„Żeby pies był skuteczny, musi być prowadzony przez wyszkolonego człowieka”. Od labradora do misji – początki ratownika z psem
Na piasku, tuż przy nodze swojego przewodnika, leży brązowy Chesapeake Bay Retriever – Diver Junior. Jego spojrzenie wędruje ku falom, jakby czekał na niewidzialny sygnał. Obok niego stoi Radosław Ptasiński – ratownik WOPR, instruktor ratownictwa wodnego, technicznego i pierwszej pomocy, a także międzynarodowy instruktor ILS K9. Dla niego ratownictwo to nie tylko praca – to styl życia. A droga do tej chwili zaczęła się wiele lat temu, od spotkania na plaży, które na zawsze zmieniło jego zawodową ścieżkę.

Jak długo jesteś w WOPR? Jak wyglądały Twoje początki?
Radosław Ptasiński, ratownik WOPR, instruktor ratownictwa wodnego, technicznego i pierwszej pomocy, a także międzynarodowy instruktor ILS K9: W ratownictwie wodnym jestem od 2004 roku. Wtedy zdobyłem uprawnienia młodszego ratownika WOPR, a w roku 2006 - ratownika WOPR. Potem były studia, działalność w stowarzyszeniu… A po przeprowadzce nad morze pojawiło się marzenie, żeby mieć psa, z którym będę mógł po prostu pływać. Nie szukałem tego aktywnie – stało się przypadkiem. Spacerowałem po plaży w Gdańsku z moim labradorem Diverem (teraz już Diverem Seniorem), spotkałem tam dziewczynę, która szkoliła psy w wodzie. Miała na koszulce napis „ratownik”. Zapytałem, czy mogę dołączyć. Zgodziła się, ale od razu uprzedziła, że będzie nam bardzo ciężko.
Przyszliśmy na pierwszy trening. Po nim spojrzała na nas i powiedziała: „Diver będzie moją perełką, niedługo wygracie zawody”. I tak się stało – pierwsze zawody wygraliśmy w Gdańsku roku 2015, drugie w roku 2016 zdobywając też tytuł najlepszego zespołu. W 2016 wygraliśmy też prestiżowe zawody w Dąbrowie Górniczej. To był dla mnie ogromny zastrzyk motywacji.

I co było dalej? Długo razem pracowaliście?
Ona była moim przewodnikiem w tym świecie. Niestety, jej życie miało wiele zawirowań. W liście pożegnalnym przekazała mi prowadzenie Sekcji Psów Ratowniczych w Gdańsku. To był dla mnie szok i jednocześnie ogromna odpowiedzialność. Musiałem stanąć na wysokości zadania.
Zaczęliśmy zmieniać metody szkoleniowe. To, co do tej pory robiono, nie było dobre dla psów – były przestymulowane, wokalizowały się za mocno, psuły się emocjonalnie. Szukaliśmy rozwiązań, konsultowaliśmy się z behawiorystami, choć oni nie znali się na ratownictwie wodnym, ale znali się na psach i ich szkoleniu na lądzie. Część ludzi została przy starych metodach, część poszła w nowe. W efekcie sekcja się podzieliła– ale ja wtedy założyłem swoją szkołę, w której od początku postawiłem na precyzję, profesjonalizm i dobrostan psa, jednocześnie pozostając do dnia dzisiejszego w sekcji.

Co zmieniło się, kiedy pojawił się Diver Junior?
Diver Senior przeszedł na zasłużoną emeryturę, a ja wziąłem Divera Juniora, to Chesapeake Bay Retriever – od początku uczony według nowych standardów. Dzięki temu mamy lepszą kontrolę nad wokalizacją, precyzyjniej wykonujemy zadania, jest spokojniejszy. W międzyczasie pojawił się pomysł napisania doktoratu o wykorzystaniu psów w ratownictwie wodnym – to projekt, nad którym wciąż pracuję.
Każde doświadczenie – czy w Polsce, czy za granicą – jest dla nas cenne. Byłem na szkoleniach we Włoszech, Niemczech, Czechach czy Łotwie. W Czechach pracowałem z Juniorem na rzece, kąpielisko objęte ochroną miało 18 km długości, pracowaliśmy w systemie 7x24 godziny. To zupełnie inne warunki niż w Polsce – inna charakterystyka akwenu, inne wyzwania. Takie doświadczenia uczą pokory i elastyczności.
Często podkreślasz, że pies nie jest samodzielnym ratownikiem. Dlaczego to takie ważne?
Bo to jeden z największych mitów w ratownictwie wodnym. Pies nie ratuje sam – jest narzędziem w rękach ratownika. My jesteśmy zespołem. Ktoś ma bojkę, ktoś motorówkę, drona… ja mam psa. Ale żeby pies był skuteczny, musi być prowadzony przez wyszkolonego człowieka. Jeśli widzimy gdzieś psa, który sam podpływa do pozoranta, to jest to szkolenie sportowe, przygotowanie pod zawody, nie stricte ratownicze. Podobnie z psami wyskakującymi ze śmigłowca, to piękne widowisko, ale nie ma realnego zastosowania w ratownictwie wodnym. To po prostu jedno z ćwiczeń podczas pokazów, które, dodajmy to, też są ważnym elementem szkolenia psa. W ratownictwie jednak nie chodzi o show – chodzi o skuteczność i bezpieczeństwo.

Siedząc na piasku obok Divera Juniora, Radosław mówi spokojnie, ale w jego głosie słychać pasję. Ta historia nie zaczęła się od planu – zaczęła się od przypadkowego spotkania na plaży i labradora, w którego mało kto wierzył. Dziś to droga, która prowadzi go przez plaże, rzeki i morza, ale przede wszystkim przez świat odpowiedzialnego, świadomego ratownictwa. I jest to droga, z której – jak sam przyznaje – nie zamierza schodzić.
Materiał promocyjny marki Plus


