„Tu nie ma miejsca na romantyzowanie – jest ciężka praca i odpowiedzialność”. Fale, pokora i cztery łapy – ratownictwo bez iluzji
W ratownictwie wodnym liczy się każda sekunda. Czasem to moment na to, by rzucić się w fale z psem, innym razem – by podjąć trudną decyzję o wycofaniu się z akcji. Radosław Ptasiński, ratownik WOPR i instruktor ILS K9, wie, że w tej pracy nie ma miejsca na ego. Liczy się chłodna ocena sytuacji, bezpieczeństwo człowieka i psa oraz pełna świadomość, że czasem najlepszą decyzją jest… zrobić krok w tył.

Bierzesz udział w akcjach międzynarodowych?
Radosław Ptasiński, ratownik WOPR, instruktor ratownictwa wodnego, technicznego i pierwszej pomocy, a także międzynarodowy instruktor ILS K9: Tak. Jeżdżę na szkolenia do Włoch, Niemiec, Czech czy na Łotwę. To dla mnie ogromna wartość – bo każdy kraj, każdy akwen, ma swoją specyfikę. W Polsce pracujemy głównie na morzu i jeziorach, ale kiedy trafiłem do Czech, musiałem zabezpieczać strefę na rzece o długości 18 km. Pracowaliśmy tam w systemie 7x24 godziny, tydzień bez przerwy. Inne prądy, inne przeszkody, zupełnie inna logistyka działań. To uczy pokory i elastyczności – bo woda w różnych miejscach zachowuje się zupełnie inaczej, a pies też reaguje na nowe warunki.
Chcesz zobaczyć tę treść?
Aby wyświetlić tę treść, potrzebujemy Twojej zgody, aby YouTube i jego niezbędne cele mogły załadować treści na tej stronie.
W Czechach podejście do nas jako zespołu człowiek-pies było niesamowite. Junior miał swoje wyznaczone miejsce na łódce, pokład był zlewany zimną woda, żeby nie poparzył sobie łap. A jak powiedziałem, że chciałbym spróbować w nocy zrobić ćwiczenia, od razu zebrała się grupa chętnych. Wypłynęliśmy na środek rzeki, my używaliśmy noktowizorów, ale Junior bezbłędnie w ciemnościach namierzał pozoranta. To były świetne ćwiczenia i zaangażowanie tamtych ratowników, pokazuje mi jak udany możemy wszyscy razem tworzyć zespół.

- Jak wyglądała Wasza najtrudniejsza akcja?
– Jedna z najcięższych to skoczek z molo z urazem kręgosłupa. Chłopak chciał się popisać – brawura, brak wyobraźni, chęć zaimponowania znajomym. Skoczył w płytką wodę. Byliśmy najbliżej miejsca zdarzenia. Płynąc, już wiedziałem, że to może być poważne. W takich momentach ciało działa automatycznie – zabezpieczyłem poszkodowanego w wodzie tak, żeby nie pogorszyć urazu, a Diver Junior przejął holowanie.
Kiedy dopłynęliśmy do czekającego już na nas zespołu ratowniczego natychmiast się wycofałem. Dlaczego? Bo w tej pracy nie ma miejsca na rywalizację o „pierwszeństwo” – liczy się skuteczność. Jeśli ktoś inny może szybciej i bezpieczniej zakończyć akcję, to ja mam obowiązek zrobić miejsce. To jest coś, czego trzeba się nauczyć – pokory i pracy zespołowej.
- Bywa, że trzeba przerwać akcję?
– Tak, i to są najtrudniejsze decyzje. Pamiętam ćwiczenia na dużych falach. Przewodniczka innego psa wycofała go z akcji, bo oceniła, że warunki są zbyt ryzykowne. Nie widziała jednak, czy pies dopłynął do brzegu – fale były tak duże, że zasłaniały wszystko. Ten moment niepewności, brak kontaktu wzrokowego, jest jednym z najgorszych, jakie mogą się zdarzyć przewodnikowi. Dziewczyna bała się o siebie, o pozoranta i o psa, niby tylko ćwiczenia, ale to zawsze jest pewna doza ryzyka i adrenaliny.
- Jakie cechy musi mieć pies, by pracować w ratownictwie wodnym?
– Przede wszystkim odpowiednie warunki fizyczne: minimum 30–35 kg wagi i co najmniej 50 cm w kłębie. Pies nie może być za duży, bo będzie za wolny. Liczy się pozytywne nastawienie do pracy z człowiekiem, brak agresji, wrodzona miłość do wody i pasja aportu. Większość naszych zadań opiera się na aporcie – czasem odwróconym, kiedy pies wnosi sprzęt do wody zamiast go wyciągać.
Ogromne znaczenie ma sierść – jeśli jest zbyt długa i mocno nasiąka wodą, pies męczy się szybciej. Wtedy trzeba ją przystrzyc. Ważna jest też psychika – pies musi umieć czekać godzinami w pełnej gotowości, siedzieć na łodzi w czasie zmiany, ignorować rozproszenia na plaży. To praca wymagająca ogromnej odporności psychicznej, nie tylko fizycznej.

- Co jest kluczowe, gdy liczy się każda sekunda?
– Rozpoznanie sytuacji i dobranie odpowiednich środków. W ratownictwie z psem działa prosta zasada - mnożenie: skuteczność psa razy skuteczność człowieka. Jeśli jeden z czynników zawiedzie, wynik tego działania - wynosi zero. Dlatego wszystko musi być wytrenowane – pamięć mięśniowa, automatyczne reakcje, precyzja. W sytuacji stresowej pole widzenia się zawęża, oddech przyspiesza – wtedy nie ma czasu na zastanawianie się, jak wykonać zadanie. To musi dziać się samo.
- Traktujesz to jako zawód?
– Nie. To nie jest moje źródło utrzymania – uczę na uczelni wyższej, a ratownictwo z psem to moja pasja i styl życia. Póki mam siłę, będę pracował z psem w akcjach i startował w zawodach, egzaminach i certyfikacjach. To wymaga ciągłego szkolenia, podnoszenia poprzeczki, wyjazdów na treningi i ćwiczenia różnych scenariuszy.
Chcę też zmienić świadomość w Polsce. Za granicą zespół człowiek–pies jest traktowany poważnie i z szacunkiem. U nas wciąż zdarza się, że pies jest postrzegany jako atrakcja turystyczna, a nie partner w pracy. To chcę zmienić.

- Co kochasz w tym najbardziej?
– Mam ogromny sentyment do mojej mentorki, która wprowadziła mnie w ten świat. To była wyjątkowa osoba, która uwierzyła we mnie i mojego psa. Kilka razy chciałem zrezygnować – bywały trudne momenty – ale zawsze pojawiało się rozwiązanie, które pozwalało mi iść dalej. Czasami myślę, że ona ciągle nade mną czuwa. Czuję wewnętrzne zobowiązanie, by rozwijać tę dziedzinę w Polsce, uczyć ludzi i zmieniać postrzeganie zespołów wsparcia kynologicznego.
Uważam, że każdy etap pracy psa – od pracy wodnej, przez sport sportu, przez szkolenie, po realne ratownictwo – jest ważny i zasługuje na szacunek. Nie można deprecjonować hobbystów, bo bez nich wiele psów nigdy nie trafiłoby do sportu czy do ratownictwa. Jednocześnie hobbyści powinni unikać podszywania się pod profesjonalnych ratowników, jednocześnie samo-dewaluując swoją aktywność i hobby. W efekcie prowadzi to do obniżenia wartości i wiarygodności pracy profesjonalnych zespołów ratowniczych, co jest szczególnie istotne z perspektywy profesjonalistów działających w ratownictwie wodnym. To jest jedna droga, po której każdy idzie swoim tempem i na swój sposób, a przystanek, na którym się zatrzyma – czy będzie to hobby, sport czy profesjonalne ratownictwo – zależy od jego celów, możliwości, zaangażowania i determinacji, ale też po prostu szczęścia.
Siedząc na plaży obok Divera Juniora, Radosław opowiada o ratownictwie z psem bez upiększeń. Tu nie ma miejsca na romantyzowanie – jest ciężka praca, odpowiedzialność i pokora. W tej pracy każda decyzja może uratować życie albo zakończyć się tragedią. I właśnie ta świadomość sprawia, że jego słowa brzmią tak poważnie. Bo za nimi stoi doświadczenie człowieka, który wie, że w ratownictwie z psem nie chodzi o show – chodzi o ludzi, których trzeba bezpiecznie sprowadzić na brzeg.

Materiał promocyjny marki Plus


