– Za wiele dobrego – mówi Lapointe o tych zakwitach glonów, które sprawiają, że woda jest „niedotleniona i wstrętna”.

W ostatnich latach fale wyrzucały gronorosty na plaże Martyniki i Gwadelupy, tworząc sterty o wysokości przekraczającej 3 m.

– Ludzie uważają, że jeśli się tego nie powstrzyma, trzeba będzie zamykać kurorty – mówi Lapointe. Mieszkańcy Trynidadu oraz innych karaibskich wysp musieli ewakuować się z domów z powodu toksycznego siarkowodoru wydzielanego przez zielsko gnijące na plażach.

Ławica ostrobokowatych żeruje pod skupiskiem wodorostów. Juliusz Verne w swojej książce Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi z 1870 r. porównał gronorosty do „dywanu glonów”. Fot. David Doubilet  

 

Nikt dokładnie nie wie, dlaczego dochodzi do zakwitów. Lapointe uważa, że zmiany klimatyczne mogą wpływać na bieg prądów oceanicznych, które teraz znoszą gronorosty do miejsc, gdzie wcześniej widywano je rzadko – od zachodniej Afryki po północne wybrzeża Brazylii. Inna hipoteza głosi, że obfitujący w fosfor pył z Sahary, który kiedyś wiatry przenosiły przez Atlantyk, osiada na morzu, zapoczątkowując przybrzeżne zakwity. Ale głównym winowajcą jest przypuszczalnie wzbogacenie wody w azot pochodzący z przemysłowych farm w USA. Substancje odżywcze spływające dorzeczem Missisipi do Zatoki Meksykańskiej doprowadzają do bujnego rozwoju gronorostów.

– Ten system jest zbyt złożony, żeby go w pełni zrozumieć – powiedział Lapointe. Ale wygląda na to, że dzieje się właśnie tak. Tropiąc azotowy ślad, stwierdzamy, że zaczyna się w centrum Ameryki.

Morze Sargassowe – żywe laboratorium przemian

tekst: Sylvia A. Earle

Kiedy dryfuję u wybrzeży Bermudów spowita w półprzezroczystą złocistą zasłonę gronorostów, czuję niemal skwierczenie energii – to słońce, dwutlenek węgla i woda odprawiają magię fotosyntezy. Rozkoszuję się tym doznaniem i drżę z emocji, widząc, jak maleńkie bąbelki tlenu, produkt uboczny fotosyntezy, wznoszą się ku powierzchni, dołączając do tlenu wyprodukowanego przez biliony okrzemek, niebieskozielonych bakterii oraz innego fitoplanktonu w okolicznej kryształowo czystej wodzie. Był rok 1986, gdy na Morzu Sargassowym odkryto najmniejsze i najliczniejsze na Ziemi organizmy dokonujące fotosyntezy – Prochlorococcus. Dziś wiadomo, że występują globalnie i wytwarzają aż 20 proc. tlenu w atmosferze. Wodorosty oraz mikroskopijne organizmy dostarczają tlenu wszystkiemu, co żyje w morzu, a także ponad połowę tego znajdującego się w powietrzu, którym oddychamy. Przechwytywany przez nie dwutlenek węgla jest przekształcany z pomocą wody w cukry i napędza złożone sieci troficzne oceanu, których kulminacją są tuńczyki, rekiny, walenie – i wreszcie my.