Reklama

Spis treści:

  1. Historia opisana przez Prokopiusza
  2. Kaszalot czy inny gigant?
  3. Trop prowadzi do orki
  4. Gdzie kończy się fakt, a zaczyna legenda?
  5. Tajemnica, która może nigdy nie zostać rozwiązana

W rzeczywistości chodzi o tekst greckiego historyka Prokopiusza. Opowiada on o przerażającym morskim potworze Porfyrios, który nękał mieszkańców Bizancjum przez 50 lat. Ostatecznie miał paść z rąk… stada delfinów. Jego kolosalny rozmiar – długi jak szkolny autobus (około 10–12 m) – sprawił, że wielu sugerowało, iż był to kaszalot. Inni, widząc współczesne orki uszkadzające łodzie u wybrzeży Hiszpanii i Portugalii, patrzą na opowieść o Porfyriosie w nowym świetle.

Historia opisana przez Prokopiusza

Czy zatem tym morskim postrachem była orka – czy zupełnie inny gatunek? Poprosiliśmy o analizę „historyka potworów morskich” i współczesnego biologa morza. W słynnym dziele Wojny Prokopiusz opisuje ogromnego „kētos”, który „sprawiał kłopoty Konstantynopolowi i okolicom” – z przerwami – przez 50 lat.

Starożytne greckie słowo kētos zwykle tłumaczy się jako „potwór morski” lub „wieloryb”. W praktyce termin jest jednak „frustrująco nieprecyzyjny” – mówi Ryan Denson, adiunkt Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach i autor przygotowywanej książki A Zoobiography of the Ancient Sea Monster. Denson, który udostępnił National Geographic własny przekład tych fragmentów, wyjaśnia, że kētos może obejmować tuńczyki, duże ryby, „psy morskie” (zapewne rekiny), a nawet stworzenia mityczne.

Zgodnie z opowieścią potwór zatapiał wiele statków i porywał pasażerów. Czasem znikał na dłużej, po czym wracał i znowu czynił szkody. Problem był tak poważny, że cesarz Justynian (panował w latach 527–565) zaczął się niepokoić, lecz nie miał jak powstrzymać rozrabiakę. – Nie jest wykluczone, że Justynian wysłałby żołnierzy na łodzi, by spróbowali go harpunować – mówi Denson. – Nie mamy jednak na to dowodów.

Po pół wieku straszenia żeglarzy Porfyrios miał w końcu paść ofiarą własnej żądzy zabijania. – Pchany głodem albo miłością zwycięstwa – pisze Prokopiusz – w pogoni za stadem delfinów wdarł się na brzeg. – Wpadł w dość głębokie błoto. – Próbując się wydostać, „wszystko wzburzył” i ugrzązł.

Kiedy Porfyrios utknął, był zdany na łaskę mieszkańców. – Ludzie po prostu rzucili się na niego i zarąbali go na śmierć – streszcza Denson. Część mięsa zjedzono od razu. Resztę zasolono i zabrano do domu na później.

Kaszalot czy inny gigant?

Ten opis zguby zwierzęcia może podpowiadać, z kim mamy do czynienia. Prokopiusz podaje, że potwór miał około 45 stóp długości (ok. 13,7 m). – Niewiele jest w morzach zwierząt o takich rozmiarach – mówi Lee Fuiman, profesor w Instytucie Nauk o Morzu Uniwersytetu Teksasu w Austin.

Do tego grona należą płetwale błękitne, finwale, kaszaloty, walenie grenlandzkie i rekiny wielorybie. Z tej listy jedynie kaszaloty są czynnymi drapieżnikami. Reszta filtruje plankton, kryl lub drobne ryby. Kaszaloty mogłyby też dożyć wieku Porfyirosa. Średnio żyją około 60 lat.

Dlatego to na nie najczęściej pada podejrzenie. Tu jednak zaczynają się schody. Prokopiusz pisze, że olbrzym polował nawet na delfiny. – To mocno zawęża krąg podejrzanych – mówi Fuiman. Kaszaloty, największe uzębione drapieżniki oceanu, polują głównie na kałamarnice, a nie na delfiny.

Trop prowadzi do orki

Zwierzę, które poluje na delfiny? – To brzmi jak orka – mówi Fuiman. Orki i kaszaloty potrafią omyłkowo osiadać na płyciznach, gdy wypływają poza swój głęboki tor – tak jak Porfyrios. Niektóre orki celowo „wybiegają” na brzeg, by schwytać foki, po czym fala znów znosi je na wodę. To ryzykowna taktyka. Pomyłka w ocenie chwili może skończyć się utknięciem.

Samice orek mogą dożywać 90 lat. To aż nadto, by terroryzować kolejne pokolenia starożytnych żeglarzy. Czy jednak wiek nie jest tu fałszywą wskazówką? – Czy przez pół wieku grasowała jedna bestia, czy też mieszkańcy nazywali Porfyriosem każdego większego wieloryba? – zastanawia się Denson.

I czemu, jeśli to była orka, nikt nie wspomina o jej charakterystycznym czarno-białym ubarwieniu? – Tego nie da się przegapić – mówi Fuiman. Imię Porfyrios oznacza „purpurowy”. Denson przypuszcza jednak, że chodziło raczej o „winne” barwy morza lub o królewski majestat (purpura to kolor władzy), a nie o kolor skóry zwierzęcia.

Jeszcze jeden argument przeciwko orkom to rozmiar. Największa znana orka miała 32 stopy (ok. 9,8 m) długości. – Dlatego mało prawdopodobne, by winne były też wielkie rekiny drapieżne, jak żarłacze białe czy tygrysie – dodaje Fuiman. – Ich dieta by pasowała, ale rozmiar już nie. Zwykle dochodzą do około 20 stóp (ok. 6,1 m).

Gdzie kończy się fakt, a zaczyna legenda?

A może patrzymy w złą stronę? Denson ma powody, by uważać niektóre twierdzenia Prokopiusza za „trochę podejrzane”. Historyk nie był naocznym świadkiem wydarzeń z opowieści o Porfyriosie. – Trzeba więc liczyć się z przesadą – mówi. Starożytne teksty historyczne były barwniejsze niż dzisiejsze. – Dziś chcemy, by książki historyczne trzymały się tematu – tłumaczy Denson. – Prokopiusz był autorem bardzo dygresyjnym. Lubił opowieści dla samych opowieści.

To dodaje smaku, ale sprzyja koloryzowaniu. – „Statki” to słowo bardzo ogólne – zauważa Denson. – Może oznaczać ogromne trójrzędowce – co pasowałoby do reputacji przerażającego kolosa. Ale równie dobrze mogło chodzić o małe łodzie wiosłowe. – Byłbym tu ostrożny. Czy Porfyrios rzeczywiście atakował jednostki z premedytacją? – Nietrudno wyobrazić sobie kaszalota albo orkę, która przypadkiem uderza w łódź i kogoś strąca – mówi Denson. – Potem taka historia rośnie w opowieściach.

Rozmiary bestii mogły zostać wyolbrzymione – jak „rekordowa ryba” w wędkarskich wspomnieniach. Mierzenie też bywało mgliste. – Dziś traktujemy standaryzację jednostek miary jako coś oczywistego – przypomina Denson. – W starożytności różniły się one między regionami i wiekami. – To utrudnia przekład dawnych wymiarów na nasze.

Denson pyta również, czy ktoś rzeczywiście widział, jak Porfyrios osiadł w pogoni za delfinami. Może znaleziono go już na lądzie i tak to sobie dopowiedziano? Niewykluczone też, że opowieść Prokopiusza ma wymiar metaforyczny. – Kētos to w starogreckim także biblijny Lewiatan – mówi Denson. – A w tekście pojmanie tego stworzenia sąsiaduje z apokaliptycznymi motywami: trzęsieniami ziemi czy wylewami Nilu.

Wszystko to sprawia, że bardzo trudno rozdzielić fakty od przesady. – Skoro nie wiemy, czemu Prokopiusz nam to opowiada, trudno powiedzieć, które elementy są „podkręcone”, a które nie – podsumowuje.

Tajemnica, która może nigdy nie zostać rozwiązana

Aby jeszcze bardziej zagmatwać sprawę, żaden z dwóch głównych podejrzanych nie jest typowy dla wód wokół Konstantynopola – dzisiejszego Stambułu. Kaszaloty zwykle żyją na głębokich wodach. Tam polują na ulubiony pokarm: głębinowe kałamarnice. – Z punktu widzenia siedliska jest to bardzo mało prawdopodobne w rejonie Konstantynopola – mówi Fuiman.

Z kolei orki we wschodniej części Morza Śródziemnego pojawiają się niezwykle rzadko. Zwykle nie wędrują dalej niż do zachodniego basenu – tam, gdzie Gladys i jej towarzyszki dziś niepokoją łodzie. Tak jak być może nigdy nie dowiemy się, dlaczego współczesne orki taranują łodzie, tak i tożsamość Porfyoriosa może na zawsze pozostać tajemnicą.

Źródło: National Geographic

Reklama
Reklama
Reklama