Jak oceniasz świadomość plażowiczów, jeśli chodzi o bezpieczeństwo?
Antoni Żydek, absolwent bezpieczeństwa wodnego i doświadczony ratownik: Szczerze? Jest z tym różnie, a często – niestety – słabo. Ludzie na wakacjach mają tendencję do „wyłączania myślenia”. Przyjeżdżają z nastawieniem: „Jestem na urlopie, nic złego się nie wydarzy”, a to najprostsza droga do problemów. Nie informują bliskich, gdzie idą, ignorują komunikaty z radiowęzła, lekceważą czerwone flagi. My codziennie powtarzamy: brak wyobraźni jest największym zagrożeniem. Nawet jeśli woda wygląda spokojnie, potrafi być zdradliwa. Na naszej plaży mamy radiowęzeł, który wydaje komunikat co godzinę. Mówimy o stanie wody, temperaturze, przypominamy o pasie ratunkowym dla samochodu na brzegu plaży od strony morza… Turyści osłuchują się z tą wiedzą, mogą lepiej reagować, jednak takie węzły nie są codziennością na polskich plażach.

Jak samemu zadbać o bezpieczeństwo nad wodą?
Przede wszystkim: rozmawiać z ratownikami. Nie wstydźcie się podejść do nas, przywitać, zapytać o warunki. My jesteśmy od tego, żeby informować – jakie są dziś prądy, w której części kąpieliska jest najbezpieczniej, na co szczególnie uważać. Ludzie często nie znają znaczenia boi: czerwone wyznaczają strefę dla osób nieumiejących pływać, gdzie głębokość to maksymalnie 120 cm, to też strefa dla wszystkich „dmuchańców”. Żółte to granica kąpieliska i koniec strefy dla umiejących pływać. Materace, koła czy pontony nie są sprzętem ratunkowym – to zabawki, każdy kto z nich korzysta, traktowany jest jak osoba nieumiejąca pływać i musi pilnować się czerwonych bojek. Nigdy, absolutnie nigdy, nie wolno wypływać z nimi za boje. Dodatkowo nie warto ich ratować na siłę, czasami offshorowy wiatr potrafi porwać nam taką zabawkę, a ludzie rzucają się na jej ratowanie, czasami ryzykując własne życie. Naprawdę trzeba umieć odpuścić…

Antoni Żydek/ fot. Maciej Jabłoński / F11
Antoni Żydek/ fot. Maciej Jabłoński / F11

Dlaczego jako doświadczony pływak, leniuchujący na materacu dmuchanym, nie mogę sobie podryfować kawałek dalej? Przecież umiem pływać, poradzę sobie i wrócę do brzegu…
Bo woda potrafi zaskoczyć. Ciało nagrzane na słońcu może doznać szoku termicznego przy nagłym kontakcie z chłodniejszą wodą, a wtedy nawet świetny pływak staje się osobą do uratowania. My każdego traktujemy tak, jakby nie umiał pływać – bo w momencie kryzysu wszyscy są w takiej samej sytuacji. Do tego materace czy dmuchane koła mogą odpłynąć, a odległość od brzegu może być jednak dla siebie zbyt duża.

Jakie błędy plażowiczów zdarzają się najczęściej?
Klasyka to brak komunikacji. Rodzic zabiera dziecko do hotelu, a druga osoba z rodziny zgłasza ratownikowi, że dziecko i osoba dorosła zniknęli, a ostatni raz byli widziani w wodzie. My zaczynamy procedury poszukiwawcze, wzywamy wsparcie, przeszukujemy teren… a tymczasem dziecko od dawna siedzi w pokoju, zajadając lody. Dlatego tak ważna jest komunikacja wśród ludzi, którzy są ze sobą na plaży. Kolejna sprawa to częste zaginięcia dzieci na lądzie. Dlatego rozdawanie przez nas opasek, na których mogą rodzice napisać numer telefonu do siebie naprawdę potrafi uratować sytuację.

Jak reagować, gdy widzimy kogoś w niebezpieczeństwie?
Najlepiej natychmiast podejść do ratownika i powiedzieć, co się dzieje. Nie krzyczeć „ktoś tonie” w panice, bo czasem to fałszywy alarm i rozpraszamy zespół, powodujemy też panikę na plaży, która w przypadku rzeczywistego zagrożenia, może być dla nas przeszkodą do szybkiego dotarcia do poszkodowanego. W przypadku gdy jest to dziecko blisko nas i uważamy, że szybciej sami zareagujmy, oczywiście należy pomóc. Na plaży niestrzeżonej jest inaczej. Jeśli sytuacja jest blisko nas i możemy pomóc bez ryzyka dla siebie – podajmy gałąź, linę, bluzę – nigdy swoją rękę, to robimy to, będąc cały czas świadomym swojego bezpieczeństwa. Osoba tonąca może być dla nas niebezpieczna, może próbować wepchnąć nas pod wodę, byleby ratować siebie. Najważniejsza jest szybka, chłodna ocena czy ratowanie tej osoby może zagrozić mojemu życiu? Jeśli tak, to jedyne co możemy zrobić to zadzwonić na numer alarmowy, lub wezwać pomoc przez aplikację RATUNEK – co ułatwia nam też namierzenie takiej osoby i miejsca zdarzenia. Staramy się też nie stracić z oczu poszkodowanego lub zapamiętać miejsce, w którym ostatni raz go widzieliśmy. Nie próbujmy być bohaterami na siłę, bo może się okazać, że zamiast szukać jednej osoby, będziemy musieli pomagać dwóm.

Antoni Żydek/ fot. Maciej Jabłoński / F11
Antoni Żydek/ fot. Maciej Jabłoński / F11

Czy turyści czasem sami stają się bohaterami?
Oczywiście. Wystarczy, że ktoś zareaguje, gdy widzi pijanego wchodzącego do wody, to tak jakby wsiadał za kółko. Staje się zagrożeniem dla swojego życia, ale też życia innych. Zawsze należy reagować w takiej sytuacji. Kolejny przykład to nauczenie swojego dziecka, na którym zejściu ma się znaleźć w razie zgubienia. Pilnowanie siebie nawzajem, włączenie myślenia, rozmowa z nami… i szacunek dla naszej pracy i myślenie krok naprzód – to wszystko to forma bohaterstwa.

Kiedy słońce powoli chowa się za horyzont, Antek podkreśla, że dla niego najlepszy dzień w pracy to taki, w którym nic się nie wydarzyło. Bo w ratownictwie najważniejsze jest zapobieganie, a nie heroiczne akcje w ostatniej chwili.

belka-ng

Materiał promocyjny marki Plus