Dlaczego niektóre budynki wydają się nawiedzone? To nie duchy: to mózg nas straszy
Niektóre przestrzenie – mimo braku duchów – wywołują irracjonalny niepokój. Naukowcy tłumaczą, że to nie magia, lecz mechanizmy działania ludzkiego mózgu. Poznaj tajemnice architektury, która wytrąca nas z równowagi.

Spis treści:
- Jak mózg bada przestrzeń?
- Skąd bierze się niepokój w opuszczonych budynkach?
- Gdy dezorientacja uruchamia lęk
- Dlaczego mózg „błądzi” w takich miejscach?
- Instynkty pierwotne w nowoczesnych przestrzeniach
Zwykle myślimy o domach i hotelach jako o miejscach bezpiecznych i przewidywalnych. Wystarczy jednak wejść w ciemny korytarz, a tętno przyspiesza, zanim zdążymy to sobie uświadomić.
Naukowcy twierdzą, że te odczucia to nie zabobon, ale mózg błędnie odczytujący otoczenie. Eksperci pokazują, jak architektura – za sprawą ścian, światła i dźwięku – potrafi zmylić zmysły i zamienić znane miejsca w coś niepokojąco obcego.
Jak mózg bada przestrzeń?
Gdy wchodzimy do nowego miejsca, zmienia się powietrze i światło. Na moment ciało zastyga – to chwila, gdy przekraczamy próg budynku, którego nie znamy. Tak się dzieje, ponieważ mózg niemal natychmiast zaczyna budować wewnętrzną mapę przestrzeni – wyjaśnia Lisa Giocomo, profesor neurobiologii na Stanford University School of Medicine. Pomagają w tym ściany, narożniki i wyraziste punkty orientacyjne.
Gdy taka mapa już powstanie, mózg nakłada na nią znaczenia zaczerpnięte z pamięci i doświadczenia. Rozpoznajemy budynek jako restaurację, więc oczekujemy, gdzie zamówić lub odebrać jedzenie. Ta mapa służy mózgowi nie tylko do ustalenia, gdzie jesteśmy teraz, ale też dokąd możemy pójść w tej przestrzeni w przyszłości – dodaje Giocomo.
To nieustanne przewidywanie tego, co dalej (zwane przetwarzaniem predykcyjnym), daje nam poczucie bezpieczeństwa. Gdy jednak przestrzeń łamie te oczekiwania, system się zacina. A nasze poczucie bezpieczeństwa słabnie.

Skąd bierze się niepokój w opuszczonych budynkach?
– Mózg jest wyczulony na ślady rozkładu. W starych hotelach, dworach czy opuszczonych salach subtelne bodźce – zapach stęchlizny, pleśni i kurzu – sygnalizują biologiczny rozpad. Podpowiadają, że przestrzeń nie nadaje się do zamieszkania – mówi Beth Tauke z University at Buffalo, badaczka percepcji przestrzeni. Dołóżmy echo kroków, które potęguje poczucie izolacji. Na koniec chłodne, wilgotne powietrze – przywodzące na myśl podziemia.
Zrujnoane budynki wywołują skojarzenia ze śmiercią. Myślami wracamy do tych, którzy tu bywali – i do tego, co się stało. Ta narracyjna pustka, połączona z niepewnością wzrokową, pobudza sieć spoczynkową układu nerwowego (default mode network) – system odpowiedzialny za wyobraźnię i pamięć – nadając przestrzeni niemal nawiedzony charakter – tłumaczy Tauke. Mózg dopowiada sobie historie, żeby zrozumieć ruinę. A te historie zwykle skręcają w stronę zagrożenia.
Gdy dezorientacja uruchamia lęk
Wiele rzekomo nawiedzonych miejsc nie ma punktów orientacyjnych, na których polegamy podczas nawigacji. W korytarzach każdy zakręt wygląda tak samo. Długie hale z powtarzalnymi ścianami, drzwiami i obrazami po obu stronach zostawiają nas bez pewności, gdzie byliśmy i dokąd można pójść. Bez punktów orientacyjnych i widocznego końca mózgowi trudno określić, gdzie jesteśmy w przestrzeni – mówi Tauke. Pojawia się dezorientacja i poczucie braku bezpieczeństwa.
Badanie z 2021 roku dotyczące formy architektonicznej i zmysłów wykazało, że zmiany krzywizn i oświetlenia wpływają na pobudzenie fizjologiczne – gdy poruszamy się przez określone pomieszczenia, rośnie czujność. Architekci korzystali z tych zasad od dawna, świadomie lub nie – od dezorientującej symetrii Sali Lustrzanej w Wersalu po dudniące pustki budynków brutalistycznych.
Powtarzalność potęguje niepokój. Środowisko staje się zbyt przewidywalne, by wydawało się prawdziwe. Tak rodzi się to niepokojące wrażenie czegoś prawie, ale jednak nie całkiem znajomego.

Jednolite oświetlenie potrafi zniwelować głębię i cienie, osłabiając wskazówki przestrzenne – mówi Tauke. Brak ruchu i dźwięku sygnalizują "dziwność" środowiska.
Dlaczego mózg „błądzi” w takich miejscach?
System mapowania przestrzeni w mózgu opiera się na stałości – podkreśla Giocomo. Gdy pojawia się niepewność, coś narusza nasze przewidywania – na przykład nagły, niespodziewany ślepy zaułek – albo gdy bodźce są sprzeczne, jak wtedy, gdy ściany zdają się przesuwać szybciej lub wolniej, niż wskazuje ruch naszego ciała, rodzi się dyskomfort i niepokój – dodaje.
„Nawiedzone przestrzenie” często zawierają korytarze wracające do punktu wyjścia, przypadkowe ślepe zaułki lub idealnie symetryczne skrzyżowania czy wielkie, zrujnowane schody opadające w ciemność. Psychologicznie ciemna klatka schodowa oznacza zejście do nieświadomości, gdzie kryją się wyparte lęki – mówi Tauke. Nawet bez realnego zagrożenia ten obraz niesie suspens.
Ciemność spłaszcza pole widzenia. Oczy i ciało dostarczają wtedy sprzecznych sygnałów do układu przedsionkowego, który odpowiada za równowagę. Gdy światła jest mało lub cienie zamazują stopnie, kora wzrokowa otrzymuje niepełne informacje o głębi, kontraście i krawędziach – wyjaśnia Tauke. Niedopasowanie między oczekiwanym a rzeczywistym – na przykład tam, gdzie powinna być kolejna krawędź stopnia – tworzy błędy przewidywania, które nakręcają uwagę i pobudzenie.
Instynkty pierwotne w nowoczesnych przestrzeniach
Bardzo wysokie pomieszczenia także wywołują niepokój, bo mózg ma trudność z oceną skali i lokalizacją potencjalnych zagrożeń. Dodajmy echo – a efekt się pogłębia.

Echo oznacza, że dźwięk dochodzi z wielu stron z niewielkimi opóźnieniami. Trudniej wtedy namierzyć źródło – także ewentualne niebezpieczeństwo – mówi Sina Esteky z Miami University, badaczka zachowań i projektowania. Akustyka dużych pomieszczeń może sprawić, że znajome odgłosy brzmią obco lub zniekształcają się. Zmysły pracują wtedy na podwyższonych obrotach. Pozostajemy w lekkim stanie czujności.
Przestrzenie ciasne generują inny rodzaj stresu. W ciasnocie mamy ograniczone możliwości poruszania się i ucieczki, co uruchamia reakcje stresowe nawet bez realnego zagrożenia – wyjaśnia Esteky. „Ewolucyjnie bycie uwięzionym oznaczało podatność na drapieżniki.”
Te instynkty wpisują się w teorię perspektywy i schronienia (prospect–refuge), według której preferujemy miejsca oferujące jednocześnie szeroki widok i poczucie osłony. Schody są tu wzorcowym przykładem. Strome spadki kojarzą się z urwiskami, a nawet do pułapkami, w które można wpaść. Krzywizny i kształt litery L zasłaniają pole widzenia przed drapieżnikami. Brak poręczy sugeruje brak czegoś, czego można się chwycić – jak roślin czy skalnych krawędzi.
Zejście po schodach ujawnia to jeszcze wyraźniej. Na górze czujemy kontrolę. W połowie – niewiadoma w dole i za plecami odbiera poczucie schronienia. Na dole pojawia się ulga, bo mózg znów potwierdza stabilność i drogi ucieczki – dodaje Tauke.
Podobnie działają pomieszczenia bez okien. Bez widoku na zewnątrz tracimy wskazówki przestrzenne i czasowe – światło dzienne, informacje o pogodzie i potencjalnych drogach ewakuacji. Pokoje bez okien odbierają nam perspektywę, tworząc wrażenie odcięcia od szerszego świata i niemożności oceny zewnętrznych warunków czy zagrożeń – mówi Esteky. To odcięcie wzmacnia poczucie zamknięcia, lekką klaustrofobię lub niepokój.
Świadomość, jak głęboko przestrzeń kształtuje emocje, sprawia, że architekci i neurobiolodzy projektują dziś budynki z myślą o nastroju – kojące szpitale, uspokajające węzły komunikacyjne, a nawet miejsca pracy zmniejszające przeciążenie sensoryczne. Te same zasady, które potrafią sprawić, że korytarz wydaje się złowieszczy, mogą też uczynić pokój kojącym.
Źródło: National Geographic

