Zoolog William Beebe oraz inżynier Otis, używając małej batysfery, zaobserwowali w latach 30. XX w. na Morzu Sargassowym w pobliżu Bermudów formy życia, które w dzień pozostawały na głębokościach sięgających jednego kilometra, natomiast nocą wypływały na powierzchnię, żeby żywić się fitoplanktonem, dryfującymi wodorostami – i sobą nawzajem. Te migrujące rzesze małych ryb i bezkręgowców, największe skupiska zwierząt na Ziemi, bywają dziś określane w naukach klimatycznych mianem „niebieskiego węgla”. Chodzi o dwutlenek węgla związany w tkankach stworzeń mniejszych od kropek na tej stronie i tak wielkich jak płetwale błękitne.

Lasy na lądzie też przejmują dwutlenek węgla, który przyczynia się do ocieplenia planety, ale środowiska ziemskie zajmują znacznie mniej miejsca niż żyjący ocean. W Morzu Sargassowym co najmniej 14 dużych grup zwierząt żyje w dryfujących lasach wodorostów lub pływa między nimi. W rejonie Bermudów biolog Laurence Madin odkrył ich aż tyle w jednym zaciągu planktonu.

Przez całe dziesięciolecia badano prądy w Morzu Sargassowym, mierzono jego temperaturę i skład chemiczny wody, dokumentowano migracje tamtejszej fauny. Wyniki rzuciły światło na rolę oceanów w kształtowaniu klimatu i pogody oraz na procesy stanowiące podstawę naszej egzystencji.

To morze świadczy także o wpływie człowieka na nasz glob, od zaśmiecania po nielegalne, niezgłaszane i nieuregulowane połowy. W roku 2010 koalicja współpracująca z władzami Bermudów utworzyła Sargasso Sea Alliance (Sojusz Morza Sargassowego) zastąpiony w 2014 r. przez Sargasso Sea Commission (Komisję Morza Sargassowego). Naszą misją jest ochrona tego akwenu i uczynienie z niego modelu tego, co można zdziałać w skali regionalnej, gdy ONZ dąży do globalnej ochrony oceanu. 

Sylvia Earle bada gronorosty u wybrzeży Bermudów podczas ekspedycji z 2010 r. – Morze Sargassowe – mówi oceanografka – jest iskierką nadziei na niespokojnym oceanie. Saul Schwarz, Getty Images