Sobibór był przerażająco efektywnym trybem w niemieckiej machinie zbrodni. Liczba ofiar budzi grozę
Sobibór, a dokładnie – SS-Sonderkommando Sobibor – funkcjonował przez krótki, za to intensywny okres, od maja 1942 do października 1943 roku. Niezbyt długi czas działania tego miejsca i ogromna liczba ofiar niemieckiej machiny zbrodni podkreślają ekstremalną wydajność, narzuconą w ramach „planu ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”.

Spis treści:
- Ludobójczy projekt
- Ukryty przed światem kombinat zbrodni
- Mechanizm eksterminacji
- Opór i powstanie
- Likwidacja obozu
SS-Sonderkommando Sobibor był jednym z najwydajniejszych ośrodków masowej zbrodni w historii. Obóz służył wyłącznie do natychmiastowej eliminacji, wykorzystując spaliny z tlenkiem węgla jako narzędzie zagłady. Choć jego działalność trwała zaledwie półtora roku, pochłonęła życie co najmniej 170 tys. Żydów z całej Europy.
Ludobójczy projekt
Niemiecki obóz zagłady SS-Sonderkommando Sobibor był jednym z trzech ośrodków masowej eliminacji, obok Bełżca i Treblinki, stworzonych w ramach strategicznej i ściśle tajnej operacji pod kryptonimem akcja „Reinhardt”. Zbrodnicze działania trwały od marca 1942 do listopada 1943 roku i były scentralizowanym planem eliminacji Żydów w Generalnym Gubernatorstwie i Europie Wschodniej. Szacuje się, że w ramach akcji Reinhardt Niemcy zgładzili około 1,6 mln europejskich Żydów. Skala zbrodni popełnionych w tych trzech obozach pochłonęła łącznie więcej ofiar niż cały kompleks obozowy Auschwitz-Birkenau, mimo że ten jest powszechnie uznawany za główny symbol Holokaustu.
Sobibór, podobnie jak Bełżec i Treblinka, reprezentował model obozu zagłady, przynajmniej przez większość czasu. Ośrodki te zostały zaprojektowane wyłącznie w celu szybkiej i masowej eliminacji, celowo unikając połączenia z obozami pracy koncentracyjnej. Ta ścisła, czysto zbrodnicza funkcja, implikowała specyficzną architekturę oraz wymuszała dążenie do totalnego zniszczenia śladów działań, które tam podejmowano. Dowództwo całej operacji znajdowało się w Lublinie, skąd zarządzano logistyką i personelem, wprzęgając w mechanizmy ludobójstwa również KL Lublin (Majdanek).
Ukryty przed światem kombinat zbrodni
Sobibór został wybudowany w izolowanym, zalesionym terenie, przy linii kolejowej Lublin-Chełm-Włodawa. Zbrodnicza machina śmierci stanęła w słabo zaludnionej okolicy, z trzech stron otoczonej sosnowym borem. Taka lokalizacja miała służyć ułatwieniu ukrycia zbrodni, ale nie tylko. Miała też zapewnić sprawną obsługę transportów kolejowych. Obóz był systematycznie podzielony na trzy funkcjonalne sektory, zaprojektowane w celu utrzymania tajemnicy i efektywności zagłady poprzez oddzielenie obszarów życia roboczego od strefy eksterminacji.
Podział obozu
Sektor lager I pełnił funkcję obozu roboczego dla więźniów stałych. Mieściły się tam baraki mieszkalne i kuchnia. Przebywali tam więźniowie zmuszani do pracy przy obsłudze obozu i sortowaniu zagrabionego mienia.
Lager II stanowił strefę przyjęć, gdzie odbywał się rozładunek ofiar na rampie kolejowej. Odbywała się tu proces wstępnej selekcji, po którym deportowanych kierowano do strefy mordu. W tym sektorze znajdowały się magazyny na mienie ofiar oraz barak fryzjerni.
Najbardziej strzeżoną strefą, która w praktyce stanowiła centrum mechanizmu zagłady, był lager III. Ta część była całkowicie odizolowana od reszty obozu.
Infrastruktura eksterminacji
Wraz ze wzrostem intensywności akcji „Reinhardt”, infrastruktura sektora zagłady ulegała stopniowej rozbudowie. Pierwotny budynek komór gazowych okazał się niewystarczający i został przebudowany na większą komorę, składającą się z ośmiu cel. To jednoznacznie dowodzi systematycznego wzrostu morderczej wydajności i zdolności do przyjmowania masowych transportów. Przy budowie nowych komór, Niemcy wykorzystali cegły pochodzące z rozbiórki domów żydowskich z getta we Włodawie. Stanowiło to symboliczny akt totalnej destrukcji żydowskiej przestrzeni życiowej na rzecz infrastruktury śmierci.
Kluczowym elementem lager III była przybudówka z silnikami, które służyły do wytwarzania trującego gazu. Wykrycie reliktów fundamentów komór gazowych po 2000 roku dzięki badaniom archeologicznym jest krytycznym dowodem, który potwierdza topografię i metodę działania obozu, przełamując próbę totalnego zacierania śladów zbrodni.
Struktura dowodzenia
Personel SS, składający się z około 20–30 esesmanów, został przeniesiony do Sobiboru głównie ze struktur akcji T4. To właśnie nabyte wcześniej doświadczenie umożliwiło im natychmiastowe wdrożenie zbrodniczych mechanizmów w Sobiborze. Przykładowo, Christian Wirth, jako inspektor obozów akcji „Reinhardt”, odegrał kluczową rolę w standaryzacji i organizacji procesów eksterminacji.
Centralni zbrodniarze
W krótkiej historii obozu, funkcję dowódczą pełniło dwóch komendantów. Od kwietnia do sierpnia 1942 roku, w Sobiborze dowodził Franz Stangl, austriacki nazista, który później został przeniesiony do kierowania obozem zagłady w Treblince. Po nim dowództwo objął Franz Reichleitner i funkcję komendanta pełnił aż do likwidacji obozu.
Strażnicy pomocniczy
Załogę obozu uzupełniał personel pomocniczy, rekrutowany głównie spośród sowieckich jeńców wojennych. Byli oni niezbędni do pilnowania obwodu i utrzymania dyscypliny wśród więźniów. Jedną z najbardziej znanych postaci tego personelu, której proces symbolizował powojenne wyzwania prawne, był Iwan Demianiuk.
Mechanizm eksterminacji
W ciągu 18 miesięcy funkcjonowania w Sobiborze zgładzono co najmniej 170 000 Żydów. Większość ofiar, bo około 100 tysięcy, pochodziła z Polski. Należy jednak podkreślić, że logistyczny zasięg obozu był znacznie szerszy. Szczególnie duży był udział Żydów z Europy Zachodniej. Ponad 33 tys. ofiar pochodziło z Holandii. Pozostałych deportowano ze Związku Radzieckiego, Niemiec, Czechosłowacji, Francji, Austrii i Jugosławii.
Proces eksterminacji był szybki i brutalny, maskowany pretekstem „kąpieli” i „dezynfekcji”. Po przybyciu na rampę w lager II, deportowani byli natychmiast rozdzielani i pędzeni do lager III. W odróżnieniu od obozu Auschwitz, w Sobiborze nie stosowano cyklonu B. Niemcy znaleźli tańszą i łatwiejszą do wdrożenia metodę. Używali tlenku węgla, generowanego przez silnik spalinowy. Motor znajdował się w przybudówce obok komór gazowych w lager III. Po wprowadzeniu ofiar do cel i zamknięciu drzwi, operatorzy SS uruchamiali silnik, a toksyczne spaliny były wtłaczane rurami do wnętrza pomieszczeń.
W lager III znajdowały się początkowo masowe groby. W ramach tajnej akcji, której celem było zniszczenie fizycznych dowodów zbrodni, konieczne stało się wykopanie i spalenie wcześniej pochowanych ciał. W tym celu z szyn kolejowych złożono specjalny ruszt, obok którego znajdowało się wysypisko popiołów.
Opór i powstanie
Powstanie w Sobiborze było jednym z nielicznych udanych zbrojnych zrywów w obozach zagłady. Konspiracja wyłoniła się z połączenia dwóch grup więźniów. Jedną stanowili Żydzi polscy, w tym Lejb (Leon) Felhendler. Druga składała się z żydowskich jeńców radzieckich, którzy wnieśli przeszkolenie wojskowe. Tą grupą dowodził Aleksander Pieczerski, młody porucznik Armii Czerwonej.
Powstanie rozpoczęło się 14 października 1943 roku, w kulminacyjnym momencie działalności obozu. Dzięki precyzyjnemu planowaniu, więźniom udało się zabić dwunastu esesmanów oraz dwóch ukraińskich strażników. Akcja ta doprowadziła do masowej ucieczki około 300 osadzonych.
Likwidacja obozu
W obliczu powstania i masowej ucieczki, Niemcy doszli do wniosku, że dłużej nie uda się im utrzymać Sobiboru jako tajnego ośrodka zbrodni. W konsekwencji zadecydowano o natychmiastowej likwidacji obozu.
Wszystkie elementy infrastruktury nadające się do użytku zostały wywiezione, a budynki komór gazowych wysadzono w powietrze. Aby stworzyć naturalny kamuflaż i ukryć masowe groby, teren obozu został zalesiony. Ta próba totalnego zatarcia śladów miała utrudnić powojenne śledztwa i zaprzeczyć istnieniu ośrodka zagłady.
Ostatni świadkowie, więźniowie z Treblinki, którzy dokonali demontażu, zostali rozstrzelani na terenie obozu. W grudniu 1943 roku machina śmierci przestała istnieć.
Źródło: National Geographic Polska
Nasz autor
Artur Białek
Dziennikarz i redaktor. Wcześniej związany z redakcjami regionalnymi, technologicznymi i motoryzacyjnymi. W „National Geographic” pisze przede wszystkim o historii, kosmosie i przyrodzie, ale nie boi się żadnego tematu. Uwielbia podróżować, zwłaszcza rowerem na dystansach ultra. Zamiast wygodnego łóżka w hotelu, wybiera tarp i hamak. Prywatnie miłośnik literatury.

