquille O’Neil założył się z własnym menedżerem, że wejdzie bez zapowiedzi do Białego Domu (powstrzymali go agenci Secret Service). Przed piłkarskim mundialem w 2014 londyńscy bukmacherzy przyjmowali zakłady, czy urugwajski piłkarz Luis Suarez ugryzie w czasie meczu któregoś z rywali. Opłacało się zaryzykować – Suarez chapnął zębami Włocha Giorgio Chielliniego, za co miłośnicy zakładów inkasowali 175 funtów (za jednego postawionego).
Jak mówi prof. Tomasz Zaleśkiewicz, kierownik Katedry Psychologii Ekonomicznej SWPS i Centrum Badań nad Zachowaniami Ekonomicznymi zakładając się, kieruje nami potrzeba ekscytacji. – Większość ludzi lubi dreszczyk emocji, ale pod warunkiem, że nie wiąże się ze zbyt dużym ryzykiem. Zakładanie się znakomicie zaspokaja tę potrzebę. To forma hazardu, w której jest więcej zabawy niż zagrożenia. Oczywiście są osoby, które potrzebują silniejszej ekscytacji i zakładają się o wysokie stawki, jednak stanowią mniejszość. W kasynach bywają nieliczni, w kolekturach lotto – miliony – wyjaśnia prof. Zaleśkiewicz.
Zakład o przyszłość świata
Zakładamy się też, gdy chcemy dowieść swoich racji. Jeden z najsłynniejszych zakładów zawarli w 1980 r. ekolog Paul Ehrlich i ekonomista Julian Simon. Stawka była niewygórowana – kilkaset dolarów, ale chodziło o... przyszłość świata. Ehrlich, autor głośnej książki „Bomba demograficzna”, przepowiadał, że gwałtowny wzrost liczby ludności nieuchronnie prowadzi do szybkiego wyczerpania surowców, głodu i upadku cywilizacji.
Simon patrzył w przyszłość z większym optymizmem. W magazynie „Science” opublikował artykuł, w którym przekonywał, że dzięki coraz doskonalszym, bardziej wydajnym i oszczędnym technologiom do globalnego kataklizmu nie dojdzie. „Pojawią się ludzie z jeszcze lepszymi pomysłami i chociaż wydaje się to nieprawdopodobne, zasoby Ziemi okażą się niewyczerpane” – puentował. Ehrlich odpowiedział, że niewyczerpane są jedynie pokłady głupoty.
Dyskusja tak się zaogniła, że Simon zaproponował zakład: jeśli źródła surowców się kończą, ich ceny w ciągu 10 lat mocno wzrosną i chętnie zapłaci Ehrlichowi tę różnicę. Jeśli jednak spadną – Ehrlich zapłaci jemu. By uniknąć zarzutu o manipulację, pozwolił oponentowi wybrać pięć surowców. Następnie dokonali umownego zakupu miedzi, cyny, chromu, niklu i wolframu za 1000 dol.
Po 10 latach Ehrlich przesłał oponentowi czek na 576 dol. i 7 centów – o tyle spadły ceny. Mimo że przegrał, nie przejął się porażką. „Julian Simon przypomina faceta, który skoczył z Empire State Building i na wysokości 10. piętra radośnie krzyczy: jest świetnie” – oznajmił na konferencji prasowej. Poniekąd miał rację, bo gdyby założył się o dekadę później, kiedy gwałtownie zaczęły się rozwijać gospodarki Chin i Indii, wygrałby. Obaj mieli argumenty, które mogły zapewnić wygraną, ale żaden nie dysponował pełną wiedzą. Tak dzieje się bardzo często i dlatego przegrywamy zakłady.
Zakłady motorem postępu
– Mamy naturalną skłonność do przeceniania swojej wiedzy, umiejętności i pamięci. Jesteśmy czegoś absolutnie pewni, a po sprawdzeniu ze zdziwieniem stwierdzamy, że jednak się myliliśmy – wyjaśnia prof. Zaleśkiewicz. Ta słabostka dotyka wszystkich, od kibiców zakładających się o wynik meczu sprzed lat po geniuszy dokonujących przełomowych odkryć.
Wybitny astronom Johannes Kepler był tak pewny swych umiejętności, że założył się z kolegą po fachu Christianem Longomontanusem, iż w ciągu tygodnia dokona obliczeń i określi orbitę Marsa. Obliczył... ale po dwóch latach. Bo zadanie okazało się trudniejsze niż sądził. Przegrał zakład, lecz odkrył, że planety krążą wokół Słońca nie po okręgu, lecz po elipsie, której jednym z ognisk jest Słońce.
Dlaczego tak się dzieje? To pytanie zadał w 1684 r. angielski uczony Christopher Wren i wyraził gotowość założenia się, że nikt nie odpowie na nie w ciągu dwóch miesięcy. Na szali położył niezwykle cenną książkę. Wyzwanie przyjął Isaac Newton. Podobnie jak Kepler nie zdążył i przegrał. Odpowiedzi jednak udzielił, wydając trzy lata później fundamentalne dla fizyki dzieło „Principia”, w którym przedstawił prawo powszechnego ciążenia i prawa dynamiki. Można więc postawić żartobliwą tezę, że nowożytna nauka rozwinęła się dzięki zakładom. I nadal się rozwija.
Fizyk Maurice Goldhaber założył się w 1948 r. o 500 dol., że nie istnieją antyprotony. Już siedem lat później Owen Chamberlain i Emilio Segre odkryli te cząsteczki, za co zostali uhonorowani Nagrodą Nobla. Pikanterii tej historii dodaje fakt, że jednym z głównych konstruktorów detektora do wykrywania antyprotonów był Gerson Goldhaber. W naukowym światku żartowano, że zaangażował się w przedsięwzięcie, by udowodnić, że jego starszy brat choć raz nie ma racji.
Myślenie magiczne
Naukowcy z reguły zakładają się o sprawy, którymi się zajmują i na które mają wpływ, ale bywają wyjątki. Prof. Matthew Goodwin, wykładowca nauk politycznych na uniwersytecie w Kent, autor książki „Brexit: Dlaczego Brytyjczycy głosowali za wyjściem z Unii Europejskiej”, zapowiedział publicznie, że jeśli Partia Pracy nie zdobędzie w wyborach 38 proc. głosów, zje swoje dzieło. Nie zdobyła i 10 czerwca 2017 r. profesor zaproszony do nadawanego na żywo programu telewizji Sky News skonsumował przed kamerami pierwszą stronę książki. Obiecał, że z resztą też się stopniowo upora.
– W zakładaniu się o rzeczy, na które nie mamy wpływu, jest trochę myślenia magicznego. Coś robimy, wykazujemy się pewną aktywnością i mimowolnie wierzymy, że wpływamy na wynik. To ten sam mechanizm, który podczas gry w kości każe na nie chuchać przed rzuceniem – tłumaczy prof. Zaleśkiewicz.
W połowie lat 70. XX w. miliony fanów oczekiwały, że zespół The Beatles znów wystąpi razem. Najgorliwiej zabiegał o to perkusista Ringo Starr i założył się o tysiąc funtów, że... Beatlesi wspólnie nie zagrają. Miał rację, choć bardzo nie chciał jej mieć.
To magiczne myślenie, tyle że na opak, wbrew pozorom nie jest takie wyjątkowe. Czy stawiając na porażkę biało-czerwonych naprawdę im jej życzymy i nie podskakujemy z radości, gdy strzelą bramkę? Czy nigdy nie zdarza się nam westchnąć: „założyłem się, ale wolałbym przegrać?”.
Zakłady Hawkinga
Nie tylko nam. Nieżyjący już Stephen Hawking stał się najbardziej znanym astrofizykiem świata m.in. dzięki opracowaniu i spopularyzowaniu teorii czarnych dziur. Nikt nie wiedział o nich więcej od niego. Wszystko w jego dociekaniach się zgadzało, brakowało jedynie dowodu, że czarna dziura... w ogóle istnieje.
Zdaniem większości astronomów mógł nią być zagadkowy układ Cygnus X-1 w gwiazdozbiorze Łabędzia. Nikt nie powinien być bardziej od Hawkinga zainteresowany potwierdzeniem tej hipotezy. Jednak to właśnie on najgłośniej ją odrzucał. I założył się, że w Cygnus X-1 czarnej dziury nie ma. Wyzwanie przyjął astrofizyk Kip Thorne, a Hawking błysnął poczuciem humoru, proponując jako stawkę roczną prenumeratę „Penthouse”. Treść zakładu spisano przy świadkach, a 16 lat później do domu państwa Thorne dostarczono pierwszy numer magazynu dla panów.
Stephen Hawking stał się specjalistą od obstawiania porażek teorii, na których potwierdzeniu bardzo mu zależy. Przegrał zakład o istnienie tzw. nagiej osobliwości i stracił 100 dol. Kolejną setkę przekazał fizykowi Gordonowi Kanowi, z którym założył się, że nawet jeśli cząsteczka zwana bozonem Higgsa teoretycznie istnieje, nie uda się jej odkryć. W 2012 r. dokonali tego naukowcy z ośrodka badawczego CERN.
Astrofizyk George Djorgovsky z California Institute of Technology w wypowiedzi dla „The New York Times” zauważył, że chociaż naukowcy stereotypowo uchodzą za osoby bardzo poważne, to właśnie oni najchętniej bawią się czymś tak niepoważnym jak zakłady. I pół żartem, pół serio wyjaśnił dlaczego tak się dzieje: „System przyznawania nagród naukowych działa w taki sposób, że otrzymuje się je dopiero w sędziwym wieku. Czekać trzeba stanowczo zbyt długo. A zakład wygrywa się szybko i natychmiast po rozwiązaniu problemu można się cieszyć nagrodą”. Zasada ta sprawdza się nie tylko w nauce. Można się więc założyć, że nigdy nie przestaniemy się zakładać.
Źródło: archiwum NG