Chelatacja i oczyszczanie organizmu z toksycznych metali – czy to naprawdę działa?
Metale ciężkie są niebezpieczne w dużych stężeniach. Jednak zabiegi chelatacji mające na celu ich usunięcie mogą być ryzykowne i przynosić korzyści tylko niektórym pacjentom.

- Meryl Davids Landau
Spis treści:
- Czy usuwanie metali może zaszkodzić?
- Jaki wpływ mają metale na zdrowie?
- Gdzie problem jest największy?
- Czy i kiedy warto stosować chelatację?
- Czy chelatacja może pomóc po zawale?
- Co z naturalnymi chelatorami i suplementami?
- Kiedy naprawdę warto reagować?
Na pierwszy rzut oka to brzmi sensownie. W ciele każdego z nas są toksyczne metale — w tym arsen i ołów — które nie powinny tam być. Trafiają do nas z jedzeniem, powietrzem i wodą. Dlaczego więc nie skorzystać z istniejących metod, by je usunąć, czyli np. chelatacji? — Mieć w organizmie odrobinkę takich substancji to cena za bilet wstępu na Ziemię — mówi Adam Blumenberg, toksykolog i lekarz medycyny ratunkowej z Vagelos College of Physicians and Surgeons Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku.
Chelatacja skutecznie leczy niewielką grupę osób, które nagromadziły w organizmie bardzo duże ilości metali ciężkich. Ta terapia nie jest jednak wolna od ryzyka. W kręgach medycyny „holistycznej” i w mediach społecznościowych zyskała popularność teza, że chelatowanie niskich lub umiarkowanych stężeń metali — lekami czy ziołami — poprawia takie dolegliwości jak bóle głowy i bezsenność albo zapobiega autyzmowi, chorobie Alzheimera i innym chorobom. Badania tego nie potwierdzają.
Czy usuwanie metali może zaszkodzić?
Gdy naukowcy sprawdzali, czy chelatacja pomaga w wybranych schorzeniach, wyniki były mieszane albo rozczarowujące. Zdarzało się nawet, że usuwanie metali lekami szkodziło. W badaniach nad wczesną fazą choroby Alzheimera odnotowano spadek poziomu żelaza. Pogorszenie funkcji poznawczych przyspieszyło.
Metale często stają się wygodnym „kozłem ofiarnym” dla niejasnych objawów bez jednoznacznej diagnozy. Prawdziwe zatrucia metalami ciężkimi są jednak bardzo rzadkie — podkreśla Blumenberg. — Ludzie słyszą niepokojące zdanie: „mam ołów w organizmie”. To zaczyna mieć znaczenie medyczne dopiero wtedy, gdy ilość przekracza wysoki, jasno określony próg.
Jaki wpływ mają metale na zdrowie?
Do metali ciężkich zaliczamy zarówno pierwiastki toksyczne, takie jak ołów, kadm i rtęć, jak i te, których organizm potrzebuje w śladowych ilościach — na przykład kobalt czy żelazo. Próg toksyczności zależy od metalu. Nawet te niezbędne stają się groźne, gdy jest ich zbyt dużo.
Badacze w ubiegłym roku doszli do wniosku, że wysokie stężenia metali mogą sprzyjać chorobom serca. Dzieje się tak być może przez bezpośrednie uszkadzanie komórek serca i naczyń albo nasilenie czynników ryzyka, takich jak stan zapalny i nadciśnienie. Nadmierne ilości kadmu, kobaltu lub ołowiu w moczu wiążą się z podwyższonym ryzykiem raka płuca, endometrium i innych nowotworów — donoszono o tym tego lata. Wysokie stężenia rtęci mogą zaburzać gospodarkę hormonalną i płodność.
Gdzie problem jest największy?
Ołów szczególnie szkodzi rozwijającemu się mózgowi. Szacuje się, że odpowiada za ponad 700 milionów „utraconych” punktów IQ u dzieci na całym świecie. Narażenie na ołów przyczyniło się też do około pół miliarda zgonów z powodu chorób serca tylko w 2019 roku.
Choć w niektórych regionach świata niebezpieczne metale w środowisku są powszechne, w USA występują stosunkowo rzadko. Przykład: kadm i ołów. Według danych amerykańskiego National Center for Health Statistics z 2023 roku przeciętny mieszkaniec USA ma we krwi poziomy znacznie poniżej progów toksyczności. W ostatnich dekadach wartości te spadły mniej więcej o połowę w porównaniu z sytuacją sprzed 25 lat. Maleją także poziomy rtęci we krwi.
Są jednak w USA grupy z większą ekspozycją. W miejskich glebach w dzielnicach uboższych lub zamieszkanych przez mniejszości poziomy arsenu i ołowiu bywają istotnie wyższe.
Czy i kiedy warto stosować chelatację?
Chelator to związek, który przyciąga jony metali w organizmie i „przyczepia się” do nich jak homar szczypcami. (Greckie słowo chele oznacza „szczypce”). Powstały kompleks pozostaje połączony i jest wydalany — zwykle z moczem.
Dożylnie podawane leki lub tabletki na chelatację są cenną metodą leczenia zatruć metalami. W USA dotyczy to przede wszystkim małych dzieci narażonych na ołów z farb lub rur wodociągowych, pracowników, którzy niechcący wdychają lub dotykają metali w zakładach przemysłowych oraz osób z chorobami takimi jak choroba Wilsona, w której miedź odkłada się w narządach.
Takie leczenie wiąże się jednak z ryzykiem. Chelatory nie robią selekcji — mogą usuwać także metale niezbędne, np. cynk — tłumaczy Blumenberg. Zdarzały się też w przeszłości zgony, gdy lek chelatujący wlewano zbyt szybko. Bilans korzyści i ryzyka wypada na plus tylko wtedy, gdy spodziewana korzyść jest wyraźna.
Stosuje się je rzadko: zaledwie około 7 na 100 000 badanych dzieci w USA ma tak wysoki poziom ołowiu, by wymagać chelatacji. — Sytuacje, w których zalecamy pacjentom chelatację, należą do nielicznych — mówi William Eggleston, toksykolog kliniczny i zastępca dyrektora Upstate New York Poison Center w Syracuse.
Poza rzadkimi schorzeniami i klasycznymi zatruciami to właśnie serce było jednym z najlepiej przebadanych obszarów działania chelatacji. W 2024 roku w czasopiśmie „JAMA” ukazało się badanie osób z cukrzycą po przebytym zawale. To grupa szczególnie narażona na kolejny zawał lub udar. Czterdzieści cotygodniowych wlewów leku chelatującego nie zmniejszyło liczby incydentów sercowo-naczyniowych, choć średni poziom ołowiu we krwi spadł o około 60%. To stoi w sprzeczności z wynikami sprzed dekady, gdy chelatacja dawała umiarkowaną ochronę sercową.
Czy chelatacja może pomóc po zawale?
— Najpewniej nie udało się powtórzyć dawnych wyników, bo obecnie poziomy ołowiu są znacznie niższe — mówi Gervasio Lamas, szef kardiologii w Mount Sinai Hospital w Miami Beach i główny badacz obu prac. W pierwszym badaniu nie mierzono poziomu ołowiu we krwi, bo nikt nie spodziewał się działania chelatacji, więc nie śledzono mechanizmu. W drugim średni poziom wyjściowy był mniejszy niż 10 µg/l. To dużo poniżej wartości uznawanych za szkodliwe.
— Dzięki działaniom zdrowia publicznego w USA woda jest czystsza, w glebie jest mniej ołowiu, przeprowadzono skuteczne usuwanie farb ołowiowych i nie ma już ołowiu w benzynie — dodaje Lamas. Usuwanie ołowiu u badanych — w większości zamożniejszych, białych Amerykanów — było po prostu nietrafione. Lamas sądzi, że chelatacja mogłaby pomóc osobom po zawale z uboższych, mniejszościowych społeczności, zwłaszcza z cukrzycą. To ta grupa najbardziej skorzystała w pierwotnym badaniu. Trzeba by to jednak sprawdzić w nowym, osobnym eksperymencie klinicznym.
Co z naturalnymi chelatorami i suplementami?
Większość skutecznych chelatorów to leki na receptę, ale niektóre produkty są dostępne w sprzedaży detalicznej. Amerykańska FDA już w 2016 roku ostrzegała, że te preparaty bez recepty nie mają udowodnionej skuteczności i mogą nieść ryzyko.
Firmy zielarskie promują czasem swoje wyroby jako naturalne chelatory, opierając się na kilku bardzo małych badaniach. Jedzenie niewielkich ilości czosnku przez miesiąc obniżyło umiarkowanie podwyższone poziomy ołowiu u pracowników fabryki akumulatorów. Suplement z algą chlorella zmniejszył zawartość rtęci we włosach u kilkudziesięciu osób. — Potrzebujemy więcej badań, by stwierdzić, czy ziołowe chelatory są bezpieczne i skuteczne — podkreśla Eggleston. Najlepiej porównujących je z zatwierdzonymi przez FDA lekami stosowanymi obecnie.
Kiedy naprawdę warto reagować?
Osobom z niskimi i umiarkowanymi poziomami metali najbardziej pomaga usunięcie źródła narażenia — mówi Eggleston. W praktyce oznacza to m.in. prawidłowe środki ochrony osobistej przy pracy z metalami czy unikanie produktów żywnościowych, które bywały wskazywane jako zanieczyszczone metalami ciężkimi, jak niektóre czekolady i przyprawy.
Szukanie odpowiedzi na mniej jednoznaczne dolegliwości — jak bezsenność czy „mgła mózgowa” — nie powinno opierać się na badaniach krwi oferowanych przez kliniki tzw. „medycyny funkcjonalnej”, które proponują także chelatację. Mogą one wyciągać zbyt daleko idące wnioski z niewielkich wahań wyników — ostrzega Blumenberg. Poziomy mogą też przejściowo rosnąć. Po zjedzeniu skorupiaków w organizmie na krótko wzrasta poziom nieszkodliwej formy arsenu.
Chelatację warto rozważyć dopiero wtedy, gdy objawom towarzyszą wiarygodne wyniki laboratoryjne wskazujące na istotnie podwyższony poziom konkretnego metalu po znanej ekspozycji. Na podstawie dostępnych dowodów nikt nie powinien chelatować „na zapas”, by zapobiec przyszłym chorobom przewlekłym. — Sięgając po chelatację w leczeniu niewyjaśnionych dolegliwości, możesz przegapić rzeczywisty problem zdrowotny, który znacznie częściej jest przyczyną objawów — podsumowuje Eggleston.
Źródło: National Geographic

