Wieloletnia zmarzlina pokrywa jedną piątą lądu na półkuli północnej. Choć kojarzy się z lodem, jest to w istocie część skorupy ziemskiej, która stale znajduje się w ujemnej temperaturze. Kiedyś nazywało się ją wieczną zmarzliną. Jednak ostatnio to określenie straciło rację bytu. Z powodu podnoszenia się średniej temperatury globu, permafrost zaczął rozmarzać.

Niektóre jego warstwy pozostawały zamrożone przez setki tysięcy lat. Tak więc mamy do czynienia z czymś podobnym do prehistorycznej lodówki, która właśnie straciła zasilanie. Wszystko, co się w niej znajdowało, roztapia się wraz z lodem i ogrzewającą się ziemią. I – czasami – wraca do życia.

– Najważniejsze cechy wieloletniej zmarzliny: jest zimna oraz pozbawiona tlenu i światła – mówi Jean-Michel Claverie z Uniwersytetu Aix-Marseille cytowany przez „Guardiana”. – To idealne warunki do przechowywania materiału biologicznego. Gdyby umieścić w wieloletniej zmarzlinie jogurt, po 50 tys. lat nadal mógłby być jadalny.

Następna pandemia z północy?

A co z prehistorycznymi mikroorganizmami? Scenariusz opowiadający o patogenie z Arktyki, który pochodzi z wieloletniej zmarzliny i może zaatakować ludzkość, dotychczas był wykorzystywany przede wszystkim przez popkulturę. Jednak powstawanie seriali typu „Fortitude” nie oznacza, że nie należy traktować go serio.

– Obecnie analizy zagrożeń pandemicznych skupiają się na chorobach, które mogą pojawić się na południu globu i stamtąd rozprzestrzenić na północ – zauważa Jean-Michel Clavierie. – Natomiast bardzo mało uwagi poświęca się wybuchowi pandemii, do którego może dojść w północnych rejonach Ziemi. Moim zdaniem to niedopatrzenie. Są tam wirusy, które mogą zaatakować ludzi i spowodować nową epidemię – uważa badacz.

Wielkie wirusy z Syberii

Ostrzeżenia Claveriego należy potraktować poważnie. To właśnie jego zespół w 2014 roku jako pierwszy wyizolował żywe wirusy w syberyjskiej wieloletniej zmarzlinie. Patogen nazwany Pithovirus sibericum pochodził sprzed 30 tys. lat. Nie przeszkodziło mu to zaatakować współczesnych ameb.

W zeszłym roku Jean-Michel Claverie opublikował kolejne badania. Tym razem naukowcy donosili w nich o odkryciu kilku różnych szczepów wirusów, znalezionych w różnych miejscach na Syberii. Jeden z patogenów miał 48 tys. lat. Mimo to wszystkie potrafiły infekować żywe kultury komórkowe.

– Wirusy, które wyizolowaliśmy, mogły infekować jedynie ameby i nie stanowiły zagrożenia dla ludzi – stwierdza Claverie. − Nie oznacza to jednak, że inne wirusy – obecnie zamrożone w wieloletniej zmarzlinie – mogą nie być w stanie wywoływać chorób u ludzi. Zidentyfikowaliśmy na przykład ślady wirusów ospy i herpeswirusów, które są dobrze znanymi patogenami ludzkimi.

Duży ruch na Syberii

Niestety Alaska, Syberia i Arktyka ocieplają się szybciej niż reszta globu. Po pierwsze, powoduje to rozmarzanie wieloletniej zmarzliny. Jednak prawdziwe zagrożenie kryje się w czymś innym.

− Niebezpieczeństwo stanowi inny skutek globalnego ocieplenia: zanik lodu morskiego w Arktyce – opowiada Claverie. – Spowoduje to wzrost żeglugi i rozwój przemysłu na Syberii. Planowane są ogromne prace wydobywcze, które będą obejmowały wybicie ogromnych dziur w głębokiej wieloletniej zmarzlinie w celu wydobycia ropy i rud. Te operacje uwolnią ogromne ilości patogenów. Co gorsza, może się to stać w sąsiedztwie pracujących tam górników. Skutki mogą być katastrofalne – ostrzega badacz.

W wieloletniej zmarzlinie mogą kryć się patogeny nawet sprzed miliona lat. Czyli starsze niż ludzki gatunek. Nasz system odpornościowy może zupełnie nie być przygotowany do ich zwalczania.

Jak sobie z tym poradzić? Dzięki uważnemu monitorowaniu chorób pojawiających się na północy. Naukowcy tworzą sieć północnych ośrodków, których zadaniem byłoby śledzenie patogenów pojawiających się w tamtych rejonach globu. A także zapewnienie opieki medycznej dla chorych i miejsc do kwarantanny.


Źródła: Guardian, New Scientist.