Opowiesz mi o akcji, której nigdy nie zapomnisz?
Antoni Żydek, absolwent bezpieczeństwa wodnego i doświadczony ratownik: Pewnie! Pamiętam to bardzo wyraźnie. Matka z córką znalazły się w prądzie wstecznym, który wciągał je coraz głębiej w ocean, to było w USA, spędziłem tam jeden sezon w 2024 roku. Kiedy do nich dopłynąłem, dziewczynka przejmującym głosem błagała: „Zabierzcie mnie do brzegu, uratujcie mnie”. Ten głos mam w głowie do dziś. Na szczęście zdążyliśmy na czas i obie wróciły bezpiecznie na plażę. Miałem w życiu akcje, które skończyły się niepowodzeniem, można by pomyśleć, że to te trudne i bolesne, powinny zapaść mi najbardziej w pamięć… a jednak to to dziecko zapamiętam chyba do końca życia.

Jak radzisz sobie z takimi emocjami?
Staram się oddzielać emocje od pracy. Jeśli zrobiliśmy wszystko, co było możliwe, a mimo to nie udało się uratować człowieka, trzeba wyciągnąć wnioski, przeanalizować sytuację i iść dalej. Inaczej ta praca by nas zniszczyła. W zespole dużo ze sobą rozmawiamy – codziennie omawiamy akcje, wspieramy się nawzajem. To działa jak terapia grupowa. Starsi ratownicy mają większe doświadczenie, oni stają się wsparciem dla tych młodszych. Rozmawiamy tak długo, a emocje opadną.

Antoni Żydek/ fot. Maciej Jabłoński / F11
Antoni Żydek/ fot. Maciej Jabłoński / F11

Czy Bałtyk jest trudnym akwenem?
Bardzo. Zmienna pogoda, szarpana fala, zimna woda – to wymagające warunki, które kształtują świetnych ratowników. Kto potrafi pracować w Bałtyku, poradzi sobie niemal wszędzie. To okrutny i bardzo wymagający nauczyciel. Dlatego polscy ratownicy mają bardzo dobrą opinię za granicą. Ja sam spędziłem jeden sezon w USA, to było dla mnie bardzo rozwijające doświadczenie, cieszę się, że mogłem tego spróbować, ale też z tego, że mogłem przynieść niektóre działające tam dobrze techniki na naszą plażę.

Jakie to techniki?

Na przykład praca rotacyjna, tak żeby ratownicy na wieży mieli zawsze świeżość umysłu, bo to dość jednostajna praca.

A jaką rolę odgrywa nowoczesny sprzęt?
Ogromną. Drony z termowizją potrafią znaleźć człowieka w wodzie szybciej niż wzrok ratownika z wieży. Nowoczesne pojazdy pozwalają dotrzeć na drugi koniec plaży w kilkadziesiąt sekund. Dzięki temu czas reakcji się skraca, a to klucz w ratownictwie. W szkoleniach drony też pomagają – nagrywamy akcję z góry i analizujemy każdy ruch, żeby wyłapać błędy.

Czego uczysz młodszych ratowników?
Przede wszystkim tego, by nigdy nie wchodzić do wody bez sprzętu. Bojka czy pas ratowniczy to asekuracja dla ratowanego, ale też dla ratownika. Uczę ich też, że gwizdek to ostateczność – lepiej podejść, wytłumaczyć, poprosić. Rozmowa daje lepszy efekt niż sto ostrzeżeń z wieży. Ważna jest empatia, podchodzenie do drugiego człowieka z otwartością, chcę edukowania i porozumienia, a nie wydawania zakazów i poleceń. Nie chodzi o to, żeby kogoś zdenerwować czy obudzić w nim negatywne emocje, ale o to, żeby edukować, uczulić na niebezpieczeństwo i zapobiec nieszczęściu.

Antoni Żydek/ fot. Maciej Jabłoński / F11
fot. Maciej Jabłoński / F11

Czy czujesz się bohaterem?
Nie. Tutaj bohater jest zbiorowy, jest nim cały zespół. Ten, który został na wieży, gdy reszta ruszyła na ratunek jest takim samym bohaterem, bo obstawiał tyły, podczas gdy oni byli na froncie. Tutaj solo nic nie zdziałasz, a możesz tylko narazić siebie samego. Bez współpracy nic by się nie udało.

Godzina 18:00, grupa ratowników wraca do swojej bazy, śmieją się i rozmawiają ze sobą, widać na pierwszy rzut oka, że to przyjaciele, zgrana ekipa, ludzie, którzy wiedzą, że mogą na sobie polegać.

belka-ng

Materiał promocyjny marki Plus