„W ratownictwie największym sukcesem jest dzień bez wypadków”. Droga do zawodu i życie ratownika
Biała flaga delikatnie powiewa na wietrze, niebo jest błękitne ani jednej chmurki. To wymarzony dzień dla każdego plażowicza, idealna nadbałtycka pogoda. Jednak dla pracowników WOPR taka pogoda oznacza stałą czujność.

To naturalne, im lepsza pogoda, tym więcej turystów na plaży, tym większe rozprężenie, większa nieuważność, a za tym idzie więcej wypadków. – Mówi nam Antoni Żydek, absolwent bezpieczeństwa wodnego i doświadczony ratownik. Pracował na plażach w Polsce oraz w USA, m.in. w Myrtle Beach, gdzie współpracował w międzynarodowych akcjach ratunkowych, łącząc profesjonalizm z pasją do ratownictwa wodnego.

Jak zaczęła się Twoja przygoda z ratownictwem?
Antoni Żydek, absolwent bezpieczeństwa wodnego i doświadczony ratownik: Wszystko zaczęło się w 2014 roku, kiedy skończyłem kurs pierwszego ratownika i zacząłem działać jako wolontariusz w Lublinie. Wtedy pracowałem głównie na śródlądziu – na zbiornikach wodnych – i choć było to dobre miejsce, żeby zdobywać pierwsze doświadczenia, czułem, że brakuje mi wyzwań. Woda morska jest zupełnie innym żywiołem. Fale, prądy wsteczne, zmienna pogoda – to coś, co wymaga od ratownika większej koncentracji i umiejętności.
W 2018 roku pojechałem pierwszy raz na sezon nad morze, a w 2021 trafiłem do Międzyzdrojów i już tu zostałem. Był też jeden sezon w Stanach Zjednoczonych, gdzie miałem okazję poznać zupełnie inny system ratownictwa. To doświadczenie otworzyło mi oczy na wiele rzeczy – od organizacji pracy po wykorzystanie nowoczesnego sprzętu.
Czy od razu wiedziałeś, że to Twoja droga?
Na początku traktowałem to jako ciekawą przygodę i ścieżkę rozwoju. Nie myślałem o tym, żeby poświęcić temu całe życie. Ale kiedy pierwszy raz stanąłem na wieży nadmorskiej i jednocześnie kończyłem studia z bezpieczeństwa wodnego, poczułem, że to jest dokładnie to, co chcę robić. Ratownictwo daje mi możliwość pracy w terenie, realnej pomocy ludziom, a poza sezonem – prowadzenia szkoleń dla młodych ratowników, edukowania społeczeństwa, organizowania warsztatów. Dzięki temu mam poczucie, że rozwijam się przez cały rok, a nie tylko latem.

Co jest dla Ciebie najważniejsze w tej pracy?
Odpowiedzialność i świadomość, że ktoś powierza ci swoje życie. W ratownictwie nie ma miejsca na przypadek. Tu liczy się zgrany zespół, bo jedna osoba sama nie jest w stanie zrobić wszystkiego. U nas bohaterem jest cały skład – ten, kto wskakuje do wody i ten, kto zostaje na wieży, pilnując, by inni plażowicze byli bezpieczni w tym czasie. Jeśli nie ma współpracy, nie ma ratownictwa. Superważna jest też prewencja, nasza praca to w większym stopniu właśnie zapobieganie zdarzeniom. Ostrzegamy, rozmawiamy, jak trzeba to używamy gwizdka, wszystko to robimy, żeby zapobiec wypadkom. Bo gdy już dochodzi do zdarzenia, wynik może być katastrofalny.
Jak wygląda życie ratownika poza godzinami służby?
Większość z nas mieszka w jednej bazie. To znaczy, że trenujemy razem, jemy razem, mamy te same wolne chwile. Taki rytm pracy integruje, ale też szybko pokazuje, kto się do tego zawodu nadaje, a kto nie. To intensywne tempo – całe lato jesteś w gotowości, żyjesz w jednym miejscu z grupą kilkunastu czy kilkudziesięciu osób. Tu nie ma miejsca na duże ego ani konflikty – jeśli ktoś próbuje grać „solo”, nie utrzyma się długo w ekipie.
Czy to zawód tylko dla młodych?
Wcale nie. Ratownikiem można być całe życie, o ile zdrowie i kondycja na to pozwalają. Znam szefów plaż, którzy mają za sobą ponad 40 sezonów i nadal są w świetnej formie. Oczywiście, z wiekiem częściej przechodzi się na stanowiska szkoleniowe czy koordynacyjne, ale serce nadal zostaje na plaży. To jest coś, czego się nie zapomina.

Za co kochasz tę pracę?
Za połączenie sportu, odpowiedzialności i poczucia misji. Nawet gdy trenuję po pracy, to robię to z myślą o tym, żeby być lepszym ratownikiem. To styl życia, w którym cały czas się rozwijasz – zarówno fizycznie, jak i mentalnie. Ratownikiem jest się cały czas, a nie tylko bywa w sezonie na plaży …
Kiedy plaża pustoszeje, a wieża ratownicza milknie, Antek mówi, że największą satysfakcję czuje wtedy, gdy dzięki jego pracy i obecności nic się nie wydarzyło. Bo w ratownictwie największym sukcesem jest dzień bez wypadków.
Materiał promocyjny marek Plus


