Meksyk, liczba użytkowników 650-1 tys.
 

Wymieranie języków to proces równie alarmujący jak zanikanie różnorodności biologicznej świata. Zniknięcie języka pozbawia nas wiedzy nie mniej cennej niż szansa na jakiś przyszły cudowny lek, która ginie wraz z wymarciem jakiegoś gatunku zwierzęcia czy rośliny. Małe języki – w znacznie większym stopniu niż te o szerokim zasięgu – dają nam klucz do tajemnic przyrody, bo ludzie, którzy ich używają, zwykle żyją w wielkiej bliskości z naturą, a ich mowa jest odbiciem tego, co obserwują.
 

Gdy jakaś mała grupa zapomina swojego języka ojczystego i przerzuca się na angielski czy hiszpański, powstaje luka w przekazywaniu ludowej wiedzy z pokolenia na pokolenie – wiedzy o ziołach leczniczych, zabiegach agrotechnicznych, metodach irygacji, kalendarzach. Indianie Seri z Meksyku byli od zawsze sezonowo wędrującymi łowcami-zbieraczami na zachodnim obrzeżu pustyni Sonora, nad Zatoką Kalifornijską. Aby przetrwać, musieli doskonale znać tutejsze morskie i lądowe zwierzęta i rośliny, ich cechy, zwyczaje, cykle życiowe. Wszystko to znalazło odbicie w języku, zwanym przez nich cmiique iitom. Niegdyś Indianie Seri (ich nazwa własna to Comcaac) nie mieli stałych siedzib. Przebywali tam, gdzie można było znaleźć najwięcej pożywienia – czy to w postaci dojrzewających owoców kaktusów na zboczach gór, czy obfitości wodorostów w zatoce. Dziś zamieszkują osady Punta Chueca i El Desemboque, skupiska domków z cementowej cegły stojące nad zatoką, na skraju rozległej, pustej na pozór pustyni. Domy otoczone są ogrodzeniami z zatkniętych w ziemię kolczastych pędów krzewu ocotillo, które zakorzeniły się i utworzyły żywopłoty.
 

Amando Torres Cubillas siaduje codziennie na piasku w rogu swojego plenerowego studia przy plaży w El Desemboque, podkurcza niesprawne nogi i rzeźbi morskie żółwie w ciemnym drewnie z pustynnego drzewa żelaznego (Olneya tesota). Czasem, gdy coś go najdzie, spogląda na zatokę i umila sobie pracę długą pieśnią relacjonującą zagmatwaną rozmowę między małym plażowym małżem taijitiquiixaz a rakiem (z rodzaju Emerita). Słowa są typowe dla pieśni plemienia Seri: głoszą chwałę przyrody podszytą smutkiem straty. Mowa ojczysta jest dla ludu Seri czymś, co go określa, jądrem jego tożsamości. Przedstawiciel starszyzny plemiennej, Efraín Estrella Romero, powiedział mi: – Jeśli wychowa się dwoje rodzeństwa tak, że jedno będzie używać naszego języka cmiique iitom, a drugie hiszpańskiego, to staną się dwojgiem zupełnie różnych ludzi, niepodobnych do siebie.
 

Gdy w 1951 r. w wiosce El Desemboque zamieszkali amerykańscy językoznawcy Edward i Mary Beck Moserowie, Seri przechodzili ciężki okres – epidemie grypy i odry zdziesiątkowały ich tak, że plemię stopniało do ok. 200 osób. Dla naukowców był to jednak okres pomyślny, bo tutejsza kultura ludowa była jeszcze stosunkowo nienaruszona i żywotna. Mary Moser pełniła dodatkowo funkcję pielęgniarki i położnej. Gdy już odebrała wiele porodów, rodziny noworodków, zgodnie z obyczajem, zaczęły jej ofiarowywać wysuszone fragmenty odciętych pępowin, które ta miała pieczołowicie przechowywać w specjalnym „garnku pępkowym”. Dawano jej też długie warkocze splatane z ośmiu pasm włosów, które obcinali sobie mężczyźni opuszczający wioskę, żeby wyjechać do pracy w mieście. Obcięcie warkocza jest symbolicznym przecięciem pępowiny, zerwaniem ciągłości między dawnym a nowym.
 

Córka Moserów, Cathy, wyrosła wśród Indian w El Desemboque. Została etnografem i grafikiem. Wraz z mężem, Stevem Marlettem, językoznawcą, kontynuuje badania rodziców nad językiem plemienia Seri. Plemię odbudowało liczebność po stratach i dziś języka seri używa 650–1000 osób. Trzymają się ojczystej mowy częściowo dlatego, że nie znoszą oficjalnej kultury Meksyku. W 1773 r. Indianie zabili księdza, który chciał tu założyć misję. Watykan nie zdecydował się przysłać następcy i plemię nie zostało nawrócone na katolicyzm. Seri pozostają dumnie nieufni wobec obcych. Gardzą też osobistym bogactwem, którego nie dzieli się z innymi. Tutejsze przysłowie mówi: „Gdy Seri się bogaci, przestaje istnieć”. Ze względu na koczownicze korzenie członkowie społeczności dobra materialne uważają za balast. Podczas tradycyjnego pochówku wraz ze zmarłym grzebie się jego skromny dobytek. Potomkowie i krewni nie dziedziczą niczego prócz pieśni, legend, pouczeń. Rene Montano siedzi w cieniu ganku przed swoim domkiem i opowiada mi legendy o dawnej rasie olbrzymów, którzy potrafili jednym krokiem przesadzić cieśninę między ich rodzinną wyspą Tiburon a lądem stałym. Słucham więc o hant iiha cöhacomxoj, czyli o tych, którym opowiedziano o skarbach Ziemi, o wszystkich dawnych sprawach. „Ci, którym opowiedziano” to ci, którzy – chcąc nie chcąc – wzięli na siebie odpowiedzialność za przekazanie dalej tego, co usłyszeli. I dzięki tej zasadzie wszyscy stajemy się dziedzicami wiedzy zamkniętej w skarbnicy mowy ludu Seri. Ich język ma nazwy dla ponad 300 pustynnych roślin, a nazwy zwierząt odzwierciedlają wiedzę biologiczną, którą naukowcy dopiero teraz zaczynają doceniać. I tak, wyraz z języka seri oznaczający żniwa wodorostów Zostera marina nasunął naukowcom pomysł zbadania ich wartości odżywczych. Okazało się, że Zostera odznacza się wysoką zawartością białka, porównywalną z pszenicą. Morskiego żółwia zielonego Indianie Seri nazywają moosni hant cooit, „żółwiem, który opada na dno”, bo twierdzą, że te gady zapadają w hibernację na morskim dnie – gdzie właśnie indiańscy rybacy na nie polują. Z niedowierzaniem przyjmowaliśmy informację od Indian Seri z pustyni Sonora w Meksyku, że żółwie z rodzaju Chelonia zagrzebują się na dnie na czas chłodnej pory roku – pisano w artykule w Science w 1976 r. – Niemniej jednak okazało się, że Seri są wiarygodnymi informatorami. Członkowie tego ludu zjadają żółwie morskie, z jednym wyjątkiem: żółwi skórzastych. Powiadają, że ten gatunek rozumie ich język, a właściwie żółwie skórzaste same należą do ludu Seri.
 

W 2005 r. użyto wyrazu hacat, oznaczającego w języku seri rekina, jako nazwy nowo odkrytego gatunku rekina z rodziny mustelowatych – Mustelus hacat. Gatunek dopiero teraz opisany przez naukowców Indianom znany był od lat. Jedną z metod ratowania języka jest przechowanie go w postaci pisanej i opracowanie słownika. Językoznawcy z jednej strony kochają perspektywę przystosowania pisma do języków, które dotąd miały tylko postać ustną, z drugiej obawiają się jej. Obawiają, bo sama koncepcja alfabetu zmienia język, który ten alfabet miał ocalić. A po drugie zmienia językoznawcę z obiektywnego obserwatora w działacza. To trudny dylemat, bo globalizacja kultury jest procesem nie do zatrzymania. Kyzył, stolica Tuwy, nie miała dotąd połączenia kolejowego z resztą Rosji, ale ma je uzyskać w najbliższych latach. Do El Desemboque doprowadzono przez pustynię elektryczność do napędu pompy.
 

A w Arunaćal Pradeś właśnie ukończono nową zaporę, która zapewni bardziej niezawodne dostawy elektryczności. Umieraniu kultury, powolnemu ginięciu języka przeciwstawić się mogą tylko duma i  upór, szacunek dla tradycji i starych ludzi, świadomość, że kluczem do naszej przyszłości jest to, co już za nami. A także przekonanie, że języki, którymi mówi już niewielu, wciąż mogą nam wiele powiedzieć.
 

Przeczytaj pozostałe artykuły z cyklu:

Język hrusyjski

Język tuwiński