W tym artykule:

  1. Lambertomania wśród Piastów
  2. Z Leodium do Polski
  3. Kim był św. Lambert?
  4. Tajemnicza sprawa Ewrakra
  5. Szukamy odpowiedzi w Belgii
  6. Trop wiedzie do Dytrykówny
  7. Dlaczego ten święty
  8. Piast na tronie biskupim?
  9. Konflikt świętych z Gniezna i z Krakowa
  10. Św. Stanisław z Leodium
Reklama

Skąd w państwie wczesnych Piastów tak duża popularność bynajmniej nie słowiańskiego imienia Lambert? Trop wiedzie do miasta Liège położonego na terenie dzisiejszej Belgii.

Lambertomania wśród Piastów

Pierwszym chrześcijańskim imieniem używanym przez Piastów był Lambert. Otrzymał je na chrzcie syn Mieszka I, urodzony około roku 985. Wymieniony został w dokumencie „Dagome iudex” (991), w którym Mieszko I z drugą żoną Odą oraz z synami z tego małżeństwa oddawali swoje państwo pod opiekę papieża. Temu Lambertowi polski tron nie był pisany. Miał na nim zasiąść Bolesław Chrobry – potomek Mieszka I z małżeństwa z Dobrawą. A kiedy i Bolesławowi w 990 r. urodziło się dziecko, również ochrzcił je imieniem Lambert. Ten Piastowicz już zasiadł na tronie. Przeszedł do historii jako Mieszko II Lambert.

Na tym się nie skończyło. Imię Lambert dostał na chrzcie także urodzony w 996 r. wnuk Mieszka I, lepiej znany jako Knut Wielki. Ten syn Piastówny Świętosławy-Sygrydy oraz Swena Widłobrodego (króla Danii, Norwegii i Anglii) został władcą imperium anglo-skandynawskiego. Ponadto imię Lambert nosił też wnuk Mieszka II – syn jego nieznanej z imienia córki oraz króla Węgier Beli I.

Wszystko to działo się na przestrzeni kilkudziesięciu lat. W końcu X i w pierwszej połowie XI wieku. Dodajmy do tego, że w XI stuleciu zanotowano też trzech biskupów krakowskich o imieniu Lambert. Skąd wzięła się ta „lambertomania” wśród Piastów i co się za nią kryje?

Bolesław Zapomniany, syn Mieszka II. Dlaczego ten król Polski został wykreślony z historii naszego kraju?

Mieliśmy króla, którego wrogowie tak starannie wymazali z historii i pamięci potomnych, że do dziś trwają spory, czy w ogóle istniał. Bolesław Zapomniany był wnukiem Bolesława Chrobrego...
Bolesław Zapomniany, syn Mieszka II. Dlaczego ten król Polski został wykreślony z historii naszego kraju? (FOT. PUBLIC DOMAIN)
Bolesław Zapomniany, syn Mieszka II. Dlaczego ten król Polski został wykreślony z historii naszego kraju? (FOT. PUBLIC DOMAIN)

Z Leodium do Polski

„To nie mógł być przypadek. Imiona w dynastiach zawsze odgrywały ważną rolę i wybierano je z rozwagą. Wystąpienie w tak dużej liczbie w obrębie rodziny Piastów (oraz wśród polskiego episkopatu) imienia frankijskiego świętego musiało się łączyć z jego kultem. Możemy zatem śmiało stawiać tezę, że w Polsce od schyłku X do początku XII wieku św. Lambert cieszył się dużym powodzeniem, a jego kult niósł ze sobą jakieś specjalne znaczenie” – komentuje prof. Andrzej Pleszczyński z Zakładu Historii Powszechnej Średniowiecznej Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie.

Zdaniem dr. Witolda Chrzanowskiego, historyka i autora książek (m.in. kilkutomowej „Kroniki Słowian”), warto rozważyć, na ile imiona synów Mieszka I miały związek z ówczesnymi realiami polityczno-religijnymi. „Mamy Bolesława Chrobrego, Świętopełka, Mieszka Mieszkowica i Lamberta. Wszystkie oczywiście zostały nadane na czyjąś cześć. Bolesław Chrobry otrzymał imię na cześć teścia polskiego władcy, księcia praskiego Bolesława Srogiego. Tego nikt nie kwestionuje.

Co do Świętopełka, jest już rozbieżność. Ostatnio stało się modne, aby wywodzić imię z linii pomorskiej, moim zdaniem błędnie. Thietmar z Merseburga nie wymienia ani jednego księcia pomorskiego o tym imieniu, natomiast zna władcę Moraw Świętopełka – opowiada Chrzanowski. – Świętopełk to imię na cześć Świętopełka I Wielkiego: króla Słowian, jak go nazywa papież w liście »Quia te zelo fidei«. Mieszko Mieszkowic nazwany został na cześć ojca, księcia polańskiego. A Lambert na cześć św. Lamberta, patrona Leodium”.

Dawna mapa diecezji Liège. Fot. Sepia Times/Universal Images Group via Getty Images

Kim był św. Lambert?

Ów święty żył w VII–VIII w. i był biskupem Maastricht nad rzeką Mozą (dziś to pogranicze holendersko-belgijsko-niemieckie). Po męczeńskiej śmierci stał się patronem miejscowej diecezji, której stolicę przeniesiono po pewnym czasie do Liège, też leżącego nad Mozą, a funkcjonującego wówczas pod łacińską nazwą Leodium. Sam Lambert żadnych związków z Polską nie miał i nie mógł mieć, bo żył, zanim powstało nasze państwo. Za to „bastion” jego kultu – Leodium i okolice – już tak.

Jak wskazują historycy, to stamtąd docierali do Polski liczni duchowni. Spekuluje się, że właśnie z okolic Leodium mógł pochodzić pierwszy biskup Polski – misyjny biskup Jordan działający na naszych ziemiach od ok. 966 r. Z pewnością tamtejszego biskupa Notgera znał dobrze św. Wojciech – wskazują na to historyczne źródła. Także inny polski patron, św. Stanisław, uczył się w XI w. prawdopodobnie w Leodium. Z tamtych okolic przybył też w XII w. wpływowy płocki biskup Aleksander z Malonne i jego brat Walter, biskup wrocławski. Z Leodium pochodzili mnisi sprowadzeni przez Kazimierza Odnowiciela do Tyńca.

Z kręgiem sztuki nadmozańskiej, obejmującym Leodium, historycy łączą też istotne romańskie zabytki w Polsce. Świadczą o tym, że Leodium było ważne dla Polski w sensie cywilizacyjnym, a Polska dla Leodium jako miejsce krzewienia i umacniania chrześcijaństwa.

Aktywność misyjna duchownych leodyjskich obejmowała nie tylko ziemie polskie. „Przypuszcza się, że czeski kronikarz Kosmas z Pragi kształcił się w Leodium. Europa Środkowa była ważnym obszarem realizowania takich ambicji edukacyjno-chrystianizacyjnych Leodium” – zaznacza prof. Pleszczyński. Jednak to w naszym przypadku te związki przybrały formę swoistej „lambertomanii”, rozpoczętej przez Mieszka I. Zdaniem Witolda Chrzanowskiego Piastowie wybierali akurat takie imię, bo ten święty najpewniej został chrześcijańskim patronem rodu. Tylko dlaczego on? Być może jakiś Piastowicz trafił do Leodium i tak narodziła się rodowa tradycja...

Tajemnicza sprawa Ewrakra

Pikanterii tej sugestii dodaje fakt, że XIV-wieczny waloński kronikarz Jean d’Outremeuse (Jean des Preis) zapisał, że biskup leodyjski Eracle (Euracle, Ewraker) z połowy X w. był… synem dumnego polskiego księcia i saskiej księżniczki z potężnego rodu! Połowa X w. wskazywałaby, że chodzi o jednego z braci Mieszka I. Albo o nieznanych historii jego stryjów, czyli braci Siemomysła – Mieszkowego ojca i poprzednika. Byłoby to najprostsze i najbardziej oczywiste wytłumaczenie bliskich związków piastowsko-leodyjskich oraz sięgania przez Piastów po imię Lamberta, patrona zaprzyjaźnionego biskupstwa.

Witold Chrzanowski stawiałby raczej na brata Mieszka niż na jego stryjów. „Kronikarz z XIV w. pisał, że Ewraker był synem księcia polskiego. Skądś to zaczerpnął. Jeżeli nie mamy tego źródła, nie oznacza to, że go nie było. A że w tym czasie Mieszko chrzcił Polan i panował w Wielkopolsce, jego brat Czcibor zwyciężał Hodona pod Cedynią 24 czerwca 972 r., kolejny brat ginął z rąk Wichmana około 963–967 r., to duchownym, biskupem Leodium, mógł być tylko najmłodszy syn Siemomysła” – sugeruje historyk. O ile oczywiście żoną Siemomysła była „saska księżniczka”. A tego nie wiemy.

Najstarsze i najpiękniejsze kościoły w Polsce. 10 miejsc z ciekawą historią

Najstarsze kościoły w Polsce skrywają piękne wnętrza i wiele ciekawych historii. Mimo że archeolodzy wciąż spierają się, które świątynie rzeczywiście powstały najwcześniej, na podst...
Najstarsze kościoły w Polsce. Fotografia przedstawia sklepienie katedry w Gnieźnie (fot. Wikimedia/Diego Delso/CC BY-SA 4.0)
Najstarsze kościoły w Polsce. Fotografia przedstawia sklepienie katedry w Gnieźnie (fot. Wikimedia/Diego Delso/CC BY-SA 4.0)

Problem jednak w tym, że do chrztu Polski doszło formalnie w 966 r., a Piastowie uchodzili do tego czasu za pogan. Choć nie do końca. Przez wiele lat historycy wierzyli – głównie na podstawie XIII-wiecznej „Kroniki polsko-węgierskiej” i niejednoznacznej wzmianki u Thietmara z Merseburga – że Mieszko I miał siostrę, gorliwą chrześcijankę Adelajdę, która około 972 r. została wydana za węgierskiego księcia Gejzę. Zwano ją Białą Kneginią, czyli „piękną księżną”.

Fakt wychowania jej po chrześcijańsku sugerowałby, że nowa religia nie była obca Piastom jeszcze przed chrztem Polski w 966 r. A to mogłoby mieć przełożenie na wiarygodność przekazu o polsko-saskim biskupie leodyjskim Ewrakrze w połowie X w. Dziś wielu badaczy uważa jednak zapis z „Kroniki polsko-węgierskiej” o Adelajdzie jedynie za historyczną pomyłkę.

Szukamy odpowiedzi w Belgii

Zapisku Jeana d’Outremeuse’a, sporządzonego z tak dużym opóźnieniem w stosunku do opisywanych wydarzeń, nie można traktować jako w pełni wiarygodnego źródła. Chcąc sprawdzić, czy są i inne, skontaktowaliśmy się z Muzeum Archeologicznym w Liège. W odpowiedzi dostaliśmy biogram Ewrakra powstały na bazie historycznych przekazów. Stąd wiemy, że był uczniem swojego poprzednika bp. Rathiera, a w Leodium objął biskupstwo w 959 r. Dobrze zapisał się w historii dzięki dbałości o poziom edukacji duchownych. Kiedy zmarł w 971 r., pochowano go w leodyjskim kościele św. Marcina. Ani słowa o piastowskim pochodzeniu.

W jeszcze innych źródłach, po które sięgnęliśmy, znaleźliśmy informację, że biskupa Ewrakra pożerała jakaś choroba, a jego rządy nie skończyły się zbyt pomyślnie. W chwili jego śmierci diecezją targały społeczne niepokoje, doszło nawet do splądrowania pałacu biskupiego…

Jednak najważniejszą z naszego punktu widzenia informację znajdujemy w „Żywocie Ewrakra” autorstwa XII-wiecznego benedyktyna Reniera z Saint-Laurent, do którego odwołanie zawierał biogram przesłany z muzeum w Liège. Mnich stwierdził tam, że Ewraker był z pochodzenia Sasem o „szlachetnej krwi”. Choć benedyktyn nawet nie zająknął się o Polsce, potwierdził jednak po raz kolejny saskie pochodzenie biskupa, co przynajmniej częściowo współgra z zapiskiem Jeana d’Outremeuse’a.

Król Mieszko II Lambert. Jeden z Piastów, który imię Lambert otrzymał na cześć tajemniczego patrona dynastii. Fot. Archiwum

Najważniejsze jednak, że jego wersja nie musi być kłamstwem, kompletnym wymysłem – przynajmniej w pojęciu ludzi średniowiecza – także z innego powodu. Zdaniem prof. Pleszczyńskiego, który wśród swoich zainteresowań naukowych wymienia spotkania kultur oraz struktury myślowe średniowiecza, zapis kronikarski może po prostu sygnalizować i symbolizować kontakty łączące Polskę i Leodium w tamtej epoce.

„Odbija się w nim tradycja bliskich stosunków z Polską. Nawet jeśli kronikarz w sposób zamierzony konfabulował, to jego zapis był pewnym komunikatem, który potrafiło odczytać jego otoczenie. Inaczej sprawę ujmując: skoro w XIV w. powstał tekst, który sugeruje powiązania Leodium z księżniczką saską i władcą polskim, to istniało jakieś podłoże intelektualne upoważniające autora do formułowania takiego zapisu, a jego otoczenie (przynajmniej jego część) musiało te słowa rozumieć i akceptować. Rodzi się tu oczywiście pytanie, czy za genezą wspominanej opowieści stało jedynie 200 lat pewnej tradycji powiązań misyjno-intelektualnych, czy pamięć o jakiejś konkretnej saskiej księżniczce i polskim księciu” – stwierdza profesor.

Pytanie zatem, jaka saska księżniczka mogła być pomostem między Leodium i Piastami, i jednocześnie przyczynić się do wyboru imienia chrzestnego Lambert wśród Piastowiczów.

Trop wiedzie do Dytrykówny

Odpowiedź okazuje się oczywista. Po raz pierwszy użyto tego imienia około 985 r. w przypadku syna Mieszka I i jego drugiej żony Ody – córki saskiego możnowładcy Dytryka, margrabiego Marchii Północnej!

„Oda Dytrykówna jako swego rodzaju medium przeniknięcia kultu św. Lamberta do Polski wydaje się w tej sytuacji doskonale pasować, choć bezpośrednich dowodów brak. Argumentowano kiedyś, że Bolesław Chrobry nie nazwałby swego syna (Mieszka II Lamberta) imieniem przyniesionym przez znienawidzoną macochę, ale ta argumentacja nie jest trafna. Przecież można wyobrazić sobie sytuację następującą: przybywa Oda w towarzystwie kręgu duchownych i mają ze sobą jakieś relikwie. Tak często szerzył się kult świętych. Wyposażenie córki potężnego magnata (margrabiego Dytryka), która jedzie do kraju niemal pogańskiego, w tego rodzaju przedmioty było przecież pożądane.

Świętość rozumiano dość utylitarnie, miała bronić przed zagrożeniami – wszelkimi: duchowymi, ale i fizycznymi. Jest rzeczą zwykłą w społecznościach wierzących, że obecność relikwiarza łączy się zawsze z krążącymi wokół niego opowieściami o cudownych ozdrowieniach, niezwykłych interwencjach świętego itp. Dowodem popularności kultu jest fakt nazwania Piastowiczów (syna Mieszka I i syna Chrobrego) chrzcielnym imieniem Lamberta” – stwierdza Andrzej Pleszczyński i akcentuje, że to nie mógł być przypadek.

Podkreśla, że ojciec Ody był wtedy jeszcze kimś ważnym w elicie Rzeszy Niemieckiej. Choć stracił sporo w wyniku powstania Słowian połabskich (983), jednak był cesarskim krewnym. „Zatem miał możliwości, by odpowiednio zaopatrzyć wydawaną za mąż córkę, która miała znaleźć się na skraju chrześcijańskiego świata, u boku wprawdzie sojusznika, ale przecież wciąż kojarzącego się z jakąś dzikością. Szkoda czy krzywda wyrządzona córce nie tylko wiązała się wówczas z cierpieniem ojca, ale i ujmą na jego honorze.

Dytryk ryzykował. Św. Lambert mógł mieć zatem do spełnienia konkretne zadanie. Nie traktujmy jednak tego faktu jako archaicznego zabobonu. Przecież do dziś ludzie wierzą w sposób w zasadzie quasi-pogański w relikwie, a kult świętych spełnia, często z powodzeniem, funkcje terapeutyczne” – dodaje profesor.

Dlaczego ten święty

Pozostaje kwestia, dlaczego Oda Dytrykówna miałaby otaczać czcią i mieć relikwie akurat św. Lamberta. Ponad sto lat temu prof. Alfons Parczewski, a kilka dekad po nim inny historyk – prof. Stanisław Kętrzyński – połączyli dwie rzeczy. Mianowicie to, co kronikarze przekazali o rzekomej uleczonej przez chrzest „ślepocie” Mieszka I, oraz to, co wiemy o Odzie i patronce, od której saska księżniczka wzięła swe imię. Wchodziły w grę dwie święte Ody. Pierwsza z nich żyła w Amay pod Leodium i była krewną św. Lamberta – co już jest dla naszej hipotezy dobrym argumentem. Druga św. Oda była szkocką królewną, ale też związaną z diecezją leodyjską.

„O Odzie, rzekomej córce jednego z królów szkockich, a zaliczonej do szeregu świętych irlandzkich pod dniem 27 lutego, istnieje podanie, że będąc niewidomą, a odczuwając szczególne nabożeństwo do św. Lamberta, przy relikwiach jego w Liège wzrok odzyskała. Otóż narzuca się myśl, czy przypadkiem polska legenda o ślepocie Mieszka nie wiąże się jakoś z kultem św. Lamberta, albo czy kult św. Lamberta u Mieszka nie miał podstawy w jakimś fakcie uratowania mu wzroku?” – pisał Parczewski.

Średniowiecze w Polsce to nie ciemne wieki. Wtedy powstało nasze państwo, pierwszy uniwersytet i literatura

Jak długo trwało średniowiecze w Polsce? Jak wyglądało wówczas życie mieszkańców kraju i co z historycznego punktu widzenia zawdzięczamy tej epoce? Na te i inne pytania odpowiadamy poniżej.
Średniowiecze w Polsce – jak wyglądało życie ludzi w tamtych czasach? (fot. Getty Images)
Średniowiecze w Polsce – jak wyglądało życie ludzi w tamtych czasach? (fot. Getty Images)

Brzmi to intrygująco i doskonale tłumaczyłoby „karierę” Lamberta wśród Piastów. Jednak zdaniem prof. Pleszczyńskiego idea odzyskania wzroku przez Mieszka I (jak jest podane u Galla Anonima) niekoniecznie musiała przejść do Polski ze zbioru cudów św. Lamberta.

„Motyw ten stanowił pewien kanon opowieści o nawróceniu poganina i był typowy dla myślenia alegorycznego we wczesnym chrystianizmie. Wystarczy przywołać legendę o św. Longinie, ważną i popularną zwłaszcza w tych kręgach, które popularyzowały kult Świętej Włóczni” – argumentuje naukowiec. Otóż także w legendzie o Longinie, rzymskim legioniście, który przebił bok ukrzyżowanego Jezusa włócznią, a potem się nawrócił, pojawia się wątek cudownego odzyskania wzroku. A kult Świętej Włóczni dotarł i do Polski, wszak Otton III przekazał Chrobremu jej kopię.

„Możliwe oczywiście jest i to, że Oda szkocka z opowieści o św. Lambercie rzeczywiście jakoś zapładniała umysły duchownych związanych z dworem piastowskim, ale na to nie ma żadnych bezpośrednich dowodów. Równie dobrze pomysł takiego odzyskania wzroku (tylko w sensie alegorycznym) i dostrzeżenia prawdziwej wiary mógł wynikać z legendy Świętej Włóczni. Nie wiem, kiedy pojawiła się w Polsce tradycja o ślepocie dziecięcej Mieszka. Jednak skoro zapisał ją Gall na początku XII w., to na pewno istniała w XI w. Mamy więc dwa prawdopodobne jej źródła: legendę Świętej Włóczni oraz legendę św. Lamberta” – podkreśla prof. Pleszczyński.

Ta niepewność nie zmienia faktu, że Oda Dytrykówna miała wszelkie prawo być wielką czcicielką św. Lamberta i swej imienniczki św. Ody. Na tyle zaangażowaną, że to z powodu powyższych legend dała synowi imię, które potem stało się tak popularne.

Piast na tronie biskupim?

Tym samym wątek ewentualnego piastowskiego pochodzenia biskupa Ewrakra, choć fascynujący, staje się drugorzędny. Niemniej wciąż zagadkowa pozostaje popularność imienia Lambert wśród biskupów krakowskich. W latach 1019–1030 diecezją miał rządzić Lambert I. W latach 1061–1071 Lambert II Suła, zaś między 1082 a 1101 r. Lambert III. Co więcej, część historyków utożsamia biskupa Lamberta I z synem Mieszka I. Czyli z tym Lambertem, urodzonym ok. 985 r., od którego zaczęła się „lambertomania”!

Również zaproponowany przez Witolda Chrzanowskiego sposób rozumowania w kwestii nadawania imion przez Mieszka I pasowałby do takiej hipotezy. „Mamy sytuację, że trzech synów otrzymało imiona »świeckie« (chociaż to nie najlepsze określenie dla tamtych czasów), dla uściślenia: »imiona monarsze«. Natomiast Lambert jest imieniem mającym wyraźne konotacje z kręgami duchowieństwa. Zatem czy Lambert jako najmłodszy syn Mieszka I był przeznaczony do stanu duchownego? W tamtych czasach to normalna praktyka rodów panujących” – stwierdza Chrzanowski.

Co więcej, gdyby ów Lambert Mieszkowic, w przyszłości krakowski biskup, zaczynał od nauki w Leodium, mógłby zostać tam zapamiętany. I to on pasowałby do opisu Jeana d’Outremeuse’a o wykształconym w Leodium „synu polskiego księcia i saksońskiej księżniczki”. Tyle że pisząc po wiekach, waloński kronikarz z Piasta biskupa krakowskiego wyuczonego w Leodium zrobił leodyjskiego biskupa Ewrakra, żyjącego kilkadziesiąt lat wcześniej…

Problem w tym, że brak jednoznacznych dowodów utożsamiających krakowskiego biskupa i piastowskiego księcia. Choć część historyków przyjmuje takie założenie, opierając się na budzących kontrowersje wzmiankach w XIII-wiecznej „Kronice polsko-węgierskiej” oraz w XI-wiecznym „Żywocie św. Romualda”. Zdaniem prof. Gerarda Labudy trzeba zwrócić uwagę, kim był polski książę, który w 1001 r. posłował do Rzymu z ramienia Bolesława Chrobrego.

Podczas tego wyjazdu tajemniczy Piastowicz podarował konia opatowi Romualdowi z Pereum koło Rawenny, a potem został przez niego przyjęty jako mnich do tamtejszej wspólnoty eremickiej. Wspominał o tym fakcie „Żywot św. Romualda” z 1040 r. autorstwa Piotra Damianiego. Czytamy tam, że chodziło o „syna Bolesława, króla słowiańskiego”. Damiani mógł jednak nie odróżniać potomków Mieszka I i Chrobrego (podobnych wiekiem, równie obcych, bo z dalekiego kraju itd.). Dlatego, zdaniem Labudy, tym księciem wysłanym do Italii mógł być jeden z synów Mieszka I (być może właśnie Lambert), których historycy zwykle uważali za wypędzonych przez Chrobrego i strąconych z kart historii.

„Jeden z nich mógł przewodzić poselstwu Bolesława do Rzymu; obaj przekroczyli w tym czasie 18. rok życia, uznawany powszechnie za dojrzały do czynności prawnych i politycznych. Jakkolwiek Kazimierz Jasiński stanowczo wypowiedział się przeciw Lambertowi jako wysłannikowi księcia Bolesława do Rzymu, to jednak, kierując się tylko względami formalnymi, zbyt pochopnie wypowiada się przeciw tej identyfikacji – argumentował Labuda. – Imię Lambert nabrało w dynastii Piastów znaczenia kulturowego, jako chrześcijańskie uzupełnienie dla imienia rodzimego. Za tą identyfikacją przemawia stan duchowny Lamberta. Jak wiemy, takie imię nosił biskup, którego śmierć w 1030 r. wraz z drugim biskupem Romanem została wpisana do rocznika kapituły krakowskiej”.

Męczeństwo św. Wojciecha na drzwiach Katedry w Gnieźnie. Fot. Archiwum

Konflikt świętych z Gniezna i z Krakowa

Innego zdania jest prof. Pleszczyński. „Biskup Lambert I jest poświadczony bardzo późno i w sposób niepewny. Jeśli go odrzucimy, to mamy odstęp kilkudziesięciu lat od piastowskich Lambertów do Lamberta II. Pośrednich wskazówek wiążących jego, a potem Lamberta III, z rodziną Mieszka I i Bolesława Chrobrego nie ma.

Jednak z drugiej strony wiemy, że rodzina królowej Rychezy, żony Mieszka II, pochodziła z okolic Kolonii. Tam kult św. Lamberta również był popularny” – zwraca uwagę. A zatem biskupi krakowscy o imieniu Lambert II i Lambert III mogli być już „drugą falą” polskiej „lambertomanii”. Tym bardziej mocną, że zasiadający na tronie biskupim w okresie między ich rządami Stanisław ze Szczepanowa też miał pobierać nauki w Leodium.

Możemy zatem wyobrazić sobie sytuację, że biskupi krakowscy wciąż sięgali po imię Lambert, kultywując pamięć o tym chrześcijańskim biskupie, podczas gdy w Gnieźnie rozkwitał już kult św. Wojciecha. Nic dziwnego. Męczennik św. Wojciech jako Słowianin i misjonarz wysłany przez Chrobrego do Prus dodawał Piastom prestiżu na arenie międzynarodowej. Św. Lambert był tylko przeszczepem z Zachodu. Wojciech był obietnicą i zadatkiem budowy własnego polskiego Kościoła, jego legitymizacją. To żywotem i misją tego męczennika Piastowie mogli się pochwalić potem, w XII w., na Drzwiach Gnieźnieńskich.

Z czasem również w Krakowie zapomniano o Lambercie. Tak jak „wyparł” go z Gniezna św. Wojciech, tak z Krakowa – wspomniany św. Stanisław. Był w końcu biskupem krakowskim, ofiarą sporu ołtarza z tronem. Mając własnego męczennika, Kraków nie potrzebował już kultywować pamięci o „obcym”. Tym bardziej, gdy „eksportowanych” z Zachodu zakonników i dostojników kościelnych zastępowali ci pochodzący z ziem polskich.

Poza tym może św. Lambertowi zaszkodziło, że niezbyt „wywiązał się” ze swego zadania – patronowania Piastom? Lambert Mieszkowic pojawia się na kartach polskich dziejów raczej w roli statysty. Z kolei Mieszko II Lambert zaczął wprawdzie energicznie, ale jego rządy przybrały tragiczny obrót. Zarówno na płaszczyźnie politycznej, jak i osobistej spotkał go los nie do pozazdroszczenia. Inwazja z krajów ościennych, utrata tronu, bunt pogański, kastracja, nagła śmierć… Może także dlatego do patrona znad Mozy Piastowie już potem nie wracali.

Św. Stanisław z Leodium

Biskup krakowski Stanisław ze Szczepanowa, późniejszy święty, uczył się ponoć w Leodium. Na takie miejsce najczęściej wskazują źródła kościelne. Po jego śmierci kolejny biskup Lambert III przeniósł relikwie męczennika do katedry. Z czasem zaś śmierć Stanisława z rąk opanowanego szałem króla Bolesława Szczodrego opisał bp Wincenty Kadłubek.

Rodzi się pytanie, czy wpływu na ten opis i jego podłoże polityczne nie miała historia śmierci św. Lamberta, najwyraźniej duchowego patrona wielu krakowskich biskupów. Tak streścił jej okoliczności dr D. A. Sikorski: „Biskup Lambert był krewnym i sprzymierzeńcem Plektrudy, żony frankijskiego majordoma Pepina z Heristalu. Ten ostatni miał kochankę Alpaidę, matkę późniejszego Karola Młota, a związek ten był przez Lamberta potępiany. Brat Alpaidy Doddo zorganizował zamach na życie Lamberta i jego krewnych za to, że ten nazwał Alpaidę konkubiną. W rzeczywistości Lambert zginął zamordowany przez krewnych Doddona, zamordowanego z rąk bratanków Lamberta. Ponieważ się nie bronił, jego śmierć została potraktowana jako męczeństwo”. Według innych źródeł miał zginąć w bramie kościoła albo wręcz przy ołtarzu – jak św. Stanisław.

Reklama

„W przypadku św. Lamberta była to raczej brama kościoła. To miejsce szczególne. Później o tym zapomniano, ale w średniowieczu, zwłaszcza wcześniejszym, brama świątyni odgrywała rolę miejsca oficjalnego eksponowania różnych rzeczy i wydarzeń. Na przykład małżeństwo zawierano przed bramą kościoła – opowiada prof. Andrzej Pleszczyński. – Natomiast w przypadku św. Stanisława mocno podkreślony jest ołtarz. Tu zatem mocniejszy okazał się inny »pierwowzór« : opowieść o śmierci św. Tomasza Becketa, który miał być zabity w swojej katedrze”.

Nasz ekspert

Adam Węgłowski

Adam Węgłowski – dziennikarz i pisarz. Były redaktor naczelny magazynu „Focus Historia”, autor artykułów m.in. do „Przekroju”, „Ciekawostek historycznych”. Wydał serię kryminałów retro o detektywie Kamilu Kordzie, a także książki popularyzujące historię, w tym „Bardzo polską historię wszystkiego” oraz „Wieki bezwstydu”. Napisał też powieść „Czas mocy” oraz audioserial grozy „Pastor” – rozgrywający się na przełomie wieków XVII i XVIII w Prusach. W swoich rodzinnych stronach, na Mazurach, autor umiejscowił także powieści „Pruski lód ” oraz „Upierz”.
Reklama
Reklama
Reklama